Najlepiej mieć wszystko swoje ( pieluszki, chusteczki,podkłady, wkłady itp ). Zawsze przecież można zabrać je do domu jeśli nie będą wykorzystane. Nigdy nie wiadomo ile czego będziemy potrzebować, jedna mama zużyje więcej podkładów inna mniej więc nawet jak szpital zapewnia dobrze mieć swój zapasik na wszelki wypadek. Ja musiałam non stop chodzić po podkłady i w końcu jak było mi głupio to brałam co jakiś czas ze swoich zasobów.
Ja też jestem zdania ze lepiej mieć wszystko. Ja rodzilam w takim czasie ze nawet miejsc na oddziale położnym zabrakło i kobiety przenosili z dziećmi… Niestety niczego się nie przewidzi tak wiec lepiej mieć przygotowane niektóre rzeczy na wszelki wypadek. Przykrym faktem jest to, ze jak brali Amelke do kompania to pampersy które leżały przy niej bardzo szybko znikały, wiec później wkładałam tylko jednego do tej wanienki, bo niestet okazało się ze Panie pielęgniarki sobie biorą i chowają, szkoda tylko ze nam o tym nie powiedzą. Warto mieć też ze sobą tabletki przeciwbólowe - paracetamol, bo jak ja poprosiłam to oczywiście juz nie mieli bo się skończyły i maz biegł do apteki. No oczywiście papier toaletowy też trzeba mieć swój, bo szpital nie zapewnia. Tak wiec niestety walizka do szpitala czasami wygląda tak jak wygląda. Ale lepiej mieć w zapasie niż miałoby zabraknąć.
W szpitalu, w którym rodziłam był papier toaletowy, ręczniki papierowe. Salowe co i rusz wymieniały podkłady w łóżku. Panie kucharki dawały sztućce i kubeczki na cały pobyt w szpitalu. Każda z nas po posiłku myła je sobie. Podkłady były, ale ja miałam swoje. Leki podawały oddziałowe lub przynosiły je pielęgniarki. Nie mogłam brać innych leków niż ze szpitala. Pampersy zapewne były, ale może dla kobiet, które nie mogły pozwolić sobie na ich kupno. Dodatkowo na korytarzu w okolicach punktu pielęgniarek był czajnik i lodówka. Tak więc dużo rzeczy zapewniał szpital, jednak warto mieć swoje przedmioty.
Lipka u nas w szpitalu też nie było papieru, a uważam, że jest to rzecz podstawowa. Co do podbierania przez pielęgniarki to u nas poszła fama żeby pilnować ciuszki, które dajemy do przebrania dziecka bo giną.
Wiecie co było najgorsze? Jak leżałam na patologi i to w największym łódzkim szpitalu zabrakło Duphastonu i pielęgniarka chodziła i pytała czy mamy własny. Ja akurat miałam w domu i mąż mi przywiózł.W końcu dali Luteinę zamiennie. Tylko, że ja lepiej tolerowałam Duphaston,a po Lu mi było niedobrze więc nie mogłam.
O ręczniki papierowe to przydatna rzecz podczas pobytu w szpitalu.Nawet lepiej po prysznicu osuszyć krocze
takim papierowym niż tradycyjnym.
Dariolka dla mnie the best była suszarka. Porozchodziły mi się szwy i dotknąć się nie mogłam długie tygodnie.
dla siebie do szpitala miałam spakowane :
-3 koszule z guzikami do karmienia
-kapci
-szlafrok
-majteczki jednorazowe
-ręcznik mały i duży
-krem na popękane brodawki
-wkładki laktacyjne
-poduszkę jaśka
-papier toaletowy ( u nas szpital nie zapewnia )
-kartę ciąży, dowód osobisty i wszystkie wyniki badań
Dla córeczki miałam tylko chusteczki nawilżające i pieluszki , ubranka i kosmetyki zapewnił szpital
Ja tez jestem za ręcznikami papierowymi, papier toaletowy to polecam po cc, ale po naturalnym to lepiej wytrzeć a raczej dotknąć krocza ręcznikami papierowymi… No i nie zapomniec o podkladach ciążowych i tych na lóżko, jak ma sie wlasne to mozna samemu wymienic, nie zawsze szybko przylatuje salowa a mozna szybko poczuć sie komfortowo
u nas podkłady zapewnia szpital ale zmienia się samemu w szpitalu gdzie rodziłam kobieta jest czasem zmuszana żeby wstać wziąć prysznic i dalej sama już musi sobie radzić nikt dla niej nie pomaga
przydatne to skarpetki i to ciepłe grube.dosłownie chwilę po porodzie ogarnia takie
zimno.
Mnie zabrano pod prysznic 3 godziny po porodzie. Byłam chętna bo czułam się niekomfortowo i marzyłam o opłukaniu się ale nie wiem czy to nie było za wcześnie. Poza tym chciałam pokazać położnej jaka jestem już sprawna. Może przez moją nadgorliwość tak mi się szwy rozeszły… Chociaż sąsiadka z sali skakała niczym kozica dzień po porodzie, a zaraz po urodzeniu dziecka sama wstała i chciała iść na oddział poporodowy. Niesamowite jak różne organizmy zachowują się w tej samej sytuacji. Ja ledwo się wlokłam przez miesiąc.
Skarpety się przydają to fakt, zwłaszcza przy zewnątrzoponowym mocno trzęsie.
Mi skarpetki nie przydałyby się. Mimo znieczulenia, przy którym było mi bardzo zimno, to nawet gruba kołdra nie pomogła, a w sali grzały grzejniki i było bardzo ciepło. W sali poporodowej również bardzo cieplutko było.
skarpetki mi się nie przydały ale miałam przy sobie butelkę wody i landrynki
Również i ja miałam możliwość wzięcia prysznicu po porodzie jednak jedyną osobą która mi pomogła był mąż. Myślę że mogło to być spowodowane dużą ilością porodów tego dnia. Co do torby to większość jest wymieniona, ale nie wspominał nikt o wyjściu ze szpitala;-) warto do szpitala jechać w butach typu adidasy jeśli jest to zima, moje nogi tak spuchły, że adidasów nie mogłam włożyć;-) myślałam że w kapciach wrócę a przecież rodziłam w grudniu;-)
Tez sadze, ze jesli chodzi o szok poporodowy to skarpetki sie nie przydają rzucali na mnie dwie koldry i sie telepalam jak galareta… Ale pozniej jak juz sie biega przy dziecku to sie przydają, ja nie lezalam pod koldra, tylko na niej, a właściwie koldre mialam zlozona i lezalam na podkladach wiec nawet jak jest lato to stopy marzną
A co do prysznica po porodzie, to w ogóle z wami chodzimy polozne? Qrcze pierwsze slysze ja po pierwszym naturalnym porodzie - urodzilam o 19.17, prysznic bralam na drugi dzien rano, w nocy robilam siku na basen bo jak chcialam sie podniesc to podobno zrobilam sie biala
ale rano o 7 skakalam kolo malego, ze pielęgniarka zdziwiona byla… Po cc to wiadomo, ze obmywa polozna bo przez 24h nie mozna Glowy podniesc z poduszki, a podklady przeciez zmieniać trzeba… No i jak trzeba bylo usiąść to tez niezly helikopter, wiec ja bralam prysznic dopiero w niedziele bo urodzilam w piątek o 19.25 (tzn.wyciagneli go przez cc w koncu :)) i na polozniczym bylam dopiero w sobotę o 17 (i tak wczesniej niz powinnam), zanim opuscilam OIOM to polozna mnie mylą… Dziwnie to brzmi, ale tak bylo
no i radzić sobie z dzieckiem radzilam ale wokól niego nie biegalam jak po porodzie naturalnym
a jak juz mialam wychodzic do domu z maluszkiem teraz to przywieźli noc wczesniej dziewczyne po porodzie naturalnym ok.22 a ona rano ok.10 chciala wziąć prysznic, maz z nią poszedl i zemdlala w lazience, maz ja przytargal na rekach i polozna ja cucila… Nasze organizmy jednak są kompletnie rozne
Ja pierwszy prysznic wzięłam w poniedziałek. I tak bardzo źle się czułam, było mi słabo (po porodzie straciłam sporo krwi i musiałam brać żelazo). Partner mnie trzymał, żebym nie upadła, ale i tak było ciężko się kąpać.
Mi przy prysznicu pomagał maz na drugi dzień. Położne nawet nie spytały czy mogą pomóc. No i oczywiście tutaj też przydały się klapki, a i co jeszcze mi się przydało to miska do podmywania się.
ja pod prysznic poszłam cztery godziny po porodzie i nawet poszłam sama do salowej po pościel na zmianę bo była brudna i chciałam żeby mąż mi zmienił byłam pełna energii po porodzie chyba ze szczęścia że córeczka jest już z nami
W szpitalu w którym ja rodziłam po cc wstaje się po 12 godzinach - ja musiałam o 4 nad ranem… : / Położne tam bardzo tego pilnowały… I podmyły przed momentem w którym wstawałam - pod prysznic poszłam dopiero po ponad dobie (brałam prysznice pierw by pobudzić laktację a potem, by zwalczyć zastój) i nie było to za przyjemne - pod prysznicem podtrzymywałam się za rurke na której można było zawiesić słuchawkę od prysznica…