Aniball = łatwiejszy poród?

Smitty współczuję 2h parcia musiało cię nieźle wymeczyc no ale cóż było warto, gratuluję :) 

Cześć Dziewczyny! Jestem tu nowa, od niedawna zaczęłam śledzić forum głównie ze względu na ćwiczenia z balonikiem Annibal. Ja mam termin porodu na 15 grudnia, a ćwiczenia rozpoczęłam w 20 listopada i na początku szło dobrze, choć powolutku, zwiększanie obwodu o 1 cm, to teraz zaczęłam krwawić :/ co prawda, jest tak jak mówicie, krwawienie ustaje, ale po zrobieniu 2-dniowej przerwy, mimo to nadal zaczęłam krwawić przy obwodzie 21cm. Boję się trochę ćwiczyć dalej, a nie mam czasu aby zaprzestawać ćwiczenia... czy Wy ćwiczycie mimo krwawienia?

Dziękuję dziewczyny :)

 

Dopiero teraz znalazłam chwilkę, aby opowiedzieć Wam historię mojego porodu. Poród był największym wyzwaniem z najpiękniejszym finałem, jaki doświadczyłam w życiu 


Całą ciążę przygotowałam się do porodu. Ćwiczenia, masaże, suplementy, herbatki, daktyle, wiesiołki... Chciałam żeby był aktywny, bez komplikacji i sprawny, z ochroną krocza i właściwie udało się zrealizować tylko ostatni punkt.

 

27.11. W wyznaczonym terminie porodu (27.11)  poszłam z rana do ginekologa. Podczas badania wymasował mi szyjkę macicy. Nie było to przyjemne ale idzie przeżyć te dwie minuty... Stwierdził, że nie jest gotowa, bo nie poddaje się masażowi. Jest dalej twarda i długa. Tego samego dnia wieczorem postanowiliśmy się z mężem poprzytulać i  rozbolało mnie podbrzusze, jak na okres tylko mocniej. Pomyślałam że takie uroki końcówki ciąży. Już byłam cała obolała i chyba wszystko było mi jedno ;).

 

28.11 z rana około 8.00 poczułam pierwszy skurcz z krzyża. Trwał około 50 sekund. Nie byłam pewna czy to to. Po 30 min kolejny skurcz i tak coraz krótsze odstępy i coraz większe bóle. O 23.00 skurcze były już co 7 min i odszedł mi czop śluzowy (wyglądał jak wydzielina podczas owulacji, tylko był lekko różowy) więc raczej nie miałam już wątplwiości.

 

29.11 o 2.00 nad ranem pojechałam do szpitala przy skurczach co 4-5 min i miałam nadzieję, że w szpitalu już nie będę się już długo męczyć. Zbadał mnie ginekolog i stwierdził brak rozwarcia. Skurcze były nieefektywne, ale zauważył jednak, że coś tam zaczyna się w szyjce zmieniać i widział szansę, że coś może ruszyć do rana. Położyli mnie na patologii ciąży. Na ktg pisały się regularne skurcze i tak przeleżałam w już konkretnych bólach do 9.00

 

Zbadali mnie i stwierdzili rozwarcie na pół opuszki. Trochę mnie to załamało. Takie męczarnie, tak częste skurcze, a zero progresu. Zainstalowali mi w szyjce tasiemkę z prostaglandynami i wzięli o 10.00 na porodówkę. Szpital mocno wspiera porody naturalne z ograniczeniem ingerencji do maksimum i zakłada, że poród fizjologiczny może trwać 3 dni więc bardzo zwlekali z podaniem oksytocyny. Około 11.00 było rozwarcie na opuszkę. Czułam zmęczenie i zupełnie nie w głowie był mi aktywny poród. A leżąc, trudno było już radzić sobie z bólem. Dostałam gaz wziewny i trochę pomógł mi się zdystansować do bólu na krótszą chwilę. Prosiłam o skuteczniejsze metody znieczulenia. Personel grał na czas i zwlekał. Około 12.00 podali mi jakieś czopki doodbytnicze, podobno miały pomóc z bólem, a on się tylko nasilił. 14.00 dostałam kroplówkę przeciwbólową. Rozwarcie się bardzo słabo poglębiało. Tym razem 1 palec. Bóle nie do wytrzymania. Przyjechał mąż i nie mógł na to patrzeć. Podkręcali mi kroplówkę, ale ona nie działała na bóle krzyżowe. Około 17.00 były 2 palce rozwarcia, a bóle z kosmosu... Wybłagałam znieczulenie zewnątrzoponowe. Zadziałało na połowę ciała, ale to już była ulga. Poprosiłam o dokładkę i też ją dostałam. Co za ulga... na dobre 1,5 godziny. Pomogło mi to złapać siły, żeby walczyć dalej. Przed 19.00 gdy znieczulenie ze mnie zeszło było 5 cm i małemu krytycznie spadło tętno. Zbiegli się lekarze, wnieśli cały sprzęt, wyprosili męża. Zrobili usg i wtedy okazało się, że mały zamiat uderzać głową na skurczu w szyjkę macicy, uderzał głową w jakąś kość. Podali mi zastrzyk na przyspieszenie tętna. Tętnica w szyi zaczęła pulsować energicznie. Dostałam tlen i skupiłam się na głębokim oddechu przeponowym... Lekarz powiedział, że jeśli za chwilę akcja się nie ustabilizuje, będziemy musieli zrobić cesarkę. Ja tylko wzdychałam i błagałam „ratujcie dziecko”. Musiałam zmieniać pozycję, aby mały się lepiej ustawił. Po paru minutach małemu wróciło właściwe tętno, a ja poprosiłam o kolejną dawkę zewnatrzoponowego. Podali mi też przy okazji oksytocynę i mocno ją podkręcili. Nie czułam skurczy przez kolejną godzinę i ledwo władałam nogami, ale bez tego odpoczynku chyba bym straciła przytomność. Po godzinie wróciło czucie, dotrwałam w mękach do 23.00 i zrobiło się rozwarcie na 8.5 cm.

 

30.11. godzina 00.00 pojawiło się pełne rozwarcie i lekkie parcie jak na stolec. Bóle agonalne, ale pojawiła się nadzieja, że to już końcówka więc nagle zebrałam w sobie siły do walki. Panie położne zainstalowały podnóżki do parcia. Skojarzyło mi się to z wyciągnięciem kół tuż przed lądowaniem samolotu. Ta myśl mnie trochę rozbawiła, ale też zmotywowała. Bóle parte były trudne do przeżycia, wręcz agonalne. To uczucie miażdżenia wszystkich kości od krzyża, poprzez miednicę aż do i wzdłuż kości udowych. Majaczyłam już do męża, że nie dam rady. Dopingował mnie i mówił, że moment w którym dochodzi się do takiego wniosku oznacza, że już jest blisko... Jednak ostatnia faza się przedłużała, bo mały się kiepsko wstawiał w kanał rodny. Co chwilę kazali zmieniać pozycję i badali jego ułożenie w środku na skurczach. Błagałam, żeby przestali. To nie miało końca. Odeszły zielone, mętne wody. Nie było przerw między skurczami. Około 00.30 dobrze ustawił się już do lądowania i wtedy zaczęłam przeć. Przez równe 2 godziny. Rodziłam leżąc na plecach pod lekkim kątem. Trzymałam rękami zgięte i podkulone nogi wzdłuż brzucha, a położne pomagały mi wycisnąć dziecko w trakcie parcia. Około 2.00 część jego główki już wystawała. Zachęciły mnie, aby jej dotknąć i na chwilę odwróciły moją uwagę. Walczyłam kolejne 30 min, żeby wypchnąć resztę. Tuż przed moim ostatnim parciem przyszedł lekarz z próżnociągiem. Na szczęście nie musiał go użyć po Samuel był już z nami o 2.30. Rozległ się płacz dziecka, cały ból minął. Radość, łzy. Łożysko szybciutko samo się wysunęło. Nie chciałam na nie patrzeć, bo wiem, że nie było w najlepszej kondycji. Okazało się też, że mały miał bardzo krótką pępowinę, co też utrudniło fazę parcia i stworzyło dodatkowe zagrożenie.

 

 A miało być dziecko Black Friday ;)

 

Reasumując nie spałam przez ponad dwie doby, a od pierwszego skurczu do narodzin minęły 42,5 godziny. Każda minuta i każdy skurcz był cenny, bo zbliżał mnie do najpiękniejszego wydarzenia w moim życiu – cudu narodzin i długo wyczekiwanego spotkania z wyjątkową osobą, którą nosiłam pod sercem ponad 40 tygodni.

 

Najtrudniejsze dla mnie podczas porodu było to, że słyszałam inne kobiety na porodówce. Jest 5 sal. Wchodziły, wyły w meczarniach, ale po tych mekach było słychać płacz dziecka. Ich cierpienie miało swój określony czas, sens i koniec. A ja myślałam, że mój koszmar nigdy się nie skończy.

 

Sprawdzili mi krocze, założyli 1 szew wewnętrzny (nie wiem gdzie bo go nie czułam i nie czuję). I ocenili stan krocza na rewelacyjny. Powiem szczerze, że przy bólach krzyżowych już nie miało to dla mnie znaczenia czy mnie natną. Nie sądzę, że odróżniłabym ból nacięcia od pozostałego bólu. Ale bardzo doceniłam fakt ochronionego krocza po porodzie, bo bez problemu mogłam siadać, funkcjonować i opiekować się maluszkiem. Nic mnie tam na dole nie bolało :) Polecam Aniball!!!

 

Nie był to poród moich marzeń, ale w tych mękach zrodził się największy cud i dla niego mogę przejść przez to ponownie.

 

Tuż po porodzie nie mogłam uwierzyć, że przez to przeszłam. Wspomnienie mojego porodu raczej wydawało mi się być jakimś odległym koszmarem, czymś co mnie nie dotyczyło. Tak chyba nas trochę hormony oszukują, bo gdyby wspomnienia o porodzie były wciąż żywe, chyba niewiele kobiet zdecydowałoby się na kolejny ;) Myślę, że każda z nas otrzymuje od życia tyle ciężaru i bólu ile jest w stanie udźwignąć. Nie czuję się zniechęcona do kolejnego porodu.

 

Przez mętne wody i długi poród, małemu podniosły się parametry stanu zapalnego i zostaliśmy tydzień w szpitalu na kroplówkach. Już jesteśmy cali i zdrowi i co najważniejsze - w domu :)

Tez zakupiłam sobie balonik, ale niestety nie moglam go nawet użyć. Ze względu na wcześnie otwarta i skracającą się szyjkę macicy, ginekolog mi to bardzo odradziła, wiec leży w szafie i czeka na kolejna szanse ��

Smitty ogromny szacunek dla Ciebie, że dałaś radę to przetrwać i nie masz jakiegoś większego urazu. Aż się nie chce wierzyć, że poród może być aż tak ciężki. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło i jesteście cali i zdrowi. Życzę Wam powodzenia na nowym etapie życia :) 

Dziękuję! :) To przez politykę szpitala. Wspierają bardzo porody naturalne, które w założeniu mogą trwać 3 dni. Sama nie wiem jak to przetrwałam, ale miałam koszmary w nocy z tego dnia przez długi czas. Szacunek dla wszystkich Mam! :) 

 

Przez tak długi poród i zielone wody, małemu wdarła się infekcja i siedzieliśmy w szpitalu tydzień, aby go wyleczyć.

 

A jak Tobie układa się macierzyństwo? =)

Hej  dziewczyny.

U mnie szacowany według usg obwód główki dziecka 33 cm, a balonik wytrenowany na 27, mam pytanie czy ktoras z was szła do porodu z podobnymi różnicami i mimo wszystko udało się bez naciecia?

Moim zdaniem dużo zależy od uwarunkowań genetycznych kobiety ale ćwiczenia owszemtrochę mogę pomóc. 

Też chciałam by mnie nie nacinali ale w chwili kiedy o to spytały a ja parlam i myslalam ze zaraz się rozerwe bez namysłu odpowiedzialam tak i nie żałuję. Chociaż nie pękłam a to znacznie gorzej się goi. 

Smitty - gratulacje i dużo zdrówka dla Was :) 

nienormatywna - też chciałam tego spróbować ale przez to że maleństwo uciska na mostek i mam problemy z oddechem zostało mi to odradzane przez lekarza.. 

Balonik

Ja kochane mam bardzo złe doświadczenia z balonikiem, sama nie zakładałam ale byłam świadkiem jak w szpitalu jedna z dziewczyn, której założono balonik zaczęła krwawić, okazało się że przy zakładaniu coś tam stało się z łożyskiem. Na szczęście dziewczynie szybko zrobiono cesarkę i maleństwo było zdrowe ale informacja od lekarki,  że przy balonikach czasem się tak dzieje mnie skutecznie odwiodła od takiego pomysłu

Ja bym się nie zdecydowała na balonik. Wydaje mi się ze jest to trochę za duża ingerencja w naturę 

Po waszych komentarzach raczej też bała bym się zastosować balonik. Chyba wole więcej pocierpiec niż narażać dzidziusia.

Witam :) ćwiczę z aniball od tygodnia. Zaczynałam od średnicy 15,5 a doszłam wczoraj do 24,5. Termin mam na 29 stycznia ( jednak nastawiam się że raczej będzie wcześniej). Przed wczoraj pojawił się u mnie podczas ćwiczeń różowy gęsty śluz w kawałkach ( wyglądało jak kawałki czopu ) wystraszyłam się bardzo, przerwałam ćwiczenia ale chwili śluz był już czysty. Wczoraj ćwiczyłam dalej i po któryms z kolei wypchnięciu  zauwazylam na reczniku plamkę krwi . Znowu ogarnęła mnie panika ale nic więcej nie leciało. Dzisiaj znowu zaczęłam ćwiczyć od mniejszej średnicy i już przy drugim wypchnięciu pojawił się różowy śluz i plamka krwi więc przestałam. :/ Nie chce zmarnować wyćwiczonej średnicy :( nie wiem co mam zrobić ? W poniedziałek mam wizytę u ginekologa. Poród lada chwila a do 30cm jeszcze daleko :(

Powiem szczerze pierwszy poród dramat totalny 12h meczami, bo nie umiałam oddychać prawidłowo, zaś drugi rewelacja, nie obeszło się bez bólu ale skupiam się na oddychaniu i dzięki temu miałam przynajmniej takie wrażenie że mam kontrolę. Więc jedyne co moim zdaniem jest najważniejsze co może ulżyć i przyspieszyć porob to prawidłowe oddychanie. Pozdrawiam. 

Graffini balonik zakładany w szpitalu to jest cewnik foleya i zakłada się go do szyjki macicy w celu wywołania porodu i zwiększenia rozwarcia, aniball to jest całkowicie coś innego. 

Polka nie załamuj się Twoja średnica już i tak jest duża, na pewno będzie Ci łatwiej niż gdybyś nie ćwiczyła w ogóle. Ja doszłam do 28.5cm i tydzień przed porodem przestałam ćwiczyć a i tak urodziłam bez nacięcia ani żadnych obrażeń. Co do oddechu podczas porodu to też uważam że jest bardzo ważny i dużo pomaga. 

Smitty moje początki macierzyństwa były bardzo ciężkie, pierwsze dwa tygodnie to była katastrofa ale na szczęście z tygodnia na tydzień było już coraz lepiej i teraz nie mam na co narzekać za bardzo. A jak u Was ? :) 

Dziewczyny, 

Mimo, że nie udało mi się do końca rozciągnąć moich dolnych partii ciała to i tak bardzo polecam balonik! Dzięki chociaż odrobinie ćwiczeń moje mięśnie były o wiele lepiej rozciągnięte i przygotowane do porodu. Jeżeli któraś jest zainteresowana to mam balonik na sprzedaż za 150 zł, uważam że na prawdę warto :)

Dokładnie, tak jak Jo.B napisała - nie mylcie pojęć. Balonik, o którym mówicie to cewnik Foleya, który wspomaga rozwarcie szyjki macicy. Forum dotyczy balonika rozciągającego samo wejście do pochwy. Przeczytałam każdą stronę tego forum i mimo, że niektórym nie udało się uniknąć nacięcia, czy pęknięcia, nie widziałam ani jednej historii o tym, żeby któraś żałowała ćwiczeń z balonikiem. Jedyne czego dziewczyny żałowały to tego, że np. zaczęły ćwiczyć za późno, ale i to przełożyło się na sukces w postaci mniejszych obrażeń przy porodzie :) 

 

Ja się bardzo cieszę, że ćwiczyłam z balonikiem i masowałam krocze. Inne metody przygotowania do porodu (typu wiesiołki, herbatki z liści malin, daktyle, ćwiczenia mięśni dna miednicy) niestety nie wpłynęły na długość mojego porodu, co nie znaczy, że są nieskuteczne, bo jak wspominałam, wszystkie ciąże wśród najbliższej rodziny były mocno przenoszone i indukowane, a u mnie poród rozpoczął się samoistnie w 40 tygodniu :)

 

Jo.B - u nas dalej ciężko. Samuel to nie ten noworodek ze szkoły rodzenia co tylko je i śpi ;) walczymy z bolesnym i bardzo trudnym tematem kolek, gazów i wzdęć. Maluszek od niedawna się uśmiecha, więc wnosi to trochę światła do tych trudnych dni =)

3mam kciuki za ćwiczące! Jak Wam idzie? 

 

Na zachętę powiem, że jestem prawie 8 tygodni po porodzie. Poprosiłam męża, aby szczerze mi opowiedział o swoich odczuciach - mówi, że wszystko wygląda i działa tak jakbym nigdy nie rodziła.

 

Powodzenia!!! :)