Kiedy zaczyna bić serduszko płodu?

Iwona u nas kartek było brak na ladzie,musiałam sobie z wolnej kasy wyciągnąć kartkę, no i nie można się było zapisać bez naklejek w środku a wszystkie miałam w domu tylko kartki nie miałam.Muszę w któryś dzień tam podejść z kartką się zapisać i tyle…Nie sądziłam że nazbieram na jeszcze jednego :wink: Koleżanki z pracy obsypały mnie naklejkami więc zgarnę jeszcze jednego :wink: a co!

Mama_Arka_Martynki u nas raz się zdarzyło tak że zasnęliśmy z mężem po obiedzie a synek miał nową zabawkę i bawił się nią z dobre 40min a my po 30min sie obudziliśmy czy wszystko ok a synek nawet nie zauważył że śpimy…

Sylwia podziwiam Cię że z takim spokojem podchodzisz do tego…ja ciągle rozmyślam dlaczego się tak stało…nie umiem oczyścić myśli z tego…
Jedyna radość z tego że synek zdrowy i chodzi do żłobka :wink:
Mąż na szczęście wygrzebał się z przeziębienia także nie jest źle.

A u mnie dzisiaj znowu był ciężki był/jest…
Znowu płacz i smutek…Ciągle mi tak bardzo źle…
Szkoda że mąż znowu nie potrafi mnie objąć ramieniem i tak po prostu przytulić…Sama muszę się domagać tego…
Okropnie się czuję psychicznie…nie jest mi lepiej…czuję że się staczam.Coraz bardziej to rozpamiętuje…tęsknie tak bardzo…nie wiem co los mi przyniesie…
Czekam na to szczęście ogromnie ale się boję…boję że znowu zawiodę siebie…
Patrzyłam dzisiaj na synka jak zasnął i płakałam przy jego łóżku…mój drugi synek jest ze mną ale nie mogę go przytulić…
A jak myłam naczynia też płakałam… ojj źle mi okropnie…cieszy mnie to jedynie że synek mnie przytulił,położył głowę na moim ramieniu i objął mnie za szyję…mój synuś…

Darka, jak Ty cierpisz… Płaczesz, a ja z Tobą… Nie wiem co czujesz, mogę się tylko domyślać.
Może powinnaś pomyśleć o rozmowie z psychologiem, może takie otwarcie się przed obcą osobą pomoże ukoić ból chociaż trochę.
Dlaczego zawiedziesz siebie?! Urodziłaś synka zdrowego, ciążę donosiłas, więc zrobisz to jeszcze raz, uda się, wierzę w to. Strata tak boli i wiem, że cokolwiek bym napisała, to nie zmniejszy to Twojego bólu, chociaż bardzo bym chciała Cię przytulic, a męża Twojego… oklepac trochę niech też Cię przytuli. Rób jak ja podejdź i przytul się, może on po prostu nie wie jak ma Ci pomóc, nie wie, że jak przytuli to będzie Ci lżej.
Mój mąż też nie jest wylewny, też muszę się ostatnio sama przytulać do niego w przelocie, gdzieś w kuchni, ciągle myśli o pracy, czy zdąży do końca miesiąca wszystko pozamykać, przekazać zastępcy…

Darka musisz starać się myśleć pozytywnie, wiem że mi łatwo to powiedzieć, bo nie przeżyłam tego co ty. Jednak musisz zacząć coś zmieniać w sobie, tego nigdy nie zapomnisz ale twoje nastawienie też jest bardzo ważne. Szkoda, że mąż nadal stoi z boku i nie potrafi się otworzyć jak ty, a szczególnie teraz potrzebujesz jego wsparcia. Pewnie w środku jest przybity i ciężko mu o tym rozmawiać z Tobą. A jak w końcu z tym wyjazdem bo wtedy coś nie wyszło dobrze pamiętam? Kiedy sobie razem odpoczniecie w nowym miejscu? Taka odmiana dobrze dla waszego związku zrobi.

Darka…czytając to co napisałaś…czuję, że cierpisz tak samo jak wtedy kiedy ta tragedia się wydarzyła…i nic nie jest lepiej…żaden czas nie leczy rany…żadna chwila nie cieszy…wszystko wraca nawet kiedy czas płynie…a to już tak dawno było a jakby wczoraj…ból nie daje zapomnieć…nie daje odpocząć i żyć normalnie…ehhhh współczuję Ci bardzo…ciesze się, że masz synka, że jest oparciem i wsparciem w takich chwilach bo te malutkie rączki potrafią więcej niż nie jeden dorosły…

Najlepszym lekarzem jest czas :slight_smile: wiadomo ze nigdy nie da sie zapomniec o przykrosciach i bolach, ale mozna choc troche zalatac te nieprzyjemne rany. I tak jak pisze Silver, nastawienie tez jest bardzo wazne :slight_smile: Trzeba sie teraz skupic na tym co jest i czerpac z tego obecnego zycia jak najwiecej :slight_smile:

Na dzień dzisiejszy nie mogę powiedzieć że czas leczy rany w tym przypadku…wg mnie ból dalej taki sam a momentami się nasila i nie umiem go zmniejszyć,ogarnąć się na szybko…zająć myśli czymś innym…muszę to wypłakać.To przynosi ulgę choć na jakiś czas…
Cały czas czekam na lepszy czas…radosny bez rozpamiętywania…
Momentami myślę że już to osiągnęłam ale niestety wszystko wraca jak bumerang…

Mama_Arka_Martynki myślę o wizycie u psychologa ale to znowu koszt…a teraz przed świetami tyle wydatków…muszę to przełożyć na inny czas…
Zawiodłam siebie bo byłam pewna że z maleństwem będzie wszystko ok…ale tego dnia jak mojemu lekarzowi zadrgał głos wiedziałam że jest coś nie tak…zaczynałam wsłuchiwać się w swoje ciało…czułam że zdarzy się coś co nigdy nie brałam pod uwagę że takie coś może mnie spotkać…płakałam i modliłam się całymi dniami żeby to nie była prawda…Prosiłam o siłę,dużo sił…
Mam ukochanego synka którego mocno kocham.To spełnienie moich marzeń!!!Zawsze chciałam mieć dwóch synów.Nie sądziłam że z drugim tak szybko będę musiała się rozstać…nie poznałam go…nie poczułam…nie przytuliłam…znowu tęsknię…

Silver90 nawet nie wiesz jakbym chciała coś zmienić żeby żyło mi się lepiej z tym wszystkim.Jak na razie nie umiem,nie chcę nic robić na siłę i wbrew siebie…myślę że w końcu odżyję…
A plany wyjazdu nie słychać.Przynajmniej na razie.Nic nie wspomina.Jak na razie najważniejszy dla niego jest wyjazd w sobotę na turniej…to przecież priorytet.Nic innego się nie liczy…
Moja mama zaprasza nas na urodziny do lokalu ale on nie odpuści bo mus tam pojechać i być na nim…a ja sama z synkiem…masakra…a jego wszystko interesuje…i już wiem że będzie ciężko pogadać…
A w niedzielę wybieramy się do jego kuzynki na kawę…coś czuję że jest w ciąży z drugim i dlatego nas zaprasza.Czuję to…
Nie wiem jak ominąć temat 2go dziecka, na pewno padnie to pytanie…muszę wziąć ze sobą chusteczki…jakby coś…

iwona886 no niestety jest tak jak piszesz…Ból dalej odczuwam…a szczególnie wczoraj.Szargał mną od środka.Cała się trzęsłam przy łóżku synka…łzy mi płynęły po policzkach ale nie szlochałam żeby go nie obudzić…ta mała rączka trzymała swojego ukochanego pieska a ja patrzyłam i jeszcze bardziej mnie to bolało…
Poprosiłam synka dzisiaj żeby mnie przytulił i to zrobił bez zastanowienia…on wie że jak on mnie potrzebuje zawsze moze do mnie przyjść i się przytulić…raz na jakiś czas też chcę zeby to zrobił…a każdego dnia ja go przytulam mimo że czasem pokazuje fochy i nie chce ale chce mu dać do zrozumienia że bardzo go kocham i potrzebuję…

NatkaF szkoda tylko że obecne zycie nie ma u mnie aż tyle radości co kiedyś…jeszcze nie umiem czerpać 100% wszystkiego…czekam na lepszy czas… nie jestem gotowa na siłe zmieniać swoje nastawienie bo wiem że to nic nie zmieni…

Darka. Czas, który ukoi choć trochę Twój ból to nie te parę miesięcy, tu trzeba lat, no i może warto za jakiś czas udać się do psychologa.
I to nie wstyd iść o pomoc do fachowca, mam dwoje znajomych, którzy korzystali z terapii… Może na NFZ się uda?

Jesteś dla siebie zbyt surowa. Masz prawo nadal cierpieć, odczuwać wszystkie uczucia od nowa. Jeśli ktoś oczekuje, że szybko zapomniesz, to jego problem. Tak bardzo potrzebujesz ukojenia, tyle skrajnych emocji masz na codzień, że ciężko to udźwignąć. Z jednej strony obwiniasz siebie, z drugiej potrzebujesz, by ktoś zabrał z Ciebie to poczucie winy. Żeby to przytulenie Synka, czy męża pozwoliło choć na chwilę uwolnić się od cierpienia, rozmyślania. Masz rację, tu czas narazie nie pomoże, bo odnoszę wrażenie, że po jednej chwili poprawy wszystko wraca ze zdwojoną siłą. Gdyby mąż był bardziej czuły, poświęcał więcej czasu i uwagi na Twoje uczucia, dał do zrozumienia, ze to w żadnym wypadku nie była Twoja wina, łatwiej byłoby uporządkować myśli i stopniowo gasić emocje. Każda łza, która wylewasz jest wołaniem o pomoc, że jest Ci z tym wszystkim cholernie źle, bo idziesz z tym sama. Tu psycholog jest potrzebny, ale jeszcze bardziej pomoc bliskich. Żeby byli z Tobą, a nie obok. Z czasem odzyjesz, ale szybciej by się to odbyło, gdybyś miała większe wsparcie, zwłaszcza od męża. Zwykle przytulenie ma niezwykłą moc dodania sił, gdy przychodzi chwila zwątpienia.

Ja po pierwszym porodzie stale ryczałam, raz mąż stanął przede mną, a ja “i czego tak się gapisz, co chcesz, może byś przytulił, nie widzisz, że sobie nie radzę” przytulił i potem już często to robił nawet jak nie ryczałam. Potem mi powiedział jak się już uspokoiłam, że nie wiedziałjak się zachować, czego od niego oczekuję. Może z Twoim mężem Darka jest podobnie.

MAM to prawda, facetom trzeba mowic wprost czego od nich oczekujemy. Ja nigdy nie probuje wywrzec na mezu “presji” ze musi sie domyslac czegos. Zawsze wprost mowie. I to naprawde dziala, Oni po prostu czasem nas sie “boją” Nie wiedzą czy mogą sie w danej chwili odezwac, bo moze bedzie jeszcze gorzej, a moze lepiej (on sam nie wie bo my takie zmienne jestesmy) :smiley: jesli otrzyma dokladny komunikat to to zrobi i bedzie juz robil :slight_smile: To tak jak z wyrzucaniem smieci…kiedys mowilam…smietnik jest juz pelny…no i pewlny byl jeszcze 2 dni az sie wysypywalo :smiley: ale jak zaczelam mowic…wyrzuc smieci, od razu zakladal buty i to robil :slight_smile:

Dziewczyny chciałam Wam napisać że udało mi się dzisiaj z mężem porozmawiać…napiszę Wam jutro pewnie wieczorem co i jak…bo teraz czas mnie goni a jutro do pracy.
Ciężki dzień miałam dzisiaj…masakra…znowu synek chory…idzie zwariować :confused: tym razem uszy…znowu…
Ciut lepiej mi na sercu…aczkolwiek to jeszcze nie ten stan emocjonalny co chciałabym osiągnąć…
Żeby tylko mrozu nie było w nocy… :confused:

No to super, że rozmawialiście.
No i kiszka, jeśli chodzi o synka. Ucho to straszna choroba, najgorszy ten ból. Trzymam kciuki za s z ybkie wyleczenie

Natka mąż mojej siostry mówił “pisz mi na karteczkach i zostawiaj na lodówce”

MAM nie wazne jaki sposob, wazne ze dziala:D I jak to ja lubie mowic " jesli cos wyglada glupio a dziala, to wcale nie jest glupie" :smiley:

Darka w takim razie ciesze się, ze udało Wam się w końcu szczerze porozmawiać…to jakiś krok w przód…czekam na szczegóły i życzę miłego dnia :slight_smile:

Darko no kochanie pisz szybciutko bo się niecierpliwię … udało Wam się wreszcie pogadać bardzo mnie to cieszy że ten twój uparciuch wreszcie się przełamał , mam tylko nadzieje że doszliście do jakiegoś porozumienia i że wreszcie teraz wasze relacje sie unormują no i oczywiście że ty dzięki temu będziesz się lepiej czuła.
Pisz kochana czekam z niecierpliwością

Darka tez jestem ciekawa co wyniklo z rozmowy :slight_smile: Ale najważniejsze ze udalo sie szczerze porozmawiac, to juz duzy krok milowy i bardzo wazny :slight_smile:

Darka czekamy z niecierpliwościa :)) dobrze ze zdecydowaliscie sie na rozmowe , to na pewno wam ulatwi wiele spraw :))

No witajcie!
U mnie nie ma innej możliwości jak pisanie posta wieczorem dopóki synek nie zaśnie…
Jak wyciągam laptopa to on pierwsze co powie to: “baje???” to mam popisane więc wolę go nie włączać…
A więc z racji tego że synek wczoraj był wykończony chorobą więc spał od 14 do 18 więc mieliśmy troszkę czasu dla siebie…no i na rozmowę też się znalazł czas…
Zaczepiłam męża do rozmowy i jakoś się już potoczyło…
Powiedziałam mu wprost że sprawia mi ból tak odpychając moje próby podejścia do tematu,chcę porozmawiać o tym bo dla mnie to ważne…no i od słowa do słowa się zaczęło…chciałam wiedzieć czemu ma takie podejście do tego wszystkiego skoro zdecydował się na 1 dziecko to czemu nie chce podjąć kolejnych starań…Powiedziałam mu że podjęliśmy starania o 2 dziecko udało się i super,ale niestety go straciłam to dlaczego nie możemy znowu spróbować?
Powiedział że jak na razie nie jest gotowy psychicznie tak samo jak ja…on widzi i doskonale wie że mi dalej ciężko…płaczę po nocach w ukryciu, rozczulam się na widok dzieci,kobiet w ciąży…no i mam ta złość w sobie…
Powiedział mi też że to jeszcze nie pora dla niego…Nie chce nic robić na siłe.
A na zakończenie rozmowy powiedziałam mu tak: “Po tamtej ciąży czuję taką pustkę w sercu i chciałabym żebyś kiedyś mi ją znowu wypełnił…” wtedy mnie przytulił… już wiedziałam wszystko…

najlepiej nie planowac, wyluzowac i moze samo przyjdzie w swoim czasie, starty się nie da zapomniec ani zrekompensowac, trzeba się nauczyc z nią zyc, pogodzic z tym,z e juz na zawsze będzie z nami w sercu, ale zycie toczy sie dalej, trzeba pozwoilć mu sie poniesc

donnavito łatwo się pisze…gorzej z wykonaniem…To nie jest takie proste jak Tobie się wydaje…nie wiesz co czuję w sercu i co przeżyłam więc co piszesz o wyluzowaniu?
Nie przeżyłaś tego więc nie oceniaj…łatwo jest patrzeć na stratę z boku i pisać o podniesieniu się…u mnie żałoba trwa i nie muszę udowadniać wszystkim że jest ok i se z tym radzę skoro tak nie jest…
Życie toczy się dalej a ja ciągle tęsknię…
A co tu dużo pisać…
Inni radzą sobie świetnie ze stratą i po miesiącu nie pamiętają co ich spotkało a we mnie siedzi to już prawie pół roku…to nie jest lekki czas…