Bardzo proszę Panie,które urodziły dziecko o ocenę jakości usług w szpitalu.
Syna urodziłam przez cesarskie cięcie , ale może od początku.
W ciągu całej ciąży 4 razy trafiałam do szpitala z powodu porodu przedwczesnego zagrażającego. Ostatni raz zaraz po Bozym Narodzeniu w 28 tyg ciązy . Jakość usług w szpitalu dość przeciętna .Mam w pamięci kilka sytuacji ,które zraziły mnie do tej instytucji. Miałam cukrzycę w ciązy i pielęgniarka ,nie chciała pobierać krwi więc mierzyła poziom cukru przy pomocy glukometru .Po kilku dniach oznajmiła ,że mam oddać pieniądze za paski.Przeżyłam szok.Suma o którą poprosiła była sporo większa niż kupno opakowania pasków 50sztuk na receptę.
Druga sytuacja ,gdy miałam robione usg i spytałam o płeć lekarz odwrócił monitor w moją stronę i powiedział :" Patrz a zobaczysz" hmmm, ja widziałam biało-czarne kropki.Lekarz powiększył ponoć widok narządów abym zobaczyła.Po wymianie zdań ,że nie widzę wydarł się ,że jak kurdę nie widzę to nie jego problem.Nerwy mi puściły ,powiedziałam co myslałam i dopiero powiedział ,że urodzę “chłopa” .
Jeśli chodzi o sam poród : Tego dnia przyszłam do szpitala na badania i zostałam zatrzymana ze względu na nadciśnienie.Poszłam na odz. gin-położ. jednak już po godzinie wysłano mnie na porodówkę. Zadnych skurczów ,zero bólu ,wody nie odeszły , czop nie wypadł. dziwiłam się po co tam idę.Pobrano krew do badań : CRP - 6. Po kilku godzinach leżenia -wstać nie mogłam- a o butelke z wodą prosiłam 3 godziny- dopóki nie weszła moja mama aby przynieść kilka rzeczy- wodę dała mi mama.Podpięto mnie pod ktg i okazało się ,że tętno dziecka jest nieprawidłowe. Zrobiono mi jeszcze badania Tym razem CRP 45. Dopiero wtedy w szaleńczym tempie zabrano mnie na salę operacyjną mówiąc ,że to chyba zamartwica węwnątrzmaciczna płodu.Sam poród cc był ok.
Opieka już na oddziale położniczym nie była zła jednak jak to często bywa co niektóre położne chyba minęły się z powołaniem .Synka zobaczyłam i przystawiłam do piersi po 25 godzinach. Nikt nawet nie spytał czy chcę odciągać pokarm. Nie wyrażałam chęci karmienia małego mieszanką.W ciągu pierwszej doby podawano synkowi mleko z butelki . Przy piersi nie chciał jeść , tylko butelką. Pokarmu miałam mało a po 6 tygodniach walki moja przygoda z karmieniem a raczej odciąganiem mleka sie skończyła,bo w ciągu doby udawało się odciągnąć ok.50 ml pokarmu, które i tak dawałam synkowi -po kilka ml ściągałam i dolewałam aż uzbierało się chociaż na jedno karmienie.
Ogólnie po porodzie w szpitalu opieka była o niebo lepsza niż jak leżałam w czasie ciąży. co mnie ucieszyło ? Mamy mogły pomagać przy kąpieli dzieci.
Podobnie jak koleżanki powyżej nie jestem zadowolona z usług świadczonych w szpitalu.Po wizycie u ginekologa dostałam skierowanie do szpitala ponieważ zaczeły mi odpływa wody,więc prosto od lekarza udałam się do szpitala ze skierowaniem.
Już sam moment przyjęcia do szpitala nie był zbyt miły,musiałam czekac na korytarzu dobre 25 minut zanim ktos pomnie przyszedł(oczywiście wody odchodziły mi dalej tak więc siedziałam tam w mokrych spodniach w listopadzie).
W koncu doczekałam się i poszłam z położna wypełniac niezbedne dokumenty-już podczas tego chciałam uciekac gdzie pieprz rośnie.pani zachowywała się jakby było to przesłuchanie,strasznie niemiła i niesympatyczna,rzucała papierami.Potem przeszłyśmy do gabinnetu na badanie gdzie zbadała mnie lekarka-tu niemam zastrzeżen,mało sympatyczna ale za to konkretna i rzeczowa.Zostałam zakwalifikowana do cc i trafiłam na salę operacyjną.
Samo przygotowywanie do cc i cięcie-super.Miła pani anestozjolog,miły lekarz-ogolnie fajna atmosfera,wszyscy przyjemnie mimo że bylo to 5 cc tego dnia.
Po cc już nie było tak różowo-dziecko widziałam przez minute,niktnie poinformował mnie nawet ile waży i mierzy,czy wszystko jest dobrze czy nie.Odwieziona mnie na salę,dzie zainteresowanie personelu ograniczylo sie do podawania kropłowek i srodkow przeciwbolowych.
Dziecko zobaczylam po jakis 14 godzinach-mała nie potrafila złapac piersi-brak pomocy połoznych.Kazały mi przystawiac jak najczesniej i wychodzily Powracały po nownie gdy mała z głodu krzyczała na cały szpital z pretensjami czy chce wszystkich pobudzic i co ze mnie za matka ze nie umiem wykarmic dziecko.
Te 5 dni wlokły mi się w nieskonczonosc,marzylam by wyjsc do domu.
Nie wspominam dobrze tego szpitala jak i wszystkie dziewczyny które tam rodziły i z nimi rozmawiałam.
Wybrałam go jedynie na to że był najblizej mojego miejsca zamieszkania
Jeżeli chodzi o poronienie to najbardziej mnie uraziło , jak już po zabiegu czyszczenia po poronieniu trafia na salę z przyszłymi mamami i na przykład z cierpieniem trzeba było słuchać bicia serc dzieci innych kobiet. Teksty pielęgniarek to tragedia. Poronienie juz jest szokiem samym w sobie a do tego stresu dokłada personel.
Burek1234 normalnie dla mnie jest to niewyobrażalne,jak można tak się odzywać.Kobieta która traci swoje dziecko i potrzebuje wsparcia,a tu takie teksty.Sama poroniłam w 7tyg,wiem co czułaś,również miałam łyżeczkowanie w szpitalu,wykonywał mi je mój lekarz prowadzący.Dla mnie jednak wszyscy byli bardzo mili,zabrali mnie w pierwszej kolejności zaraz po przyjęciu do szpitala,żebym nie musiała się długo stresować czekaniem.Polożono mnie na ginekologii bym nie miała styczności z ciężarnymiPamiętam tylko jak położyłam się na fotelu zaraz podano narkozę.Po zabiegu fizycznie czułam się dobrze psychicznie fatalnie do domu mąż zabrał mnie tego samego dnia.
Porody wspominam dobrze miałam to szczęście ,że trafiałam zawsze na bardzo miłe położne i sympatycznych lekarzy.Po porodzie położne przychodziły często,pytały czy sobie radzimy,czy potrzebujemy środki przeciwbólowe.Jedynie co to zawsze modliłam się,żeby nie rodzić przez weekend bo u nas wte dni jest strasznie obcięty personel i słyszałam że jest nie ciekawie szczególnie gdy jest dużo rodzących.
Słoniątko zgadzam się te formalnośći podczas przyjęcia do szpitala są masakryczne,nie wyobrażam sobie je wypisywać z bólami porodowymi po mnie musiały sprzątać bo wody lały się bardzo,podpaska szybko przemokła:)
Lusi_ja ja tak miałam położyli mnie z kobietami którym co trochę mierzyli tętno . Łzy to same leciały po policzku… Jest to coś strasznego. A położna mi powiedziała że ja nie pierwsza i nie ostatnia poroniłam więc nie mam co się mazać jak tam jeszcze nic konkretnego nie było… ;/
Burek aż mnie ciarki przeszły… Przykre to co spotkało Cię w szpitalu. Co do takich tekstów to jak rodziła moja siostra (8 lat temu) to lekarz powiedział do dziewczyny, która bardzo krzyczała żeby się nie darła bo: “jak się wkładało to teraz trzeba wyjąć”. Była zszokowana zachowaniem lekarza. A dziewczyna podobno była bardzo młoda i wiadomo miała prawo płakać, krzyczeć i się bać.
Ja na szczęście przemiło wspominam poród. Położne były dla mnie jak matki. Głaskały, przytulały, pocieszały… Nie krzyczały na mnie. Cały poród były ze mną i moim mężem, z którym cały czas rozmawiały. Wiadomo cierpiałam bardzo, ale czułam że one mnie wspierają. Nie było tak, że byłam “kolejną” czułam się jakbym była jedyna. I co bardzo mi się podobało to to, że Pani położna przyjmująca poród przyszła na dyżur następnego dnia i odwiedziła nas na sali poporodowej:)
Opieka w naszym szpitalu jest na bardzo wysokim poziomie. Może dlatego, że mieszkam w mniejszym mieście i nie rodzi się tu 10 maluszków dziennie tylko 2-3. Wiem jedno na pewno chcę rodzić kolejne dziecko w tym samym szpitalu.
A tak przy okazji w ciąży miałam pomysł, żeby zapłacić położnej i mieć taką swoją przy porodzie. Byłaby to najgłupsza rzecz jaką mogłabym zrobić. Nie dość, że nie znałabym tej Pani to jeszcze rodząc za darmo czułam się tak jakby te Panie miały zapłacone i opiekowały się mną na najwyższym poziomie:)
Ja się poryczałam czytając to wszystko ;( i wyje dalej bo przykre wspomnienia wracają.
Do szpitala zawiozła mnie mama Zanim mnie przyjęli trochę czasu minęło a wody się lały.
Mały miał zaniki tętna, po 13 godz męczarni i bania się że go nigdy nie zobaczę usłyszałam niemiły tekst od lekarza: Poskaczesz na piłce główka zejdzie i urodzisz bez gadania. Nie wiem jak można być tak bezczelnym ;/ Drugi za to był o wiele bardziej rozgarnięty, bo przejrzał moje badania w tym też klisze RTG z przed ciąży na których widać że mam przesunięcie w biodrach i za chiny ludowe naturalnie nie urodzę. W końcu szybko zorganizowali cesarkę i wyjęli małego w ostatniej chwili. Prawie dwie doby spędził w inkubatorze pod tlenem, malutki i bezbronny.
Położne nie powiem zaglądały często bo dostałam dwie jednostki krwi i obawiały się żebym nie dostała wstrząsu. Ale jak już mogłam jako tako wstać przyniosły małego i przystawiały go na siłę do piersi, a też przecież dostał z butelki (łatwiej maluchowi pić z butelki niż cyca ciągnąć). Przy drugim dziecku nie wiem czy zdecyduję się na ten szpital.
Po 3 latach wcale nie jest łatwiej wszystko wraca z taką samą siłą.
Poród powinien być najpiękniejszą chwilą w życiu kobiety, a nie obawą o życie dziecka.
Dziewczyny czytając to co piszecie zaczęłam się trochę bać. Z jednej strony piękne wspomnienia, miła opieka, wszystko dobrze a z drugiej trudne chwile, cierpienie, niemiłe słowa. Mam nadzieję, że u nas jednak wszystko będzie dobrze, że maluch będzie zdrowy. A poród przebiegnie tak jak powinien. Już mimo tego czy ktoś będzie dla mnie miły czy nie. Trzymajcie za mnie kciuki.
u nas w szpitalu też nie jest ciekawie, nie ma znieczulenia, stary sprzęt, prawa rodzącej są łamane,nikt nie chce nawet słyszeć o planie porodu mój poród był ciężki ale szybko zapomniałam o wszystkim gdy ujrzałam swoją Kochaną córeczkę
Ja jestem bardzo zadowolona z porodu. Własna sala dwie położne no i poród rodzinny. Kiedy tylko chciałam mogłam iść pod prysznic i znieczulić się ciepła woda, dostałam worek sako i piłke do skakania. Co jakiś czas przychodził lekarz sprawdzał rozwarcie. Jak tylko chciałam dostawałam znieczulenie, które i tak mi nie pomogło. Po 14 godzinach męki urodziłam zdrowego syna.
Piękne przeżycie to może być w operze, a na porodówce no cóż. Mam za sobą dwa porody Jeden całkiem udany-miło wspominam. Położne pomocne, miłe. Ale drugi-koszmar. Mimo, że położne pomagały jak mogły, to lekarze totalnie mnie olali i prawie straciłam dziecko. Oczywiście pomijając lekarzy, to położne stanęły na wysokości zadania i się udało. Ale brak USG przed porodem to skandal. ponad 15 godzin tylko pod KTG, gdzie kazano mi chodzić i kucać i tylko co jakiś czas sprawdzano czy serce bije, a odklejało się łożysko i dziecko się nieprawidłowo przekręciło.
bialutka91 ja też nie miałam USG na początku porodu i uważam do za zaniechanie, ponieważ taki obraz może wiele pomóc w trakcie porodu np. jeżeli dziecko jest ułożone czołowo, bądź twarzyczkowo kobieta nie jest w stanie urodzić dzieciątka naturalnie a w dodatku dziecko układa się tak najczęściej jeżeli jest owinięte pępowiną…
Nie każdy lekarz, tak naprawdę jest w stanie określić palpacyjnie jak dziecko jest ułożone - ja będąc w szpitalu w 30 tygodni podczas badania palpacyjnego dowiedziałam się, że synek jest ułożony miednicowo a chwilę później na USG wyszło, że jednak jest główką w dół - co, przekręcił się w ciągu 3 minut…?
W szpitalu, w którym rodziłam byłam wcześniej, w wyniku poronienia i niezbędny był zabieg łyżeczkowania. Trafiłam na salę, gdzie były jeszcze trzy kobiety. Szpital był w remoncie, ja niestety leżałam jeszcze w nieodrestaurowanej części, mimo to personel był życzliwy.
Do szpitala zgłosiłam się po terminie przewidywanego porodu, ze zlecenia lekarza. Początkowo byłam w dwuosobowej sali z łazienką i telewizorem, ale później przeniesiono mnie do sali z takimi samymi standardami, tyle, że czteroosobową. Szpital był już po remoncie, wszystkie łóżka regulowane pilotem, papier i ręczniki papierowe zapewniał szpital. W każdej sali było miejsce do przewijania dla dziecka, wanienka wbudowana w szafkach, lampa nagrzewająca i inkubator. Personel był przemiły, na oddziale na którym leżałam (jeden z mniejszych) położne przychodziły bezpośrednio do łóżek ciężarnych pobrać krew, zmierzyć ciśnienie, temperaturę czy podłączyć zapis ktg. Na większych oddziałach ciężarne musiały chodzić codziennie do punktu pielęgniarek i położnych.
Wszystkie sale porodowe są jednoosobowe (dzięki czemu poród rodzinny to nie problem), z łazienkami, drabinkami, piłkami, bezprzewodowym sprzętem ktg i innymi urządzeniami, by ułatwić mamom poród. Szpital zapewniał również różne rodzaje porodu, w wannie czy na specjalnych urządzeniach. Przy moim porodzie uczestniczyła jedna studentka, która również była bardzo pomocna. Swój poród wspominam bardzo miło. Szpital jest przyjazny rodzącym
A widziałyście na żywo jak teraz jest w Wawie na Żelaznej? Bo na zdjęciach na ich stronie to fiu fiu:-) pięknie. A te sale w przyszpitalnym domu narodzin… wyglądają super. Z resztą sale na bloku porodowym też niczego sobie.
bol byl nie do opisania… myslalam ze umieram . ale jak mi mala polozyli to juz nie czulam bolu i wspominam porod ogolnie dobrze… najpiekniejsze przezycie jak widzi sie po raz pierwszy swoje dziecko
Synka urodziłam poprzez cc, w znieczuleniu od pasa w dół, po operacji 24 godziny leżenia plackiem (dodam że miałam nadcisnienie indukowane ciążą), które nawet po cc było bardzo wysokie, po 24 godzinach położne kazały mi wstać i isc sie umyc co dla mnie osobiscie bylo nie normalne bo wszystko strasznie mnie bolało, z płaczem poszłam obmyc twarz, i podmyc miejsca intymne bo na kompiel nie mialam najmniejsej ochoty ani sily, wtedy byl przy mnie partner wiec w dzien mogl mi duzo pomoc, niestety wieczorem byla jakas katorga nie dosc ze kazali mi chodzic pietro nizej po butle dla dziecka ( bo maly nie byl karmiony piersią) to w dodatku w goole nie pomagaly mi w niczym, w 3 dobie wyszlam do domu z cisnieniem 200/110 nie wiem jak to przezylam , dla mnie porod byl sttraszny a personel do kitu, i zdecydowanie 3 doby to za malo na wyjscie do domu a 24 godziny na normalne funkcjonowanie organizmu po OPERACJI ! ale jak to mowią wszedzie dobrze ale w domu najlepiej
Dla mnie obydwa porody i ten naturalny i cięcie cesarskie to dwa zupełnie inne przeżycia jednak o żadnym z nich nie chciałabym zapominać bo dzięki temu zostałam mamą razy dwa i sa to najpiękniejsze przeżycia z mojego życia może troszkę bolesne ale cudowne i nie do zapomnienia.
miałam cudowną położną i myślę, że to połowa sukcesu! lekarze mogą być… ale oni tylko chodzą po sali i nic pożytecznego nie robią… ale za to położna i pielęgniarki !
i o to warto pytac;), żeby były takie, które zrozumieją, wysłuchają, doradzą i pomogą:) miałam strasznie ciężki poród, ale pozytywne nastawienie moje i ich sprawiły, ze zapomina się o złych rzeczach i ciężkie chwile odchodzą w niepamięć:)
Mój szpital był fajny, sama go wybrałam i zdecydowałam się na dojazd specjalnie do tego wybranego szpitala. Położna na nocnej zmianie była uprzejma i to co mogła dla mnie zrobić zrobiła, omawiałyśmy plan porodu, poszczególne punkty, które wymagały objaśnień rozwijałyśmy i tym sposobem zgodziłam się na nacięcie krocza. Po porodzie też była sympatyczna mimo, ze była jednak tylko z ginekologiem z innego oddziału i drugą pacjentką na pełnym rozwarciu… Pielęgniarka zaraz na oddziale noworodków też była przesympatyczna. Później w zależności od zmiany jedne Panie były milsze drugie bardziej oschłe, ale ogólnie na lekarzy, pielęgniarki i położne nie narzekam, wręcz chwalę. Jeden minus to taki, ze pielęgniarki na noworodkach nie doczytały planu porodu albo porządziły własną opinią na jednej zmianie i tym sposobem nie byłam przy pierwszej kąpieli mojego synka , a drugi to że podały mm bez mojej zgody i wiedzy - ponoć bo nie chciały mnie budzić, a mały był głodny… ale miały nauczkę bo zwymiotował całe to mleko i musiały go przebierać
Pani od laktacji też była fajna.