A jednak Hani nie minelo. Dolna powieka jest bardziej czerwona i robi sie taki jakby pryszczyk. Jutro koniecznie jade z nia do lekarza:/
Michalina jezeli Klarze pojawia sie takie zaczerwienienie ale samo znika, to raczej nie jęczmień. Moze zaciera czyms oczko i dlatego jest czerwone.
Wczoraj bylismy u szwagierki, Malutki jest uroczy… Jak na nich patrzylam to zazdroscilam tego maleństwa… Jak wróciliśmy ro Hania nas minela bo akurat bawila sie w ganianego z dziadkiem i nie obeszlo jej ze wróciliśmy. A nie bylo nas 5 godzin bo sam dojazd do szwagierki zajal ponad godzinę, jeszcze odwiezc teściów bo byli z nami;) Ale chyba lepiej tak niz mialaby za nami płakać, przezywalabym pewnie;)
Justyna ja staram sie tego pilnować, chowac i odsuwac wszystko co jest potencjalnym niebezpieczenstwem ale się nie da. My mamy kominek i ciagle trzeba uwazac zeby do niego nie podeszla. Zaslaniamy go weszakiem na pranie i wtedy nie ma dostępu do szyby. Raz jednak stalysmy z mamą koło niej, wieszak byl odsuniety a Hania oparla sie rączką o rozgrzana szybe. Dobrze ze tyle co bylo rozpalone i nie była na maksa gorąca i szybko zabralam jej rączkę. Mimo to poparzyla sie i byl placz ogromny, a po ponad tygodniu schodzila jej skora z całej dłoni. Też wtedy to bardzo przezylam bo ile sie slyszy, czasami skora do takiego wrzatku się przyklei i potrzebny jest przeszczep…ehh ile było płaczu Hani i mojego ale na szczęście obylo sie bez tragedii.
Niezapomne jak mój bratanek mial z poltora roku, poszedl do kuchni. Poszlam po pewnym czasie a on z duzym nożem w reku próbował wejsc na krzeslo w kuchni…Zamarlam, sam sięgnął do szuflady i wyciagnal największy noz, moglo dojsc do nieszczęścia… Trzeba bardzo uwazac na dzieci.
Justynka co za kryzys?
Ewela szkoda maluszka, tyle sie musi nameczyc. Moze niedługo Was wypuszcza skoro to trzydniowka i nic więcej nie będzie się dzialo. Oby…co w domu to w domu.
Jezeli chodzi o męża to rzeczywiscie wyglada na to, ze nie pasuje mu mieszkanie z Twoimi rodzicami. Mój kiedys mial podobnie jak pierwszy raz mieszkaliśmy u moich rodzicow. Wracal do domu niezadowolony i wiecznie narzekal. Do nikogo sie nie odzywal. A ja stalam miedzy młotem a kowadłem. Wtedy byl moim narzeczonym, z jednej strony on az drugiej moi rodzice. Tez co weekend chcial jeździć do teściów. Oni sa naprawde w porządku ale nie zawsze mi sie chcialo, czasa.mi chciałam poodpoczywac w domu:/ Nadarzyla sie okazja i wyprowadzilismy sie do wynajmowanego mieszkania. Zupelnie zmieniły sie relacje i stosunek mojego meza do moich rodzicow. Zdarzaly sie momenty ze sam mnie ciągnął zebysmy pojechali do mojego domu. Teraz znowu mieszkamy u moich rodziców i jest lepiej niz kiedyś. Owszem marzymy o wlasnym mieszkaniu ale bez takiej presji jak kiedyś.
Dlatego wyobrazam sobie jak Tobie musi byc ciezko. Musicie znalezc jakis kompromis. Czy jest jakaś szansa na wyprowadzke?
Michalinka ciezki dzień? Oby u Klary skonczylo sie na katarze. Jak reszta dnia minęła?
Historia super! Miliony przypadkow rzeczywiście…przeznaczenie Kochana!
Moja historia poznania z mezem jest podobna i jak tak sie zastanawiam to tez seria przypadków.
Pojechałam na długi weekend do przyjaciółki. Mialam jechac dzień później ale namowila mnie zebym przyjechala szybciej. Mój mąż był w tym czasie u swojej siostry która tam mieszka. Znaleźliśmy się wszyscy w jednym klubie, gdzie bylo piwo dla stdentow za darmo, to nas tam przyciagnelo;) w pewnym momencie podeszła do mnie siostra meza i zapytala czy dam nr tel jej bratu któremu się spodobalam (nie wiedział ze ona to zrobi;). Omowilam, ale moja sprytna przyjaciolka pobiegla za moim mezem do meskiej toalety i dala mu ten numer. Przyznala mi się jak juz to zrobila. Wysmialam ja. Moj maz w koncu odważył się do mnie podejsc i resztę wieczoru bawilismy sie razem. Bylam juz lekko wstawiona i większości rozmowy nie pamietam;)Napisal do mnie od razu po wyjsciu z klubu a ja nie mialam zamiaru odpisywac. Dopiero przyjaciółka mnie namówiła. Potem okazało się ze mieszkamy niedaleko siebie ( w innych miastach, ok 40 min drogi) , a co lepsze studiowalismy na tej samej uczelni. Mielismy wykłady w salach obok, pewnie mijalismy sie nie raz. Dlugo nam zajelo zanim zostalismy para, ja nie bylam do konca przekonana. Jednego razu jadac na spotkanie powiedziałam siostrze ze chyba zakoncze te znajomosc… a z randki wróciliśmy jako para… Do dzis jK wspominam te poczatki to sie rozplywam;) A mówiłam Wam ze mamy swoja magiczną liczbę? 25… 25 lutego 2011 zostaliśmy para, 25 maj 2011- pierwsze wyznanie miłości, 25 czerwiec 2011-nasz pierwszy raz. 25 grudzien 2012 maz mi sie oświadczył. 25 lipiec 2015 nasz slub. Zadna z tych dat nie była zaplanowana, wszystko z czystego przypadku. Załowalismy ze Hania nie ur sie 25, bo termin mialam na 20 listopada;) Ale urodzila sie 10 listopada a11 listopada sie poznaliśmy;)
Uffff skończyłam. Czy uwierzycie ze pisalam ten post od rana?
A na koniec dodaje zdjęcie mojej największej miłości i radości życia! Ten uśmiech nadaje sens mojemu życiu!