Ostatnie chwile przed porodem

Jak wyglądał Wasz dzień przed porodem? Co robiłyście w dniu porodu? Wiedziałyście już, że to “tuż, tuż”?

Oczekiwanie na poród miało miejsce w szpitalu więc nie było tak jak bym chciała. Pamiętam, że dzień przed Wielkim dniem mąż opowiadał mi o premierach kinowych szykujących się na najbliższe miesiące, a ja zajadałam pączka, podwójnego snickersa i tortillę z McDonalda. Widać organizm szykował się na rychłe wydatkowanie energii :wink:

Ja w dzień wyznaczonego terminu pomyłam okna,zrobiłam pranie.
Tłumaczyłam mężowi,co i jak.W łóżeczku przygotowałam rzeczy z którymi ma przyjechać
mąż jak nas będą wypisywać.Rano byłam na wizycie u gin,potem chwilę u teściów,
a wieczorem kilkanaście razy mierzyłam ciśnienie i trzeba było jechać na izbę.
Na drugi dzień rano urodziłam.Pamiętam była wtedy piękna słoneczna pogoda,było ciepło.

A ja wstałam rano i się zaczęło więc nie bardzo co jest wspominać:)
Jedna złota rada to korzystać ze swobody kiedy dziecko w brzuszku - pójść do kosmetyczki czy fryzjera, pozałatwiać rzeczy, które ciężko będzie z dzieckiem zrobić, czy odwiedzić miejsca w które ciężko z wózkiem wjechać.

Pamiętam dokładnie dzień przed porodem. Miałam pojechac do miasta po prezent na walentynki bo był 11.02, ale sobie pomyślałam ze mogę również się wybrać na drugi dzień. Na drugi dzień juz o 6 trafiłam do szpitala, wiec z zakupów nici. Ale najlepsze jest to ze po południu 11.02 wybraliśmy się z mężem wybrać wózek żeby wiedział który ma wziąć jak trafie do szpitala i powiem wam ze tu intuicja pomogła, bo to był ostatni dzień jak się okazało. Tego dnia spotkałam też ciotki które pytały się kiedy urodzę, a ja się śmiałam ze jeszcze dwa tygodnie napewno będę czekać. O północy kiedy dostałam lekkich skurczy czułam ze to juz dziś urodzę i Amelka będzie z nami.

Ja pamiętam że 21.06 wieczorem miałam straszną ochotę na chipsy i martwiłam się bo 23.06 mój mąż miał jechać w dość daleką podróż a ten właśnie dzień miałam termin z miesiączki ( z USG na 22.06), więc wieczorem korzystaliśmy z ostatnich chwil we dwójkę. A 22.06 po 4 odeszły mi wody, przed 12 Piotruś był już z nami a mąż nigdzie nie pojechał.

To się nazywa wyczucie chwili :slight_smile: Piotruś zdążył w samą porę!

Tego wieczoru co dostałam skurczy był u nas znajomy któremu niedawno urodziła sie córeczka i podarował nam gruba książkę " pierwszy rok z życia dziecka". Powiedział ze niezmiernie im pomogła i rozjasnila wiele rzeczy. Maz stwierdził ze akurat do produ przeczytam ( termin miałam za 3 tyg). Siegnelam do szuflady po małe pudełko czekoladek a maz wyszedł na trening i! dostałam skurczy! Gdy maz wrócił skurcze były już regularne ale bez dramatu :slight_smile: postanowiłam poczekać w domu ile sie uda. O 3 ran poszliśmy do szpitala ( mieszkam na przeciwko) nie było rozwarcie więc na porodowke przenieśli mnie dopiero o 10. I o 18:20 urodził sie Filip :wink:

w dniu porodu byłam już w szpitalu i wiedziałam, że urodzę, bo miałam w nocy skurcze :slight_smile: a zawsze wyobrażałam sobie, że poród złapie mnie znienacka ;p

z pierwszym synkiem zaczelo sie w nocy, wstalam i glowe umylam o 3 w nocy, zeby przed 8 jechac do szpitala, no i jeszcze zanim maz wstal to sluchalam sobie muzyki - michaela jacksona, roxette itd. za drugim razem jak musialam lezec w lozku to poszlam do lazienki i poczulam, ze brzuch mi sie napial a po 30 sekundach sie rozluznil, pol godziny pozniej sie powtorzylo i pozniej znow, wiec probowalam sie dodzwonic sie do meza - nie odbieral, ani mama ani tesciowa tez nie, wiec zadzwonilam do lekarki i kazala przyjechac do szpitala, pojechalam do szpitala, ale sie okazalo, ze raczej wtedy nie urodze, dopiero na drugi dzien, ale w nocy skurcze sie nasilily, wiec od rana sie za mnie “wzieli” :slight_smile: moge powiedziec, ze do dzis snia mi sie po nocach te “badania”, ale narzekac nie moge, bo pomogli mi bardzo :slight_smile: w moje dni porodu po prostu rodzilam :stuck_out_tongue: od samego rana :slight_smile:

Proud Mommy ja też tak to sobie wyobrażałam. Zupełnie jak na filmach, siedzę w domu nie przeczuwając niczego i nagle sru… odchodzą wody, a wtedy pędem jedziemy na porodówkę. No niestety wyszło “trochę” inaczej niż myślałam.

Ja dzień przed porodem wysprzątałam cały dom - łącznie z umyciem okien - świetnie się tego dnia czułam; )
Wieczorem oglądałam film z ukochanym i jego kuzynem - kuzyn przyniósł do spróbowania najostrzejsze zaprawione ogórki jakie kiedykolwiek jadłam ale były przepyszne! Śmiałam się, że jak je zjem to w nocy znów będę miała zgagę (jak zwykle) i tu była niespodzianka, bo… Obudziłam się w nocy ale nie z powodu zgagi a dlatego, że o tej 4.30 odeszły mi wody - przebudziłam się i poczułam jakbym się posiusiała, więc zaczęłam wybudzać ukochanego, który za godzinę miał wstawać do pracy, mówiąc mu, że to już, że się zaczęło i odeszły mi wody a pierwsze co mi odpowiedział to “Wydaje Ci się. Idź dalej spać”; D i nagle zerwał się z łóżka i popędził na dół do salonu sprawdzić w internecie “jak to jest kiedy odchodzą wody”, wciąż dopytując się mnie czy jestem pewna…; ) Nadmienię jeszcze, iż nocował u Nas wtedy jego kuzyn, który panicznie bał się, że będzie przy porodzie i gdy obje z partnerem byliśmy już na dole i szykowaliśmy się do wyjazdu, obdzwaniając wszystkich, czy by z Nami nie pojechali (większość “kierowców” spała) - ja wołałam kuzyna by zszedł na dół - cisza, i znowu wołam - cisza. W końcu poszłam do góry a on taki przerażony pyta się mnie czy jest mój partner, czy już w pracy, bo on nie wie co ma robić i jak się odbiera poród; DD Tacy Ci faceci odważni… Ukochany to był taki roztrzęsiony, że to ja mu mówiłam - zadzwoń, umyj zęby, zrób sobie kanapki, pomóż mi, weź torbę, masz klucze itd. ; )

A jak urodziłam to już wiecie, bo to już zupełnie inny temat ale mi Marta wody odeszły tak jak w filmach; )

Wow, Samantka super :smiley:
Ale na poważnie to jest na prawdę fajna sytuacja żyć sobie w miarę normalnie czekając na poród i nagle siup… a nie leżeć tydzień w szpitalu i tylko czekać i gadać z innymi babkami w kółko “no kiedy, no kiedy”.

Samanta u mnie co prawda wsyztsko poszlo na spokojnie, ale pamiętam ze przed porodem miał przyjechać kuzyn w odwiedziny :wink: kiedy mu powiedziałam ze w dzień jestem sama i jeśli była by sytuacja ze ktoś by był u mnie a ja zaczełabym rodzic to wówczas tą osobę biore ze sobą do szpitala :wink: przeraził się i nie przyjechał;)

Mój poród zaczął się dosyć nietypowo, załapałam infekcję, dostałam temperatury 38 stopni, wieczorem koło 22:00 dostałam bóli przypominających menstruacyjne, całą noc nie mogłam zasnąć. Nad ranem zadzwoniłam do mojego ginekologa, kazał odstawić fenoterol i jechać do szpitala. Zbadali mnie około 11:00, miałam 4cm rozwarcia po czym usłyszałam kobieto ty jeszcze dzisiaj urodzisz, po czym urodziłam synka o 17:43.

Pierwszy poród :dzień przed porodem byłam w szpitalu(5 dni wcześniej wydawało mi się,że rodzę,pojechaliśmy do szpitala i mi przeszło,ale mnie zostawili)poznałam tam świetną dziewczynę obecnie się przyjaźnimy:)Nie mogłyśmy się doczekać kiedy zobaczymy nasze dzieciaczki,ona była po terminie ja w terminie.Koleżanka wpadła na pomysł,że może urodzi po pokonaniu wszystkich schodów w szpitalu,poszłyśmy na mleczną kawusię do kawiarni,która znajdowała się niedaleko prosektorium w piwnicach szpitala.To nic ,że windą było by dużo szybciej hehe.Po wypiciu mleka z kawą poszłyśmy na oddział po tych samych schodach.W ten sam dzień odszedł mi czop śluzowy.Koleżankę rano zabrano i tak na prowokację w ten sam dzień urodziła.Gdy się dowiedziałam w nocy odeszły mi wody i urodziłam.Znów leżałyśmy sobie razem,ale już z naszymi księżniczkami:)

Drugi poród:Dzień przed terminem nic mi się nie działo,bardzo chciałam już urodzić.Mówię do córeczki pakuj się idziemy na długi spacer może mamusia wychodzi skurcze:)Telefon miałam naładowany,zabrałyśmy wodę i poszłyśmy na spacerek.Córka była szczęśliwa bo całą ciążę się oszczędzałam z uwagi na wcześniejsze poronienie,była piękna pogoda ,zbierała kolorowe liście,które spadały z drzew:)Gdy wróciłyśmy do domu mała zrobiła mi małą sesję z brzuszkiem i nazbieranymi jesiennymi listkami w sumie to nie przypuszczałam,ze to bedą moje ostatnie zdjęcia w ciąży w nocy odeszły mi wody:)

Mamunia to bardzo fajnie, że tak na siebie trafiłyście. Możecie się wymieniać informacjami, wspierać czy po prostu plotkować bo jesteście na tym samym etapie :slight_smile: Jeśli nie ma się w miarę świeżo upieczonych mam w gronie koleżanek to czasem ciężko znaleźć wspólny temat.

Marta ja kiedyś bym nie przypuściła,że na porodówce znajdę przyjaciółkę:)Widujemy się regularnie,nawet 5mies po porodzie byłyśmy razem na mini wczasach:)Dziewczynki się bardzo lubią:)

Super! Ja jak leżałam na patologii płodu to też zaznajomiłam się z dziewczynami z sali. Nawet zrobiłyśmy sobie Sylwestra :slight_smile:
I do końca ciąży z dwiema z nich utrzymywałyśmy kontakt. A po porodzie jeszcze kilka miesięcy mailowo wymieniałyśmy się spostrzeżeniami na temat dzieci. Niestety po jakimś czasie kontakt się urwał. Bardzo fajne są takie znajomości, my dodatkowo “zagrożone” bardzo się wspierałyśmy. Mam nadzieję, że im dzieciaczki pięknie rosną :slight_smile:

Anita, przypomniałaś mi sytuację z kolegą! Miałam termin na 1. września, w sobotę. Na ten dzień umówiłam się z kolegą. I kiedy wybierał się do mnie, jego mama zapytała, dokąd jedzie. A on, że do koleżanki, o ile ta nie urodzi. Na co mama: “A na kiedy ma termin”. On: “Na dzisiaj”. Na szczęście dla nas urodziłam 5 dni później :slight_smile:

Co do schodów, to ja swój poród też wychodziłam. Jak mnie przyjęli na oddział, to położna podpowiedziała, żebym sobie pochodziła. Ku zdumieniu wszystkich robiłam pięterka góra-dół. Najlepsze było to, że mijali mnie ludzie, którzy szli na porodówkę lub na oddział już po. No i dopięłam swego :slight_smile: