Zmiana lekarza prowadzacego ciążę

Mam wspaniałą lekarke , kobieta jest delikatna i bardzo dokładna. Nie można generalowac. Za to byłam u złego Pana doktora

niestety w tym przypadku to nie płeć świadczy o dobrym podejściu do pacjęta a powołanie trzeba lubic to co się robi bo bez tego każda praca niema sensu

Tak, macie rację,ponieważ USG miałam u dwóch różnych kobiet i wręcz jedna milsza od drugiej:)

ja chodziłam ogolnie do 2 facetów to zle sie czułam u nich, u mojej lekarki było delikatnie, a za to w szpitalu mnie kiedyś kobieta zbadała i o mój Boże, nie chce jej nigdy więcej spotkac… to zalezy od człowieka czy chce być delikatny czy na szybko załatwić sprawę i do widzenia,

Nie ma znaczenia jakiej płci jest lekarz, jeśli nie ma podejścia do pacjenta to nie ma i tyle, trzeba go wtedy zmienić. Miałam styczność z jednym mężczyzną, o ktorym Wam już wspominałam, że był gburem, chamem i prostakiem, za to wszystkie kobiety, były ok, no może prócz ordynatorki :wink:

A ja wam opowiem hit… ze szpitala. Leżałam na sali z dziewczyną do której przyszła w odwiedziny ciężarna siostra (początek ciąży) i miała jakieś obawy, więc ta moja koleżanka z sali namówiła ją żeby poszła od razu do lekarza tam na miejscu. Poszła, po czym wróciła rozhisteryzowana bo w gabinecie praktykantka robiła jej usg dopochwowe… niestety najpierw włożyła jej aparat do odbytu, a potem nie zmieniając prezerwatywy umieściła w pochwie. Załamałam się słysząc tę historię, bo to może świadczyć o tym jak wygląda kształcenie młodego pokolenia lekarzy… rozumiem że można się pomylić, ale chyba nie w taki sposób i nie na etapie praktyk zawodowych w szpitalu :frowning:

Aleksandra faktycznie nie ciekawa sytuacja. Wykonujac jakiekolwiek badania praktykanci powinni miec juz jakas wiedze.

A gdzie był lekarz, który powinien kierować tego praktykanta?

Był na miejscu z tym że (o ile dobrze zrozumiałam) nie nadzorował praktykantki tylko zbadał pacjentkę po raz drugi. To jakaś abstrakcja… :confused:

Moim zdaniem w tym przypadku bardzo zawinił lekarz. Cóż się dziwić, że paktukantka nie umie prawidłowo wykonać badania skoro lekarz nie poświęcił jej czasu.
Niemniej jednak nie zmienia to faktu, iż najbardziej pokrzywdzona była pacjentka…

ja też uważam że to wina lekarza, bo wiadomo że praktykantka musi się nauczyć ale bez odpowiedniego nauczyciela nie da rady. szkoda pacjentki bo przeciez to pełno różnych bakterii można przenieść…

Ciężko spekulować czyja wina… bo praktyki są już po pewnym czasie na studiach a nie na samym poczatku. Być może studentka srednio przykładała się do nauki, choć nie wiem czy na medycynie by to przeszło… a z drugiej strony co się dziwić jak niektórzy sobie mogą kupić miejsce na uczelni :confused:

Ja również zmieniałam lekarza prowadzącego ciążę, było to w 5 miesiącu. Na początku chodziłam prywatnie do pani ginekolog w moim mieście, wizyty były tylko raz w tygodniu, w środy, od 14, nie było umawiania się na konkretną godzinę, przychodzisz, siadasz w kolejkę i siedzisz, no to ja przychodziłam około godziny 13:40 i siedziałam 20 minut czekając na panią i przeważnie wchodziłam pierwsza lub druga, kiedyś się zdziwiłam jak przyszłam o 13:45 a tam już pełny korytarz, hahaha. Pani brała za wizytę 50 zł, robiła usg dopochwowe, sprawdzała puls dziecka, oczywiście moja waga, ciśnienie i tyle. Cytologia kosztuje 30 zł dodatkowo. Oczywiście wszystkie wyniki, typu morfologia, mocz, WR itd płatne, bo ona prywatnie przyjmuje, nie chciało mi się chodzić po lekarzach rodzinnych, żeby mi wypisywali skierowania na te wyniki. Badanie, które jest zalecane w jakimś tam okresie, w którymś tygodniu ciąży robiłam u innego lekarza, bo “moja” ginekolog nie miała dobrego sprzętu. Więc jechałam do innej miejscowości, zapłaciłam 70 zł i z tymi wynikami za tydzien lub dwa do “mojej” ginekolog i tam zostawiałam znowu 50 zł. :stuck_out_tongue: Na usg 4D, które chciałam mieć tak czy siak, czy mi pani zaproponuje czy nie, jechałam znowu do innego lekarza, nawet się tej “mojej” nie pytałam czy jest u niej taka możliwość, patrząc po sprzęcie wiedziałam, że nie ma :smiley: Za to usg płaciłam chyba 180 zł, baardzo byłam zadowolona, mimo takiej kasy, ale doktor bardzo miły, wszystko wytłumaczył, badał mnie z 15 minut, partner był obecny przy badaniu, tylko siedział za parawanem, a na przeciwko niego wisiał telewizor i widział dzieciątko :slight_smile: Ale właśnie koło 5 miesiąca zdecydowałam się na zmianę lekarza, popytałam co i jak i się dowiedziałam, że ordynator szpitala, w którym będę rodzić ma swój gabinet, jest SPOKO, miły, dobrze prowadzi ciążę, czasem pacjentki mają później lepiej w szpitalu, ok, idziemy do niego. Pierwsza wizyta, partner ze mną wchodzi, a pan ginekolog do niego: a pan co by tu chciał? (z bardzo poważną miną) oooo, ale mnie zdenerwował, zagotowało się we mnie, w końcu po to wzięłam partnera, żeby zobaczył ze mną nasze maleństwo, przecież może. No to mu wytłumaczyliśmy grzecznie, że chciałby być obecny przy badaniu, zobaczyć maleństwo. A lekarz na to: tu nie ma na co patrzeć, niech pan wyjdzie, zawołam pana w odpowiednim momencie. No to sobie myślę, po co będzie go wołał już po wszystkim, przecież chodziło nam o bicie serduszka… No nic, trudno. Lekarz wypytał co i jak, jak się czuję, zbadał na fotelu, kazał się ubrać i położyć do badania usg przez powłoki brzuszne i wtedy zapytał o imię partnera i go zawołał, całe szczęście! :slight_smile: No i moje wrażenie o nim, hm. całkiem spoko, mimo, że nie wiele mówił, trzeba było z niego wszystko wyciągać, ale bardzo jestem zadowolona. Jednak w szpitalu nie miałam wcale lepiej, bo “nie chodziła pani do mnie od początku ciąży, prawda ?” (słowa lekarza na pierwszym obchodzie po porodzie) hahaha, no myślałam, że padnę ze śmiechu. :smiley:
A co do ceny, to płaciłam 120 zł, miałam robione usg dopochwowe/usg przez powłoki brzuszne, badanie szyjki macicy. No i oczywiście wyniki płatne.

Co do sytuacji opisanej powyżej, fakt, ktoś zawinił. Ciężko powiedzieć kto. Ale nie powinno się takie coś zdarzyć. Niemiła sytuacja i mogła być przykra w skutkach.

W sumie maleenka jak nie żałujesz, że zmieniłaś lekarza, to znaczy, że pieniądze nie poszły w błoto… W sumie jak ja bym chciała prywatne chodzić do ginekolog, która prowadziła moja ciążę, to taka sytuacja ja u Ciebie. Przyjmuje raz w tygodniu od godziny 16 do 19 i się przychodzi i czeka w kolejce…Ja chodziłam na NFZ do niej na konkretna godzinęi przynajmniej nie musiałam czekać :slight_smile:

Podczas ostatniego porodu lekarz ginekolog uczył praktykantkę badania Usg na moim przykładzie. Pierwsza w nocy, skurcze co 5 minut, rozwarcie na 5 cm, a oni ze mnie robią królika doświadczalnego. Zwijam się z bólu, a tu słyszę, jak pan doktor do praktykantki spokojnym głosem: “tu jest nóżka, tu rączka, tu serduszko”. Badanie trwało ok. pół godziny i cały czas musiałam leżeć, nie mogłam się poruszyć. Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok!

malenka a np u mnie jak męża raz zabrałam to nie wchodził ze mną do gabinetu od razu tylko zawołała go gin jak juz chciała mi zrobić usg, pewnie nie chciała żeby był przy badaniu ginekologicznym. a np bratowa bierze męża za każdym razem i wchodzi on od razu, ale chodziła do innych gin, teraz się zapisała do tej mojej ale nie wzięła męża i ciekawe jak to z nią będzie :slight_smile:
a jak chodziłam prywatnie to miałam konkretną godzinę, dziwnie tam u Ciebie było że trzeba było stać w kolejce…

ja rozumiem wyrozumiałość wobec praktykantów, ale bez przesady… kobieta, która ma skurcze co 5 minut ma grzecznie leżeć, bo praktykanta się uczy… u mnie to by nie przeszło, bo jak ja miałam skurcze co 5 minut to zwijałam się z bólu, darłam w niebo głosy i mdlałam, także … :wink:

Niby muszą się na kimś uczuć, ale rzeczywiście podziwiam za wytrwałość:)

ja rozumiem, że boli itp, inaczej się to zrozumie jak się leży i zwija z bólu a inaczej jak już jest po wszystkim :slight_smile: tym bardziej że no niestety praktykantka też musi się uczyć i musi sprawdzać itp pacjentki jak mają skurcze częste i rzadsze itp. bo przecież skąd ona w przyszłości to będzie wiedzieć…
ale to nie ważne, rozmowa zeszła z właściwego tematu.
Pytałam wczoraj bratową czy jest zadowolona ze zmiany lekarza i powiedziała że tak, bo przynajmniej ją odpowiednio zbadała i wysłała ją na badania prenatalne, bardzo jej na tym zalezało a poprzedni lekarz nie widział w tym sensu

Moja bratowa zanim poroniła miała jednego lekarza, który w 9 tygodniu na USG stwierdził, że nie jest w ciąży, więc też zmieniła lekarza, który jednoznacznie określił, że ciąża jest widoczna.