Dotychczas moja córka potrafiła być tak zaabsorbowana obcymi, że zapominała o tym, że rodzice są w pobliżu…jednym słowem “dziecka nie ma”. Gdy weszła w wiek tak 8-9 miesięcy zaczęła być bardziej czujna, uważna…i do każdego kto do niej mówi podchodziła z dystansem. Niekiedy się uśmiechała, niekiedy miała zaciętą minę, która z czasem zanikała, lecz nigdy nie kończyło się to płaczem. Do czasu…aż przyszedł pan z butlą gazu, gdy go zobaczyła, zaczęła tak przeraźliwie płakać, tak mocno się zanosić, że nie sposób było ja uspokoić. Byłam w szoku, histeria zakończyła się wraz z wyjściem pana. Czy Wasze dzieci też tak “mocno” reagują na obcych?
taki wiek moje dzieci miały takie żuty pół roku się bały pół nie i tak w kółko,
Wkroczyła w taki okres, gdzie ktoś obcy zakłóci jej przestrzeń to jest akurat taka rekcja. NajważniejsI są rodzice a inni są intruzami. Mojemu Tobisiowi już to mij, ale trwło to ok 2-3 mcy. I jak kto, i do wóZka w sklepie zaglądał czy coś, to otwarcie mówiłam, żeby tego nie robić, co ludzie odbierali, że jestem nie miła…ale wazzniejszy jest dla mnie spokój mego dziecka, bo przeżywał strasznie, az się trząsł. Płaczem reagował nawet n swoją babcię. Takie zachowanie największy wydźwięk miało gdy mały był zmęczony.
A wsystko wiąze się z lękiem separacyjnym.
Teraz już nie, ale właśnie gdy był w takim wieku między 8 a 10 miesiącem to była tragedia. Ale co najlepsze, nie reagował płaczem i histerią na obcych ludzi ( do nich wręcz się garnął i zaczepiał każdego jak leci) tylko na rdzinę. Gdy widział babcię, jedną drugą, prababcie, dziadka, kuzynów, ciocie… wtedy nie można go było uspokoić, nikt z nich nie mógł się do niego odezwać a już nie mówię o próbie zabrania go ode mnie… I tak jak pisze Didisia wszystko to było związane z lękiem separacyjnym. Teraz moze zostać z każdym i nawet nie zwraca uwagi na to czy jesteśmy obok, a wystarczą mu tylko hasło “Bartuś idziesz na pole/spacer/do piaskownicy” i już jest przy osobie która to zaproponowała.
Moj synek ma początku uśmiechał się do każdego, mógł każdemu dac cześć i w ogóle się nie bał obcych.
Gdy skoczył mniej więcej 15 miesięcy już był bardziej nieufny nie do każdego chciał się uśmiechnąć a już na pewno nie podał rączki.
Są osoby do których pójdzie bez problemu a są ludzie których się boi i będzie tak płakał aż ta osoba nie wyjdzie ,a przy tym zdziera mi skórę tak mocno się trzyma.
Napady histerii i płaczu są tylko wtedy gdy przychodzi ktoś do nas kto nie podana się dziecku. W sklepie czy na placu zabaw nie zwraca na ludzi uwagi chyba że ktoś go zaczepi to ucieka ,a jak ktoś chciał by go złapać za rączkę to będzie krzyczał.
Mamy taką starszą sąsiadkę bardzo fajna kobieta ale OLiver nie zostanie z nią ani nie chce zejść z rąk, czasami płacze jak przyjezdza ktoś z rodziny ale po chwili się uspokaja i przynosi swoje zabawki.
Sytuacje są różne, tak naprawdę nigdy nie wiadomo jak dziecko zareaguje
Moja córcia też miała taki okres, strach było wyjść z Nią z domu bo jak kogoś zobaczyła a nie Daj Boże ktoś się do Niej odezwał to od razu był płacz histeryczny… A teraz ma skończone 2 latka i nie ma z Nią w ogóle problemu (cygańskie dziecko)
U nas nastapił ten etap kiedy mały miał 7 miesięcy.Wczesniej dziecko z rąk do rąk,do obcych się śmiał,
a już do wszystkich kobiet to najczęściej:) przyszedł moment i koniec płacz na widok obcych.I na razie tak mu zostało.
Ma 10 mcy.
A juz na widok rehabilitantki i przychodni to wpada w szał - płacz połączony z paniką i do tego cały sie trzęsie
Chyba każde dziecko ma taki okres w życiu że najpewniej czuje się w obecności mamy i osób które doskonale zna. Mój synek od niedawna też płacze kiedy ktoś dla niego “obcy” chce wziąć go na ręce lub w jego towarzystwie głośno mówi - potrafi się wtedy rozpłakać. Ja w takich sytuacjach uspokajam go i biorę na ręce aby czuł się bezpiecznie.
U nas taki okres zaczął się chyba tez mniej więcej w tym wieku I tak zostało do dziś, a ma 13 miesięcy. Jest bardzo nieufny w stosunku do osób które długo nie widzi. Najchętniej, gdy jeździmy w odwiedziny lub gdy ktoś nas odwiedzi - czas spędził by na moich rękach lub męża.
moje dziecko wchodzi w taki okres- nie wszyscy nieznajomi, ale niektórzy wywołują płacz jak się za bardzo zbliżą do mej córy.Mama lub tata jest ostoja bezpieczeństwa i w razie strachu hyc do mamy na ręce i się chowa.
Moja córa za to boi się wszystkich mężczyzn za wyjatkiem taty i dziadka. Do drugiego dziadka podchodzi z dystansem i dopiero po chwili pozwala wziąć się na ręce. Reszta osób płci męskiej jest be. Tylko któryś próbuje do niej podejść, to od razu jest panika. Do cioć też podchodzi z rezerwą, ale nie aż taką.
Mnie cóka zaskoczyła ostatnio-byliśmy na imieninach u dziadków i teoretycznie tych wszystkich cioć i wujów nie zna, a robiła za gwiazdę wdzięczyła się uśmiechała. A normalnie byłby płacz przy nieznanych szczególnie męskich osobnikach.
U nas niestety lęk separacyjny zaczął się po skończeniu 6 miesiąca i wystarczy że mała nie widzi dziadków (o obcych ne wspomnę) przez tydzień już jest na ich widok ogromny płacz. Pomagają tylko ramiona mamy…
Mój syn akurat nie przechodził tego okresu jakoś płaczliwie, nawet się nie bał. Akurat w ten wiek wchodził jak szedł do żłobka i bardzo się bałam, że będzie płakał w żłobku. A było przeciwnie, bo bardzo się cieszył i lubił tam zostawać. Teraz córcia będzie szła do żłobka w wieku 8 miesięcy, boję się, że jej tak łatwo nie pójdzie, bo już podejrzliwie patrzy na obcych. Na znajome twarze reaguje śmiechem, a na obce patrzy spod byka.
właśnie żłobek zazwyczaj pomaga w budowaniu interakcji z innymi osobami, otwiera, dzieci stają się zazwyczaj bardziej śmiałe.
Z tego lęku separacyjnego, który był dla mnie zaskoczeniem…i myślałam, że będzie jednym z nielicznych incydentów przeszliśmy na kolejny poziom - mianowicie pobyt w szpitalu. Każda interakcja lekarza polegająca na zwykłym osłuchaniu lub jakiekolwiek pobranie krwi przez pielęgniarkę kończy się histerycznym płaczem. Jakikolwiek ruch w jej kierunku jest spowodowany dużą nadwrażliwością.
Klio dzieci nie są głupie, szpital i lekarze bardzo często źle im się kojarzy. Moi znajomi mają trzyletnią córeczkę i jak miała jakieś 1,5 roczku, to pojechali z nią na pogotowie, bo coś tam się zaczęło z nią dziać, nie pamiętam dokładnie co. Lekarz zabrał córkę matce i zabronił jej wchodzić do zabiegowego, żeby nie siała paniki, bo musi zrobić dziecku zastrzyk. Zanim znajoma zorientowała się, co jest grane, to lekarza z dzieckiem już nie było. Obie na widok białego kitla teraz dostają szału. Dziecko drze się na sam widok, a matka opieprza jak tylko lekarz krzywo spojrzy. A ja się im nie dziwię.
Kurde, ale lekarz. Wcale się nie dziwię, że teraz obie tak podchodzą do lekarzy. Też bym tak się zachowywała.
U nas pobyt w szpitalu, mimo, że krótki miał wpływ na mojego synka. Byłam cały czas przy synku, w trakcie badań, pobierania krwi. Gdy wróciliśmy do domu, synek gorzej przesypiał noce, w dzień najchętniej tylko na rączkach i tylko moich czuł się najbezpieczniej. Miał wtedy niecałe 8 miesięcy.
Nasz był już duży jak byliśmy w szpitalu bo prawie 4 lata, ale często wspomina zastrzyki i welflon w ręku.
Aczkolwiek moja koleżanka była z synkiem w szpitalu, mały też miał jakieś 8 miesięcy, lekarze na siłę robili mu badania, trzymali go jak nie chciał, krzyczeli.
bardzo wtedy płakał, bo bał się i nie rozumiał co się dzieje i co mu robią. Teraz ma prawie 1,5 roku i bardzo boi się lekarzy. Mimo, że to malutki człowiek to jednak zapamiętuje na dłużej, szczególnie nieprzyjemne sytuacje.