Filmy porno

Ja też męża i Syna kocham innymi rodzajami miłości. Męża kocham bo jest mężczyzna mojego życia, jego wybrałam sobie na męża i to z nim chce dzielić przyszłość. A Syna kocham inaczej równie mocno a nawet bardziej bo tak jak napisała Ewelina on sobie beze mnie nie poradzi w życiu. Jest ode mnie całkowicie zależny u może stąd wydaje mi się że kocham go troszeczkę bardziej. Nigdy męża nie odsunęłam na drugi plan no może było tak przez chwilę ale mąż mi wtedy powiedział, że czuję się trochę zaniedbany i szybko to naprawiłam.
Jeśli chodzi o pracę i życie na odległość to nie jest to dla mnie. Ja nie wyobrażam sobie, żeby mój mąż gdzieś wyjechał a ja miałabym zostać sama. Nawet jeśli miałoby to się wiązać z tym, że wtedy mogłabym siedzieć z Synkiem w domu. Wolę wrócić do pracy ale mieć obok siebie i męża i Synka. Nie wyobrażam sobie tego bo ja bym się zadręczyła myślami i w finalny efekcie byśmy się rozstali. Jestem osobą zazdrosna i zaraz wyobrażałabym sobie wszystkie czarne scenariusze.
My z mężem mamy ciche dni. On się na mnie obraził i dzisiaj czuję że kolejna sprzeczka wisi w powietrzu. Właśnie się zebrał i pojechał na budowę nie pytając mnie nawet czy ja nie mam ochoty zobaczyć co się dzieje. Nie byłam tam już kilka tygodni a on zaraz będzie pytał jak ma coś tam wyglądać… No ale skąd ja mam to wiedzieć skoro nie widzę tych zasranuch murów.żadne prośby nie działaja bi jego ojciec musi z nim jechać i uzgadniać och czuje się pominięta i czasami mam wrażenie że to jego ojciec buduje dom. Wtrąca się ustala coś z budowlańcami jest mi przykro… I już nie raz zwracałam mu uwagę że to my budujemy a nie on. Nie dociera niestety. W ciemno na podstawie projektu nie jest tak samo. Nie wiem jakie są wymiary salonu czy każdego innego pomieszczenia. Wszystko we mnie buzuje…
Dobrze, że chociaż cała noc wstawał i podawał mi Synka bez poroszenia. Mały ząbkuje więc wstaje milion razy ja nie wyglądam, jestem nie wyspana i wszystko mnie irytuje. A wczoraj co? Po kolejnej nieprzespanej nocy myślałam że mąż weźmie rano małego i pójdzie się z nim bawić w innym pokoju żebym mogła trochę odespać ale nic bardziej mylnego ja wstawałam cała noc i od świtu bawiłam się z Małym a mąż spał do 11 później poszedł do pracy a jak wrócił to też nic nie zagadał więc poszłam pod prysznic i spać. Nawet nie pytał jak Mały… No już mi trochę lżej musiałam się wygadać. :confused:

Rozumiem Cie Kasiu ale powiem Ci ze i tak masz nienajgorzej bo mój mąż nigdy do synka nie wstawaj wstaje tylko ja nawet jeśli cała noc budzi się co pół godziny. A jak mąż się obudzi jak wczoraj to jeszcze jest pretensja że coś źle robię bo pewnie mały chce pić (wcześniej było jeść ale już długo w nocy nie je). I rano słyszę przez tel jak to on się nie wyspał.

Kasiu dobrze ze mąż Ci powiedział że czuję się zaniedbany gdyby mój mąż powiedział coś takiego wcześniej to pewnie nie byłoby teraz takiego problemu ale on się wycofał odsunął i tyle i do tej pory nie usłyszałam co czuł lub czuje.
Co do wyjazdów jeszcze chociaż jestem przeciwniczka żłobkow r dla mnie żłobek to ostatecznośc to w sytuacji kiedy miałabym wybór albo wrócić do pracy albo wyjazd męża też wróciła bym do pracy. Na szczęście nie jest tak źle i po roku mogłam zostać z synkiem

Ewelina a wiesz ze ja z mężem nigdy nie wspominam takich rzeczy:-( czerwo opowiadań innym czy gdzieś pisze ale z mężem nigdy

Dziewczyny jakie macie plany na sylwestra zostajecie sami w domu z maluszkami wychodzićgd gdzieś z dziećmi lub bez czy ktoś do was przychodzi.??? Ciekawa jestem

Kasia, tak jak pisze Justyna, ciesz sie, ze mąż mimo obrazy i tak Ci pomaga. Mój siedzi i śpi w drugim pokoju, nawet nie interesuje go czy córka śpi, jak śpi itd. Udusilabym go gołymi rękoma wtedy:/
Co do bydowy…u nas jest podobnie. Mój mąż więcej konsultuje sie z rodzica w sprawie mieszkania, ze chcemy kupić niż ze mną. Odkąd zrobilam mu na ten temat wykład, ze jak tak dalej będzie to w zakupionym mieszkaniu będzie mieszkal z mamusia i tatusiem a nie z nami, to trochę przestał. Raz nawet od jego mamy dowiedzialam sie, ze prosil mame zeby szukała nam mieszkania w ich miescie, gdzie wie ze nie chce tam mieszkac bo nie raz mi to proponowal, a ja nie chce i juz. Ale byla zadyma wtedy:/ Teraz nadal namawia mnie zebysmy tam mieszkali, a ja w zyciu sie nie zgodze. Wiem jakby to wyglądało, jego tato wiecznie bylby u nas i wyciągał męża z domu. Tesciu jest spoko, ale czasami wydaje mu sie, ze moj maz mimo ze ma swoja rodzine to nie ma zadnych obowiazkow i nie musi mi pomagac. On taki byl za mlodu, nie pomagal teściowej za wiele. Dopiero teraz na starosc “dojrzal” i pomaga w domu.

Justyna szkoda ze nie wspominacie. My robimy to często, przypomina nam to jak kiedyś szalelismy na swoim punkcie itd. Wspominamy randki, pierwsze pocałunki, spacery po parku gdzie mielismy swoją ławeczke. Mąż czasami śmieje się ze pamietam takie szczegóły jak np. w co był ubrany na ktorejs tam randce;) Fajnie powspominac.
My na sylwestra jedziemy do teściów mimo ze bardzo mi się nie chce:/ Ale w zeszłym roku jak Hania byla maleńka byliśmy z moimi rodzicami, więc w tym jedziemy dp jego rodziców. Musze przyznac ze nie przepadam za sylwestrem. Zawsze na sile wyszukiwalam jakiejs imprezy, bo wypadalo, bo glupio siedzieć w domu. A najchetniej polezalabym w łóżku i poogladala jakiś dobry film;)

No z jednej strony dobrze, że wstawał ale żeby nie było za pięknie nie dzieje się tak za każdym razem. Dzisiaj wyjątkowo wstawał za każdym razem. A do tej pory to ja wstawałam w czasie zarwanych i nie przesłanych przez Małego nocy.

My sylwestra spędzamy w domu. Mąż do 22 będzie w pracy a jak wróci to będzie pewnie około 22.15 no chyba że coś się stanie i będzie musiał zostać po godzinach.

Ja z mężem też czasami wspominamy początki naszej znajomości. Jak to było i co robiliśmy jest to nie często ale potrafimy usiąść i wspominać.

Jeśli chodzi o teścia to mój jest taki sam jak Twój Ewelina. Potrafi zadzwonić i powiedzieć w sobotę jedziemy i mąż teść i męża brat maja robić to. Teściowa w tym czasie ma za zadanie np przebrać ziemniaki, jego Synowa ugotować obiad a ja powiedzmy jechać i siedzieć z nimi opiekując się Szymonkiem. Każdy ma zaplanowany czas a mnie to tak denerwuje że zazwyczaj wtedy zostaje w domu no chyba że latem jeździłam bo to na wiosce i zawsze chodziłam tam na spacery z koleżanką. Nie nawidzę jak ktoś mi organizuje czas. Teście myślą że my też nie mamy planów tylko on nam musi coś wyszukiwać żebyśmy się nie nudzili i nie może zrozumieć, że my chcemy posiedzieć w domu sami bo w domu też jest coś do zrobienia. Ale tacy ludzie się nie zmieniają niestety…

A ja kiedyś lubiłam bardzo sylwestra zawsze na niego czekałam ale od kilku lat już nie jest tak pięknie. Powiem szczerze że wyjść na sylwestra mi brakuje bardzo i mimo że wiem że teraz jest synek itd to w zeszłym roku jak przyszła północ to było mi smutno i przykro ze siedzimy w domu:-( dwa lata temu to byłam w ciąży i to był chyba najgorszy mój sylwester poszliśmy do sąsiadów mąż się upil w trupa o północy zostawili nas i poszli strzelać a ja z brzuchem otwierająm sama szampana bo sąsiadka nie potrafiła wzięłam łyka po północy zarządziłam powrót do domu mój mąż zgon a ja sama siedziałam piłam picolo i płakałam. :frowning: w tym roku mieliśmy zostać w domu ale sąsiad powiedział żebyśmy wpadli (inny niż wtedy)z jednej strony poszłaawm na trochę oczywiście z Mikołajem z drugiej boję się powtórki z rozrywki. Sama nie wiem ale my niestety z mężem nudzimw się tylko w swoim towarzystwie. W zeszłym roku myślałam żeby ten sylwester się już skończył.

Co do teściów mój był taki sam ale teraz przystopowal. Zanim zamieszkalismy razem to rodzice mojego męża myśleli że mają go na wyłączność mimo że był dorosły i miał prawo mieć swoje plany. Często się o to kłócijgpmw bo mieliśmy się spotkać a mąż mi pisał że on musi jechać mamie umyć i posprzątać samochód albo tacie pomoc opony zmieniać. Ja nie mówię żeby nie pomagać ale chyba rodzice mogą poprosić wcześniej i liczna się z planami dorosłego dziecka. Potem już było trochę lepiej chociaż mieli jeszcze kilka wystąpień że wymieniają meble i musi przyjechać pomoc z dnia na dzień bo meble przyjadą. Więc wiem o czym mówicie ale u nas chyba widzieli moje niezadowolenie i zaczęli wcześniej informować i to najczęściej również mnie.

To widzę ze wszyscy tesciowie tak robią. My też jak jeździmy do teściów to zawsze sie okazuje, że trzeba coś robić na dzialce, albo po prostu tesciu wyciaga męża bo wujka trzeb odwiedzić, potem drugiego itd:/ A ja zostaje sama w domu z dzieckiem. Szlag mnie wtedy trafia. Mój teść tez wie, ze mnie to denerwuje a mimo wszystko nadal to robi. Ostatnio powiedział do męża ze chyba nie lubię u nich być, bo zawsze jestem markotna, a ja jestem po prostu zla i rzeczywiście coraz bardziej nie chce mi sie tam jechać:/ Teść caly czas wszystkim powtarza ze sie mnie boi, zawsze sie mnie pyta czy mój mąż może wypić bo o to tez były akcje. Potrafil zabrac mojego meza do garazu i tam po kryjomu pili, raz byla taka awantura o to, ze z tym skonczyli. Niby sie mnie boi a nadal nie pomyśli i organizuje czas mojemu mężowi. Jezdze tam tylko ze względu na Hania, bo ja uwielbiają i świata poza nia nie widzą. Nie ma opcji zebym zamieszkala w jednym miescie z nimi;)

Ewelina wcale Ci sie nie dziwie ze nie masz ochoty jezdzic do tesciow. Gdyby moj tesc po pryjimu zabieral meza i pili to tez bym sie denerwowala. Na szczecie moi tesciowie sa z tego samego miasta co moi rodzice, wiec jesli szykuje sie dluzsze posiedzenie u nich to ja po prostyu zostaje w domu. Zreszta moi tesciowie sa tacy ze lubia miec spokoj, wiec jedziemy do nich, godzinka albo 2 i uciekamy bo oni maja swoje zycie i swoje zajecia.

Tez mnie to picie po kryjomu wkurzalo dlatego zrobiłam porzadna awanture mężowi, przy tesciu i jest spokój. Teraz tesc pyta czy moj maz może wypić. My jak jezdzimy do teściów to na weekend, albo kilka dni. Bardzo rzadko, ze na pare godzin zwłaszcza odkąd jest Hania. Mieszkaja 40minut drogi od nas, a Hania ma chorobe lokomocyjna wiec nie chce jej tak meczyc. Choc teraz byliśmy drugiego dnia swiat na pare godzin i Mała jechala ładnie, bez drzemki i nie wymiotowala. Oby jutro tez tak bylo:)

Dziewczyny u mnie w domi zadyma, nie mam kiedy się do Was odezwać… Teraz mała śpi w chuście po wczorajszych przejściach więc mam chwilę Was poczytać. Po pierwsze - szczęśliwego nowego roku kochane! :slight_smile: Oby nam dzieci zdrowo rosły a mężowie nie strzępili nerwów :wink:

A teraz trochę poodpowiadam: mój mąż nigdy nie wpadł na pomysł, żeby wstać do dziecka. Nigdy. Mała za 10 dni skończy rok. I czasem we mnie krew się burzy jak rano mówi “ooo, dzisiaj chyba pospała?” (Jasne. Pomiędzy 5 pobudkami pospała.) Albo jak ciężko wzdycha gdy mała w nocy płacze, jak gdyby tak mu było ciężko. :stuck_out_tongue:
Ale mojego męża kocham, mimo że czasem mnie doprowadza do szału.
Ja jakoś nigdy nadmiernie nie lubiłam Sylwestra, bo moi znajomi urządzali mistrzowskie popijawy… Wielu już przed północą urywał się film. Wkurzało mnie to. Z koleżankami czy rodziną bywało sztywno.
Za to w ubiegłym roku świętowałam Sylwestra z brzuchem i było naprawdę fajnie, nie jak u Ciebie Justynko… Mój mąż stanął na wysokości zadania. Ale o wpół do pierwszej poszliśmy spać. :smiley:
Natomiast tegoroczny (albo raczej już “ubiegłoroczny”) Sylwester to był najgorszy Sylwester w moim życiu. I nie przez męża, czy córkę. Choć może poniekąd.
Ale głównym problemem są moi rodzice, którzy wtrącają się w wychowanie naszej córki. Zwykle nie mam im tego za złe bo ograniczają się, a ich uwagi są w miarę sensowne, albo mogę z nimi polemizować i tłumaczyć. Ale wczoraj jakaś granica została przekroczona, albo we mnie coś pękło… Jesteśmy u moich rodziców na Święta i Nowy rok. Wczoraj cały dzień od rana amtosfera była dziwnie napięta, moja matka chodzi po donu od kilku dni z miną cierpiętnicy… Ok 16 mała była zmęczona, a ja przyjęłam zaproszenie na Sylwestra u przyjaciółki - mieliśmy być około 18.30-19., żeby mała się zaadaptowała i by móc położyć ją spać mniej więcej o jej stałej porze. Historia jest okropnie długa… więc poskracam. Chciałam ją uśpić na drzemkę. Nie udało się. Rodzice znowu zarzucili mnie poradami. Odechciało mi się “imprezy”. Ale skoro już 3 dni się zastanawiałam i przyjęłam zaproszenie to stwierdziłam że pojadę; najwyżej wrócimy (to tylko ok.30km)… atmosfera gęstniała. No i następuje kumulacja, gdy ubieramy córkę by zapakować ją do auta. Że jest mróz (-1), a ona jest ubrana jak po domu na +20, że skąd ja to w ogóle biorę, że nie wolno w nosidełkach i fotelikach mieć grubych kurteczek, bo się pady niedociągają; że lepiej zdrowa niż ciasno zapięta, że to chyba jakieś wytyczne dla Florydy a u nas jest zimno, że w Norwegii na pewno są dzieci cieplej ubrane; że jak jej skąpimy i nie ma nawet ciepłych bucików to oni kupią, choć już tyle kupili, ale byśmy zakładali; że może się nauczę jak mi dziecko zachoruje i będę po nocach patrzeć czy oddycha i wycierać gile! I że to wręcz wstyd przed ludźmi, i możemy sobie w domu robić jak chcemy ale tu mamy ją ubierać… i w sumie odebrałam to tak, że w ogóle to jesteśmy kur**a głupie matoły i chyba to dziecko zabić chcemy na zapalenie sama nie wiem czego bo nie dbamy o nią i w ogóle…
Więc wyszliśmy i pojechaliśmy. Mała była zmęczona - rozpłakała się na widok obcych… potem chwilę pobawiła się z rówieśnikiem… ale już przed 20 poszłam ją położyć. Na piętrze mieliśmy pokój i łóżeczko. Niestety na parterze byli goście, wchodzili, wychodzili, śmiali się. Za oknem już pierwsi prekursorzy rzucali petardy… mała płakała rozpaczliwie, bała się, w pokoju naprzeciw korytarza mrugały jakieś lampki… a ja wciąż kipiałam w środku, po części zraniona a po części wściekła… W końcu wyjęłam i zawiązałam ją w chustę, malutka zasnęła wtulona we mnie i siedziałam z nią tak na fotelu, a łzy i smarki kapały mi na chustę… siedziałam tak do 21.30… Potem postanowiłam, że spróbuję jakoś inaczej przeżyć ten wieczór, przetransferowałam małą do łóżeczka, zeszłam do znajomych (i męża, który wczoraj bardzo mnie wspierał, ale też niestety bardzo nudził się beze mnie) … mała pospała w łóżeczku, co prawda obudziła się z krzykiem ok 23 i zasnęła bardzo niespokojnie krótko przed północą, a o północy wystraszyły ją fajerwerki… więc kilka minut po powitaniu nowego roku poszliśmy w 3 spać. …
Mam nadzieję, że ten rok nie będzie taki, jak końcówka ubiegłego. Już cały rok był trudny, męczący (choć też piękny i wyjątkowy, bo pojawiła się nasza córeczka)… mam też nadzieję, że nie będzie taki jak dziś, kiedy wszyscy udają, że nic się nie stało, a ja w środku co rusz eksploduję i jest mi tak cholernie przykro! No i na dobitkę dostałam okres i cholernie boli mnie brzuch.

Bardzo bardzo Was przepraszam, że tu się wywnętrzniłam, ale nie miałam komu tego opowiedzieć, a to mnie nieco oczyściło.

Mam nadzieję, że radośnie powitałyście nowy rok i że będzie on dla Was szczęśliwy!!!

Dziewczyny szczęśliwego nowego roku

Wspolczuje Michalina, wszystko na raz może dobić:/

U nas Sylwester też pozostawia dużo do życzenia. Dzień zaczął sie od awantury z mężem. Mieliśmy jechać do teściów na Sylwester ale maz byl nie w humorze i powiedzial ze nie jedziemy. Przypadkiem znalazł sie u nas tesciu wiec za namową reszty rodziny spakowalam siebie i Hanie i pojechalam z tesciem do nich a mąż zostaw w domu. Obrazil sie na mnie bo nie wierzyl ze go zostawie a ja już mialam dosc jego humorow. Wiedzialam jakby to było, zamknal by sie na caly dzien e drugim pokoju i oo imprezie… A tak spędziłam miły dzien z teściami, bylo naprawde fajnie. A ok 17 pojawił sie moj maz, z humorem i jak gdyby nigdy nic. Bylo super, wesoło, Hania tez grzeczniutka byla wyjatkowo;) Miala pozna drzemke i poszla spac o 21.30. Jak poszlam usypiac Hanie to tescie przeprowadzili powazna rozmowe z moim mezem na temat jego zachowania i bylo po imprezie… Maz sie na nich obrazil i poszedl spac o 22. Ale mimo wszystko ja siedzialam z tesciami do 1.30 i powiem Wam, ze bylo super, wesoło. Troche zalowalam ze meza nie ma z nami, ale jego wybór. Z rana wrocilismy do domu. Maz ze mna rozmawia normalnie, ale u mnie w domu tez wszystkich unika, nie ma nastroju:/ Z tesciami tez niesmak, tesciowa zła, powiedziala ze nie chce go widziec i ma dosc jego zachowania…ehhh Mówiłam jyz to ale moj mąż to naprawde niezły charakterek…Nie wiem jak mu przemówić do rozsądku:/

Szczęśliwego Nowego Roku dziewczynki:*

Kurcze czy wam też czasem ucina komentarze? Napisałam długi komentarz i patrze teraz a dodało się tylko pierwsze zdanie. Wrr… No dobra spróbuję w skrócie.
Michalinka przykro mi że twój sylwester był smutny. Powiedz czy wy mieszkacie z twoimi rodzicami czy tylko teraz na dłużej jesteście w okresie świątecznym? Tak to już jest ze rodzice wychowywałg nas w innych czasach gdzie były inne wytyczne inaczej się dzieci żywilo ubierajo dbało i bawiło i teraz ciężko im zrozumieć chociaż powinni. Oni już mieli swoją szansę teraz my ja mamy i powinni odpuścić. No ale różnie z tym bywa. Najważniejsze że nie wątpisz w swoje umiejętności i instynk macierzyński i wierzysz że robisz dla córeczki wszystko co najlepsze. Najważniejsza pewność siebie:-* jeśli chodzi o fotelik i ubranie to mój mąż też jest niereformowalmy w tym względzie i nie chce nigdy zejść wcześniej i nagrzać trochę samochodu (stoi cały czas na dworze) żeby synek mógł jechać bez kurtki. A tak sobie nie wyobrażam go rozebrać bo jak jak wsiadam to w kurtce się trzese a synek zmarzluch po mamie więc płacz by był straszny więc jeździ w kurtce. Mąż taki jest nic nie poczyta nie dowie się ale uważa że wymyślam . Dobrze ze my z sumie rzadko jeździmy i tylko blisko w miarę po mieście chodź wiem że to wcale nie znaczy że bezpieczniej.
My wczoraj nuda… Siedzieliśmy we dwoje przy drinkt i kolacji synek poszedł normalnie spać. O północy wypilismy szampana i też poszliśmy spać. Na szczęście synka nawet fajerwerki nie ruszyło i byłam w
Szoku bo tak to nawet go budzi jak przekręcam się na bok w łóżku:-D tylko przez sen o północy brawo bił chyba tym wyruszalom :smiley: mówię Wam komedia. :smiley:
Michalina mój mąż po nocy komentuje tak samo “chyba dziś dobrze spał” albo “dziś chyba słabo spał bo strasznie się nie wyspałem”:stuck_out_tongue:
Ja jakoś dziś nie mam humoru zaczął się nowy rok a mnie wszystko denerwuje mam dość robienia ciągle tego samego. Dość przygotowywania każdego posiłku i gotowania. Najpierw święta potem sylwester teraz znów myśl człowieku co ma obiad… Jakoś przytłacza mnie to i jestem tym mocno zmęczona. Dodatkowo wszędzie są zabawki nie mam gdzie ich trzymać i wręcz potykam się o nie.chciałabym albo się już wyprowadzić do większego mieszkania albo to jakoś przeorganizować o co bardzo trudno bo meble nie nasze no i właściciel nie jest chętny żeby zabrać bo nie ma gdzie trzymać a logiczne że jak coś potem swoje zabierzemy a on nie chce żeby puste mieszkanie mu zostało. Jakoś z nowego roku chandra mnie dopadła.:frowning:

Oj Michalina współczuję, najgorsze jest takie krytykowanie, potem zabawy już nie ma. Mała no cóż nowe miejsce, hałas, śmiechy i fajerwerki zrobiły swoje. Ale pierwsze koty za płoty z każdym wyjściem “do ludzi” będzie lepiej. Czego Wam w Nowym Roku życzę

Halo dziewczyny żyjecie??? Michalinko moja terapeutko co Cię tak mało ostatnio?:frowning:
U mnie i dobrze i źle:-P dobrze bo zaczynam częściej myśleć o zbliżeniach fizycznych źle bo nie umiem ich inicjowaa a poza tym mąż dużo pracuje i tak mnie wkorza że wieczorem przechodzi ochota na wszystko. Nic nie robi muszę po 100razy prosić o wszystko np półka wypadła w szafie bo złamał się kołek już kilka razy prosiłam i nic. I takich przykładów mnóstwo. Poza tym moje dziecko zasypia coraz później i ma coraz krótsza drzemkd w dzień i zwyczajnie wieczorem padam

Kochana u mnie sajgon! Dzisiaj jak małą uśpię w chuście to wejdę i popiszę trochę. Na razie tylko z doskoku- wchodzę, czytam dwa zdania, i spadam. W te 3 dni udało mi się przeczytać Wasze wpisy. I tyle…
Do potem :*

U mnie jakiś dół od kilku dni. Z mężem ciągle jakaś napieta sytuacja. Niby ok, a on sie dasa na moją rodzine (dluga historia), ja chodze i staram sie nadrabiać miną a wstyd mi za niego…dramat. Mam dosc tego udawania i napietej atmosfery. Dziś mam urodziny a w ogóle nie mam ochoty na jakiekolwiek świętowanie. Płakać mi sie chce, nie mam cierpliwości do Hani. Koncze 28 lat i ciągle myślę ze od kilku lat nie robie tego czego bym chciala, bo wypada, bo ktoś tak chce, a tak trzeba…a nie to na co mam ochotę. Chyba pogoda i te urodziny mnie tak przygnebiaja… Wczoraj tak sie wydarlam do męża, znowu nasile usypial wieczorem Hanie i trwalo to 1,5 godziny. W koncu jak wybuchlam to az go zatkalo…obraził sie i wyszedł. A mi bylo obojętne czy sie obrazil, liczylam wrecz na to ze będzie spał w drugim pokoju…serio, zero wyrzutow sumienia. Przyszedl jednak, liczac ze go przeprosze, a ja stwierdziłem, ze nie mam za co i poszlam spać. Wyraźnie byl w szoku, a mi jest po prostu wszystko obojetne… Dziś tez średnio miałam ochote na rozmowe i juz czekalam kiedy pojedzie do pracy. Chyba to ta pogoda;)

Ewelinka wszystkiego najlepszego spełnienia marzeń pogody ducha optymizmu wsparcia u męża i pociechy z Hani.
Rozumiem Cie u mnie nastrój też pod psem z jednej strony jak pisałam jak mąż z pracy to mam ciepłe uczucia do niego z drugiej jak wraca siada na kanapie a ja o kilka rzeczy proszę od tyg np żeby półkę w szafie naprawił bo złamał się kołek i spada kilka razy dziennie to mnie trzęsie i wszystkie ciepłe uczucia szlak trafia. Od kilku dni nie mam czasu wziąć dłuższej kąpieli i zaczynam się irytować. Mój nastrój i irytaaja przekłada się na brak cierpliwości do synka . Też tak macie.?

Dziekuje, oby sie spełniło.
Mój nastrój ma ogromny wpływ na cierpliwość do Hani, a raczej jej brak. Szybko sie irytuje i wszystko mnie denerwuje. Dzis miala fatalną noc i co godzine się budziła. Musiałam ja brac na rece i nynac. Przed 7 juz byla na nogach a ja myślałam ze nie wstanę z łóżka.
Czyli to moze pogoda ma wpływ na nasze nędzne nastroje;)

Dzięki Wam dziewczynki za wsparcie, sytuacja jakośtam opanowana, choć nadal nie rozumiem pewnych zarzutów moich rodziców… ale to chyba temat na odrębną dyskusję. Justynko, nie mieszkamy z moimi rodzicami, widujemy się z nimi mniej więcej raz w miesiącu. Moi rodzice są ogólnie naprawdę super, wychowali mnie i siostrę i nie mam się do czego przyczepić, a wszelkie ich porady są wypowiadane w dobrych intencjach… ale wielu rzeczy nie rozumieją. Nasza prawie roczna córka ssie cyca - dziwne, taka duża. Budzi się w nocy - kurczę, czemu, nie powinna. No i co jakiś czas słyszę np. coś o chodziku, że byłby fajny. (Mała chodzi za rączkę, więc to by mnie miało odciążyć - i znowu - dobre intencje, głupi pomysł.) A z tym fotelikiem… no cóż. Ja wolę, żeby ona chwilkę pomarzła ale w razie czego wyszła cało z wypadku. Zawsze opatulamy ją kocykiem, sprawdzam czy rączki ciepłe… na takich dłuższych trasach (np. jak jedziemy do rodziców właśnie) nie ma sensu ubierać w kurtkę, którą będzie miała na sobie 4 godziny tylko po to by pierwszych kilka minut nie marzła. No i w domu mamy garaż, więc auto nie jest aż tak wychłodzone. Problem jest tylko “u dziadków”…
Zareagowałam też pewnie za mocno, ale teraz podejrzewam, że to ogólne zmęczenie, pogoda, samopoczucie i przedmiesiączkowa burza hormonów. Poczułam się po prostu niesłusznie oceniona… Chyba nie kupiłabym fotelika za półtora tysiąca jakby mi nie zależało na tym dziecku, które w nim przewożę?!
Teraz z tym okresem i ogólną aurą mam to samo, co Wy - jestem cały czas podminowana i brak mi cierpliwości dla malutkiej… :frowning: Dziś znowu zostawiłam ją płaczącą w łóżeczku i wyszłam, musiałam chwilę ochłonąć, bo chyba bym wybuchła. Teraz mała śpi wtulona we mnie a ja mam znowu wyrzuty sumienia. To chyba taka matczyna przypadłość… nigdy wcześniej nie miałam tak często wyrzutów sumienia jak przez ten rok :stuck_out_tongue: