Wątek ogólny (Część 1)

Ona twierdzi że jej syn zmarnował sobie życie że to dopiero początek bo będzie musiał się mną zajmować jak dzieckiem. Myślę że ona moja utratę słuchu traktuje jak ciężka chorobę, że jak już do tego dojdzie to położę się w łóżku i będę zależna od niego.
Ona uważa że on się dla mnie poświęcił, nie powiem nauczył się migowego specjalnie dla mnie ale czy to zmarnowanie sobie życia? Czy to takie straszne poświęcenie? Przecież ja funkcjonuje normalnie.
Gdy mała była niemowlaczkiem to budził mnie do karmienia a gdy jesteś w markecie to on rozmawia z sprzedawczynia czy to on załatwia sprawę w urzędach. A tak ja nie widzę różnicy pomiędzy nami a innymi rodzinami.
Teściowa od początku mnie nie lubi a u nich w domu było tak że pierwszy syn siedział przy niej do 30 potem zrobił dziewczynie dziecko (oczywiście oni nie wiedzieli o niej) i wzięli ślub ale w sumie to on przedsiaduje więcej u matki niż z żoną i dzieckiem.
Mój mąż zawsze był buntownikiem i nigdy nie liczył się z jej zdaniem. Robił wszystko po swojemu. Szanuje ją ale jej zdanie ma gdzieś.

Ja nie rozumiem teściowych / teściów, którzy nie lubią, nie tolerują, obmawiają, nastawiają swoje dzieci przeciwko ich drogim połówkom. Sami mieli swoje przysłowiowe 5 minut na wybór męża żony, wiece teraz powinni zaakceptować wybór ich dziecka. Jeśli syn, córka są szczęśliwi to po co jątrzyć, obmawiać, szkalować?!
Ważne też żeby mąż, żona stali murem za swoją połówką przed swoimi rodzicami.

Jolu współczuję Ci teściowej, to musi być wstretna baba, na dodatek ma tupet. Ważne że masz męża po swojej stronie, teściowa wcale nie jest Ci do szczęścia potrzebna;) Ja mam naprawde cudowna teściowa, zawsze moge ponarzekać do niej na meza i zawsze jest po mojej stronie;)

Ja tez nie mowie to tesciow mamo, tato. Jeszcze kilka miesiecy po ślubie mialam z tym problem i mówiłam Pan, Pani mimo ze tesciowie prosili zebym zwracala sie jak mi pasuje;) W koncu podczas wspolnych zakupow, kiedy bylam juz w ciąży, zwrocilam się do tescia Pan, a on nie wytrzymal i wrecz z irytacja powiedzial zebym w końcu przestała mówić Pan, mam mówić jak mi pasuje, po imieniu, tato albo dziadek bo wkrotce nim bedzie, tylko nie Pan. Zrobilo mi sie wtedy głupio, przestalan mowic Pan Pani ale zwracam sie bezosobowo bo jakos nadal nie mogę sie przełamać, jestesmy ponad rok po ślubie. Maz tez na poczatku mial opory, a teraz bardzo swobodnie mu to przechodzi i mowi mamo, tato do moich rodziców.
A mojego meza szwagier, tez mowi do moich tesciow bezosobowo, mimo ze sa 5 lat po slubie z meza siostra. Moj mąż i jego siostra smieja się z nas, ze tak udaje nam sie pieknie ukladac zdania aby unikac słów mama i tato i ciagle probuja nas na tym łapać;)

MaM komentarz idealny…ale się uśmiałam :wink: faktycznie ich wpisy powalają na kolana nie ma co…tylko zastanawia mnie o czyjej higienie KaMil pisze ? o swojej czy zony ? hihih

Jeżeli chodzi o teściowe to my nie utrzymujemy kontaktu i nie muszę się z tym borykać bo moja teściowa to nie człowiek…niesety nie będę wgłębiać się w temat bo po prostu nie mam ochoty o tym wspominać…Jolu ale współczuję Ci bardzo bo wiem jaki to tym człowieka :(((

Moje bratowe jak najbardziej mówią do moich rodziców Mamo, Tato i fajnie…to taka domowa atmosfera jak wszyscy się odwiedzają…moi rodzice są bardzo dobrym ludźmi… nie wtrącają się w życie dzieci i pewnie dlatego maja dobry kontakt ze wszystkimi.

Jola_fusia, straszną masz teściową. Współczuję tym, które mają podobne. Ja mam cudowną teściową. Co prawda czasem ma swoje zdanie, ale powie swoje a my i tak oboje z mężem po swojemu. Pomoże z dziećmi, bez problemu. Jak coś trzeba załatwić, pomoże.
Właściwie to super teściowa i takich tylko życzyć.
A co do mamo-tato, to tak do moich mówię, aczkolwiek mam nadal lekkie opory, ale mówię, czasem bezosobowo. Mój mąż do mojej mamy też mamo, ale mój tata powiedział, że on woli po imieniu. I tak mówi. Jego wola.

Zarówno ja, jak i mój mąż zwracamy się do teściów mamo i tato, od początku było to jakieś takie naturalne i tak zostało.

A ja cóż, pochorowałam się zupełnie, na szczęście córa lepiej. Jakoś ostatnio w ogóle dużo mam na głowie i chyba troszkę mnie to przerasta. Może też sama na swoje barki wzięłam za dużo, ale cóż. Nie mogę doczekać się grudnia, bo wtedy wiele spraw się skończy i mam nadzieję, że będzie lżej. A póki co byle pierdoła doprowadza mnie do łez. Moje zmęczenie chyba sięgnęło zenitu. I strasznie drażni mnie, że moja szwagierka wiecznie ściąga do siebie mamę do pomocy. Taka to ona nieszczęśliwa, z niczym sobie nie radzi. Szkoda, że mnie nikt nie pyta, jak ja sobie radzę. Ale dobra, chyba zaczęłam się użalać. Mam nadzieję, że się nie gniewacie, ale w zasadzie to nawet nie mam z kim pogadać. Mój mąż to od razu uważa, że przesadzam, że hormony mi buzują i tyle rozmowy. A z mamą rozmowa przez tel to też nie to samo…

Magros, to nie uzalanie się. Każda z nas czasem już tak dużo weźmie na siebie, że chociaż rozmowa chce sobie ulżyć. U Ciebie zebrało się tego troche, do tego zmęczenie, choroba. Hormony może i też, ale tym bardziej nam kobietom jest ciężej, bo jeszcze z tym musimy sobie poradzić. Życzę zdrówka, no i sił, grudzień już blisko. Może spadnie śnieg, przykryje trochę ten brzydki świat, to i problemy będzie łatwiej znosić. Nie wiem, jak Wam, ale mi ten biały puch zawsze daje jakieś nowe nadzieję, lepszy nastrój. Dopóki nie zrobi się z tego ciemna ciapa…

Margos i dobrze że to piszesz. My chętnie cie wesprzemy, czasem nawet głupie opowiedzenie komuś wystarcza żeby emocje uszly…
Doskonale Cie rozumiem moja mama mieszka daleko ode mnie i niby rozmawiamy ze sobą codziennie lub co drugi dzień ale brakuje mi z nią rozmów przy kawie i ciachu.
A co do męża, u nas też tak jest że zdaniem mojego męża ja dużo wyolbrzymiam. Np odnośnie mojego brata, kupił sobie sportowy samochód mimo że potrzebuje kombi, a wg męża nic mi do tego… Ehhh

Czasami to aż sama nie wierzę, jak bardzo mam dość gotowania obiadów, szykowania kanapek do pracy, sprzątania, gotowania i załatwiania, bo w końcu siedzę w domu to mam czas. A to bank, a to zus, żłobek, ubezpieczenie samochodu i tak ciągle coś. A to zapomnę o czymś, opłatę naliczą i już złość. Nawet już sobie robię listy na karteczkach. A co to będzie jak wrócę do pracy? Córa ząbkuje, wstaję do niej bardzo często. Nie zgadza się na wymianę. Gorączka nie gorączka muszę być ja. Gdy ją coś boli, cierpi to bez mamy ani rusz. Mam nadzieję, że to nawarstwienie minie i będzie lżej.
Grimper, ja też mam sentyment do tego białego puchu, choć przyznać, że modlę się by w styczniu go nie było… Zaczynamy żłobek i to ja będę odprowadzała córkę, jak nasypie śniegu to nie wiem jak to będzie…
Jola, nie dziwię się Twojemu zdenerwowaniu, choć to chyba dużo zależy od relacji. Np. mój mąż z siostrą ma słabe relacje i też wychodzi z założenia a nic nam do tego, natomiast do moich sióstr uwielbia się wtrącać i dawać dobre rady, choć czasami mnie one do szału doprowadzają.

Margos sorry że tak mowie ,nie chce cie urazić ale ty przy dziecku masz etat 24 h na dobe ! Pogadaj z mężem i niech sie wezmie do roboty ;)) Podziel obowiazki tak żeby on mógl w stanie jakies robić , jestem w szoku że zwala wszystko na ciebie . To że on pracuje a ty zajmujesz sie dzieckiem w domu to nie znaczy ze TY NIC NIE ROBISZ ! Jesli rozmowa nie poskutkuje ja bym go zostawiła na kilka godzin z córka i dala mu jeszcze cos do zalatwienia, to by sie przekonal jak wygląda twoje nic nie robienie :slight_smile: Nie bądz zla i nie gniewaj sie na mnie ale ja juz tak mam, bo moja mama wychowywala 6 dzieci a ojciec nic nie robil doslownie . Naogladalam sie tego przez cale zycie i postanowilam ze ja tak nie bede miec :)) Trzymam kciuki Margos, Walcz o siebie :)) zaslugujesz na chwile relaksu i podziw od meza ;))
Dodam że faceci sa wzrokowcami wiec trzeba im pokazac zeby zrozumieli :))

Magros moze to jesienna aura tak na Ciebie wpływa. Powiem Ci to samo co ostatnio dziewczyny mi na tym forum, przeczekaj wszystko, nastana lepsze dni. Tez miałam okres niedawno, ze wszystko sie waliło, same niepowodzenia wokol mnie, maz wyjechal w delegacje, klotnie, corka o malo nie zadlawila sie spinaczem, potem jej choroba, zarazilam sie ja, panika bo w domu zapanowala jelitowka,o mialam potwornego dola, wylam po katach i nie mialam sily na nic. Ale minął miesiąc i wszystko wrocilo do normy. U Ciebie pewnie tez troche hormony dzialaja, nie ma sie co dziwic. Przede wszystkim porozmawiaj z mezem. Moj ma takie samo podejscie, ze skoro siedze w domu to mam czas ma wszystko, dopoki nie przychodzi weekend i sam widzi ile mam obowiazkow w ciągu dnia. Idziemy na ustepstwa, zaczelismy dzielic obowiazku i jest troche lepiej, choc musze go upominac bo nadal zwala na mnie obowiazki, ktore moim zdaniem powinny byc jego, czyli przygotowanue np auta na zime. Co prawda ja nim jezdze bo on ma sluzbowy, ale przecież opon i plynow sama nie wymienię, bo sie na tym nie znam;) Mala sprzeczka pozwolila wyjasnic nam te kwestie;)Rozmowa albo porzadna awantura i powinno pomóc;)

Chyba faktycznie aura i zmęczenie sięgnęło zenitu. Pogadaliśmy i miło spędziliśmy wczoraj dzień, razem, bez sprzątania, gotowania i wszystkich innych obowiązków. Niestety dziś w nocy córa znowu nie spała, ale rano mąż pozwolił mi odespać. Było to wyjątkowo miłe, bo nie prosiłam go, a sam się zmobilizował i wstał.

U nas dziś słonecznie, chociaż tyle, bo wczoraj było tak ponuro, że nic się nie chciało. Trochę się też martwię, czy uda mi się utrzymać laktację po powrocie do pracy. W końcu dziecko to nie to samo co laktator, ale sporo jest mam, które od początku odciągały i dawały radę, także mam nadzieję, że i nam się to uda.

U mnie również jesienna depresja a po dzisiejszej nocy sięgnęła zenitu… Mały nie spał od 11 do 3 nad ranem płakał i krzyczał cały czas…eh mam dosyć… W dzień też nie chcę spać, wszystko na mojej głowie a mąż teraz odsypia noc. Kurczę jak dzieci mogą być tak różne…nie powinnam narzekać bo dzieci różnie przechodzą ząbkowanie Ale mam wrażenie że mąż tego nie rozumie i przez zachowanie syna wszystko odbija sie na naszych relacjach a ja jestem ciągle zła:(( niech to szybko mija bo wpadnę w nerwicę…

To ja dołączę do mam zdolowanych z jesienna depresja. Nic mi się nie chce nawet maluje się resztkami sił a nigdy tak nie miałam już nie mówiąc o tym że kompletnie na spacery nie chce mi się wychodzić. Jeszcze wczoraj mąż mnie wkorzyl byliśmy w gościach no i on się gościł przy stole a ja latałam i pilnowałam dziecka. W końcu przed 20mówię że idziemy bo mały spać z resztą mam dość biegania za nim bo on sobie siedzi to nie jeszcze drinka dopije. Wzięłam dziecko i poszłam bo byliśmy u sąsiadów mały jeszcze płakał że tata zostaje ale co tam dla taty ważniejszy był drink. Wykąpajam go sama chodź nigdy w sumie tego nie robię położyłam spać. Mąż wrócił po godz tak pijany że ledwo stał nie wiem co oni pili przez tą godzinę. Szlak mnie trafił. Do północy spędził w toalecie wymiotujaa więc spał na kanapie w drugim pokoju żeby dziecka mi nie budził. Od rana udaje ze nic się nie stało a ja kipie ze wściekłości. Każde nasze wyjście kończy się tak samo dlatego wychodzimy sporadycznie bo on nie zna umiaru

U mnie wczoraj podobna sytuacja. Corka od rana miala podwyzszona temperature, tzn 37,2, ale wczesniej nigdy tak nie miala. Potem byly urodziny siostrzenicy w sali zabaw dla dzieci, gwar szum, pelno osób, dzieci krzyczace i biegajace i córka troche sue bala, dwie godziny spedzila praktycznie u męża na rękach. Po powrocie after party u nas w domu( mieszkamy z rodzicami w domku), więc dorośli zabalowali, w tym moj maz. A corka usnela o 19.30 po czym co chwile wybudzala sie z historycznym płaczem, na pomoc męża nie mialam co liczyć, po awanturze poszedl spac do pokoju obok, wielce obrazony a ja zostałam z dzieckiem. Usnela ok 1 w nocy i juz tylko o 4 na mleko sie przebudzila, po czym o 7 wstała. Myslicie ze to przez te urodziny tak corka zareagowala? Za duzo emocji? Goraczki nie miala bo ciagle mierzylam, nie wygladalo zeby ja cos bolalo, bardziej przebudzala sie jakby była wystraszona:/ Mąż od rana próbuje wedrzec sie w moje łaski, poprasowal wszystkie ubrania z prania, zrobił śniadanie, zajmuje sie córka a tera ja uspalna drzemke;) Niech to odczuje to może zmadrzeje. Ci faceci… Czasami to szkoda gadac…

Chociaż coś próbuje bo mój udaje ze nic się nie stało. Tak myślę że za dużo emocji i dlatego nie spała mój synek też tak ma . Nam wychodzi 5więc noce też kiepskie

Dziewczyny to u mnie wczoraj podobnie pojechaliśmy wszyscy do wujka a mąż jak zwykle usiadł z piwkem przy stole a ja musiałam biegać że trzy godziny za małym bo oni w najlepsze oddani byli rozmowie… Nie wytrzymałam i wstałam zaczęłam się ubierać i dopiero otworzyli oczy, zła na maxa powiedziałam aby zajął się małym bo ha nawet herbaty nie dopilam przez ten czas :confused:
Ewelina być może córka miała za dużo wrażeń stąd ten płacz w nocy u nas bywa podobnie.

Justyna, współczuję, a takie udawanie jakby nigdy nic do szału mnie doprowadza. Z tym bieganiem za dzieckiem to mój mąż jest podobny. Jemy rodzinny obiad, mała ciągle do mnie przychodzi coś chce, albo idzie tam gdzie nie może, a on nic, dalej nakłada ziemniaki. Wiec biegnę ja, albo któryś z dziadków przejmuje inicjatywę. Strasznie tego nie lubię!

Ewelina, myślę, że to nadmiar emocji, bodźców i córka tak odreagowywała. Po imprezie ostatnio, gdzie było sporo osób i dzieciaki, a de facto mała nie ma za bardzo kontaktu z innymi dziećmi, potem całą noc budziła się z histerycznym płaczem, krzykiem i trudno było jej zasnąć. W ciągu dnia ni c się już nie działo, a kolejna noc spokojna. Więc obstawiam właśnie wrażenia, aniżeli jakiś ból.

Iwona, to w takim razie jest nas więcej. Ja nie wiem, czemu Ci Panowie tacy oporni są, jak się im nie powie wprost, często już wtedy ze złością, to sami nie domyślą się, że może fajnie by było żeby żona zamieniła z kimś zdanie, napiła się ciepłej kawy czy zjadła ciepłą zupę…

To moj maz wczoraj na tej sali caly czas chodzil za córką i sie nia opiekowal, ja posiedzialam i poodpoczywalam. A jak w domu już pojawil sie alkohol to o Bożym świecie zapomnial i byłam zdana na siebie. To chyba ten alkohol tak im przycmiewa szare komorki i wyłącza myślenie;)

To mnie uspokoilyscie,oby dzis juz spała spokojnie. Ale musze jutro z córką pojechac do lekarza, bo nadal kaszle i znowu cos z nosa jej cieknie. Drugi tydzien sie ciagnie a juz nie wiem co jej dawac. I ten stan podgoraczkowy…skads sie wziął:/

No to prawda Justyna, jakby moj udawal ze nic sie nie stalo to pewnie nie byloby tak miło:/ Moj chociaz tyle ze przyznal sie do błędu. I teraz probuje zagłuszyć wyrzuty sumienia. Aktualnie gotuje obiad, naprawde sie stara wiec juz sie nie dasam. Zapowiada sie fajny dzien, wiec trzeba to wykorzystać;)

U mnie podobnie jak u Eweliny problem jest wtedy gdy na stole jest alkohol. Jak jedziemy na obiad do teściów to częściej biega za synkiem niż ja no ale jak już alkohol na stole to ma ważniejsze zajęcia. Wkorzyl mnie tym że po raz kolejny pokazał że nie zna umiaru i że nie wyszedł z nami. Bardzo tego nie lubię bo skoro przyszlipmw razem to razem wychodzimy. Dziecko nie jest tylko moje i nie tylko ja mam obowiązek. Mój się za nic do błędu nie przyzna dla niego jest ok poza tym jaki to last biedny bo się umeczyk wymiotami . Nic od rana nie zrobił poza 2godz patrzeniem na synka (bo zajmowanie to za duże słowo). Jak przespalam się chwilę i wykąpajam. I jeszcze pyta mnie czy bym mu bułki serkiem nie posmarowala? Na co ja mówię co posmarowala? Bułkę? Trzeba ją najpierw mieć. Pyta to nie ma bułki a ja mówid nie ma jak nie kupiłeś wczoraj to nie ma:-D ja tam zjadłam płatki i tyle