Pielęgniarka środowiskowa, wizyta po porodzie

U nas położna zajęła się wszystkim, sytuacją też :slight_smile: dla mnie to było korzystne bo nie musiałam tyle razy się szykować :slight_smile:

U mnie wyglądało to tak. Po porodzie jakoś tydzień po zadzwoniła do mnie położna czy może przyjść. Przyszła dwa czy trzy razy już dokładnie nie pamiętam. Dziecka na wizycie nie zwazyla ani nie zmierzyła. Mówiła tylko o szczepionkach. Jedna pani położna przyszła raz z przychodni i było to samo ogólne obejrzenie dziecka jak kikut wygląda mowa o szczepionkach i to wszystko.

Do mnie w ogóle nie dzwoniła, przynajmniej ja nie pamiętam ale w przychodni mi powiedziała że przyjdzie w tym o w tym okresie między ta i ta godzina. U nas była 3 razy. Nas też za specjalnie nie zajęła się dzieckiem ale odpowiedziała mi na wszystkie pytania które przygotowalam

A to nie jest tak ze polozna powinna byc 7 razy?

Agniejeska u nas musiała byc 6razy. Bo nawet sama o tym mowila.

Ja myślałam że powinna być raz. A tu wychodzi że powinna być 6-7 razy. To dość sporo.

Pod opieka pani środowiskowej jest się 6 tyg , zapisuje się do najbliższej przychodni i wypełnia deklaracje .

U nas mówiła że będzie tak długo jak będzie kikut pępowinowy. Oczywiście jakbym potrzebowała to częściej.

Położna ma obowiązek odwiedzić świeżo upieczoną mamę minimum 4 razy (NFZ płaci za maksymalnie 6 wizyt) nie wiem czy musi byc te 6 razy, chyba minumum te 4, u mnie na pewno nie była tyle razy.
Jak przychodzi położna do dziecka to podpisujecie jej ze była, może Wam dała karte do podpisu ze była te 6 razy? Zwracacie na to uwage?

Ja żadnej kartki nie podpisywalam. Położna ze szpitala była 2 albo 3 razy, a z przychodni była tylko raz.

U nas położna środowiskowa była 6 razy.
Chociaż wizyt nie wspominam najlepiej.

aneta7734 to ciekawa jak oni to załatwili, bo ja na pewno podpisywałam u niej tam gdzies (ja już dokładnie nie pamietam) ale ona mi to przeczytała, i ja sama też przeczytałam, że była na wizycie tego i tego dnia, obejrzała dziecko itp, może zależy od przychodni.
Ale pamiętam jak mi kiedyś koleżanka mówiła, ze jej położna podsunęła też czy to na kartce, czy gdzieś tam u niej w jakimś zeszycie/dokumentach, nie wiem, że była w tych i tych dniach (i były wymienione 3 albo 4 dni) a moja koleżanka,ale zaraz przeciez Pani jest raz i dlaczego mam to podpisywać? Ona coś tam do niej, że to będzie z głowy itd, ale koleżanka nie podpisała, powiedziała, ze za dzisiaj jak najbardziej, ale nie za 3 dni, więc trzeba zwracać na to uwage. To już było jakies czas temu, mniej wiecej też w okresie co do mnie chodziła do pierwszego synka czyli prawie 5,5lat temu, więc może teraz jest inaczej

Mandarynka tez bym nie podpisała. Ona ma obowiązek byc tyle razy. U nas nawet pediatra sprawdzała w książeczce czy aby na pewno byla.
My tym razem mieliśmy bardzo w porzadku babkę, Filipek ja bardzo polubił, dal jej nawet na dzien kobiet czekolade a ona co wizyte tez cos dla niego miala… A to naklejki a to jakies kinderki.
Malej odpadł po 2 dniach w domu kikut wtedy kiedy przyjechała pierwszy raz na wizyte. Przejęła się okropnie i nawet dzwonila kilka razy dziennie do mnie czy nic sie nie sączy i czy zapachu żadnego nie ma. Ale na szczęście wszystko bylo ok. Nazostawiala mi patyczków jednorazowych, wacikow i innych cudów. Przy zapaleniu błon sluzowych nosa po porodzie tez mi pomogła zalecajac wizyte u pediatry,tez przyszla obejrzała mala i załatwiła takie kropelki po których malej przeszło po 2 dniach. Na prawde ogarnięta i pomocna kobitka. Do tej pory jak gdzieś mnie widzi czy moja mamę to sie pyta o dzieciaczkow a szczególnie o Filipka.

Położna nie musi być 6 razy może ale nie musi ale u mnie akurat tyle była. Też pępek odpadł na wizycie położnej akurat ale nie tak szybko po nie całych dwóch tygodniach jakos. Ja nic nie musiałam podpisywać dla położnej ona wszystko z wizyt opisywała w książeczce zdrowia synka choć na ostatniej wizycie prawie by tego nie zrobiła bo zapomniała długopisu ale ja miałam :stuck_out_tongue: ja nie wiem skąd wy bierzecie te położne ze tak Was obdarowuja :stuck_out_tongue:

Ja też nie wiem skąd. Ja takiej dobrej położnej nie miałam. Chyba, że podczas porodu to ta położna była świetna. Trafiłam na najlepszą położną w całym szpitalu. Mojej córce kikut odpadł przy mojej mamie. Jest pielęgniarką i mnie uspokoiła że wypadł o czasie tak jak powinien.

Mi sie trafiła taka położna przy Zuzi do małego przyjeżdżał zupełnie ktos inny i bylo widac ze z musu. Tamta nawet dostala zrypke od połoznej ze nie widziała ze Filip wgl nie przybiera na wadze. Wgl taka jakas zamotana byla.

Aneta do porodu i jednego i drugiego trafilam na ta sama położna tez świetna w swoim fachu i bardzo w porzadku. Ale to przyjaciolka mojej ciotki i nie wiem w
czy jest taka zawsze czy dla mnie akurat byla. Ale w sumie na każdym forum sobie ja chwala.
Byscie widziały moje zadowolenie jak szlam korytarzem i widzialam ze na porodowce przypieta jest pani Renatka. Az mi sie skakać chciało :wink:

Wydaje mi się że to zależy od człowieka, dla jednej to jest zwykła praca, odwalenie wizyty a dla drugiej kontakt z dziećmi będzie sprawiała radość, po prostu przyjemność. My mieliśmy taka po środku, ona się spieszyla, ale to też dlatego że byla/jest sama tutaj i obsługuje wszystkie dzieci w okolicy

Ludzie są różni. Sama pamiętam jak leżałam z córką w szpitalu. Córka miała atak za atakiem w nocy. Zglaszalam to pielegniarce, a ona kazała mi czekać do rana bo ona nie będzie nigdzie chodzić i wzywać lekarza. Dopiero przyszła za 5 czy 6 razem jak zglosilam i to jeszcze trzeba było ją zastraszyć i dopiero zadzwoniła po lekarza. Nastepnego dnia była już inna pielegniarka. Wszystko ją interesowało na wszystko zwracała uwagę dopytywala się o wszystko. Nawet zwróciła na kolor i konsystencje kupki to od razu się pytała co dziecko jadło czy bierze leki. Nawet jak poszłam zgłosić że córka ma atak to od razu przyszła i zobaczyła córkę i zawołała lekarza jak szła do córki na salę.

aneta7734 też mam takie wspomnienia, leżałam ze starszym synkiem teraz w kwietniu bo złapał w przedszkolu rota i salmonelle, a byłam też już w ciąży. W pokoju było było nas 5, tzn 5 łóżek dla dzieci plus rodzic, dla rodzica fotel, taki nachylany, nie rozkładany.
Pierwsza noc to dla mnie tragedia, po pierwsze nie mogłam spać, bo się nie dało, nie potrafie spać w nogami w dół a jak podlurczyłam na fotelu to mi drętwiały, zapytałam czy mogę wziąć z korytarza taką leżankę (stała nie używana, taka mała) że tak powioem lokatorzy się zgodzili to powiedziała, ze absolutnie nie…wydarła się jedna, druga na mnie. Druga zmiana już zupełnie inna, normalnie inni ludzie, jakby inna planeta, jedna to mi w ogóle pozwoliła spać z synkiem. Dużo zależy od człowieka, albo się lubi swoją pracę i ludzi albo nie, ale to się odbija na innych niestety

Czasem wydaje mi się, że te panie nie mają w sobie empatii. Pobyt z dzieckiem w szpitalu jest wykańczający. Mało, ze stres i strach z obawy o dziecko to jeszcze kiepskie warunki w nocy