Obecność praktykantów przy badaniach i porodzie?

Czy zgodziliście się na to żeby podczas badań albo porodu, byli także praktykanci?
u nas w szpitalu byli zawsze przy obchodzie i przy badaniach, nikt nas nie pytał a pozwolenie
ale szczurze mówiąc ich wizyta w ogóle mnie nie krępowała.

Gdy pewnego razu trafiłam do szpitala w ciąży to praktykanci zakładali mi wenflon… Szczerze? Żałuję, że się na to zgodziłam, bo po 5 minutach nieumiejętnego wkłuwania jednego z nich byłam blada jak ściana. Zlitowała się wtedy pielęgniarka i powiedziała, by wkuwał się inny… Miałam strach w oczach ale poradził sobie znakomicie. Przy wyciąganiu już poprosiłam, by zrobiła to pielęgniarka. Rezultatem tej praktyki był siniak na połowę mojej ręki, który trzymał się prawie miesiąc… Ech…

W czasie obchodu, w drugiej dobie był praktykant neonatolog - nie pytali się mnie o zgodę ale szczerze, to nie miałam nic przeciwko, ponieważ czujnym okiem wszystko kontrolowała Pani doktor i w razie czego go poprawiała a osłuchiwali Małego oboje.

Poza tym praktykę miały też dwie młodziutkie położne (jedna rok starsza odemnie) - miały super podejście i były bardzo, bardzo pomocne.

Bądź, co bądź… Na kimś praktykanci niestety muszą się nauczyć, bo praca na manekinie zupełnie różni się od tej na żywym organizmie. Jak nie ja to i tak ktoś inny a wolę nawet ja sama go ochrzanić, bo albo wtedy się poprawi albo zniechęci… Każdy z Nas się przecież czegoś uczył a oni tego by Nam pomagać… Swoją drogą to trafiłam kiedyś na już lekarza, którego wcześniej poznałam na praktyce - świetny w swoim fachu…; )

Gdyby mieli by być przy porodzie to na pewno bym się na to zgodziła, bo podobno praktykanci bardzo dużo pomagają.

U mnie praktykantki były na patologii w pierwszej ciąży, którą straciłam. Nic specjalnego nie wykonywały, bo czekałam na łyżeczkowanie macicy, ale zawsze to jakiś kontakt z pacjentem był. Kolejną turę praktykantów miałam znowu na patologii, tym razem na dzień przed i w dniu porodu. Tu tylko obserwowali badanie palpacyjne i usg. Nie miałabym nic przeciwko ich obecności podczas porodu, o ile ktoś wcześniej zapytałby mnie o zgodę. Uważam, że ot tak sobie nie można ich wysyłać do człowieka i liczyć z drugiej strony na zrozumienie. Nie każdy musi chcieć i lubić jak mu się w szparki zagląda :stuck_out_tongue:

Ja po porodzie mialam wykonywany zastrzyk z antyglobuliną przez praktykantkę,pytała mnie jej przełożona o zgodę oczywiście się zgodziłam muszą na kimś się uczyć:)Bardzo dobrze dziewczynie poszło:)Na porodówce nie było praktykanów,chodzili czasem z ordynatorem na obchody.Po operacji wycięcia torbieli mialam kontakt z praktykantami byli strasznie mili,uśmiechnięci widać widać było że wkładają serce w to co robią,później z wraz ze stażem pracy jakoś większość lekarzy popada w rutynę, stają się bardzo oschli w stosunku do pacjentów.Znam kilku lekarzy z powołania,ale niestety są w mniejszości.

Ja spotkałam się z praktykantami lekarzami na obchodzie i położna, ale na oddziale patologii ciąży. Tam mi oni nie przeszkadzali, byli mili i zachowywali się bardzo fajnie… ale przy porodzie niestety nie życzyłabym sobie obecności praktykantów, każda dodatkowa osoba by mnie krępowała (wystarczy że na sali był lekarz, położna i mąż), niestety na praktykanta bym się nie zgodziła.
Ale moja szwgagierka naprzykład rodziła w innym szpitalu i tam zapytali sie jej czy przy porodzie moga byc praktykanci? Ona niby sie zgodzila, ale w koncu zostalo tak ze porod bardzo sie jej przeluzal (rodzila ponad 20 h) i jak był juz porod wlasciwy i parcie to było okolo polnocy i praktykantow juz nie bylo bo poszli do domu…

Przy porodzie wśród położnych i lekarzy była jedna praktykantka. Podczas badania rozwarcia położna zapytała mnie, czy koleżanka, która się uczy mogłaby wykonać badanie. Zgodziłam się, bo było mi trochę obojętne, skoro tyle babeczek i lekarzy mnie przebadało. Dodam, że bardzo miła była ta praktykantka i to właśnie ona przyszła po porodzie do mnie, kiedy byłam z małą same w sali i to ona zapytała czy ubrać Lenkę. Zgodziłam się, bo sama nie mogłam się podnieść, a na dodatek źle się czułam. Po chwili położyła na mnie mojego ubranego bobaska :slight_smile:

Moja siostra rodziła w szpitalu, gdzie jest mnóstwo praktykantów, bo to szpital akademii medycznej, dlatego przy porodzie oprócz lekarzy i położnej, towarzyszyło jej chyba z 10 praktykantów, jak mówiła. I najgorsze było to, że nikt o zgodę jej nie zapytał.

Ja lezalam w szpitalu 5 razy i za każdym razem byli praktykanci którzy czasem tylko stali i patrzyli, czasem podłączali ktg a innym jeszcze razem rozmawiali ze mna o cukrzycy ciążowej jak sobie z tym radzę itp. Ale pamiętam że jak miałam wykonywane badania ginekologiczne i usg za każdym razem pytano mnie o zgodę.

Ja będę rodzić w szpitalu klinicznym, w którym jest ogromna ilość praktykantów. W Szczecinie mamy Akademię Medyczną, więc studentów u nas jak mrówków, również takich z zagranicy. Do tej pory leżałam tam kilka razy i studenci byli zawsze obecni, nikt o zgodę też mnie nie pytał, ale przy badaniach czy na obchodzie mi to raczej nie przeszkadzało. W planie porodu zaznaczyłam, że przy porodzie mają znajdować się tylko niezbędne osoby z personelu medycznego, więc mam nadzieję, że ze studentami nie będę miała do czynienia.

Szczerze mówiąc, jak trafiłam do szpitala w pierwszej ciązy, która niestety zakończyła się poronieniem (pusty pęcherzyk ciążowy) trafiłam do gabinetu lekarza który badał mnie ginekologicznie , w środku było mega duzo praktykantów i to nawet takich w moim wieku, niepowiem troche mnie to krępowało jak wszyscy się no patrzeli mi ędzy nogi, ale tak czkałam na odpowiedz co mi jest, ze nawet nie pomyslalam z eby ich wyprosić , ale nastepnym razem no nie chciałbym i nie zgodziłabym się na takie coś.

Nie powiem to mega krępujące kiedy tłum ludzi patrzy na twoją nagość. No ale popatrzmy też na to, że gdzieś ci praktykanci muszą zdobyć doświadczenie, żeby w przyszłości mogli być dobrymi lekarzami.

Przy porodzie było kilka praktykantek, ale nie ukrywam ,że dużo mi pomogły. Jedna położna ,na którą trafiłam to okropny gbur. Zamiast mi pomóc to jeszcze zwracała mi uwagę i głupio gadała. Praktykantki okazały się bardzo uprzejme i samym podejściem do mnie pomogły mi przetrwać poród. Starały się też ulżyć mi masażem. W trakcie porodu jakoś nie myślałam o tym kto patrzy… wszystko mi było jedno ,byle tylko jak najszybciej poszło.

Przy cesarce również było kilka praktykantów ale z tego oszołomienia nie wiem nawet ilu. Wiem że się przyglądali a jedna praktykantka zszywała mi potem ranę.

Ja kiedyś byłam u naczyniowca, który miał masę praktykantek przy sobie i rzucał takimi tekstami, że aż mam uraz (typu np. byłam w majtkach w związku z żylakami a pan dr skwitował, że akurat same panie są a panowie ominęli okazje … ) W związku z powyższym niechętnie chciałabym by takie osoby były przy mnie w szpitalu, z drugiej zaś strony na kimś muszą się szkolić i to całkiem naturalne :slight_smile: Pewnie wyjdzie w praniu, bo termin porodu mam za 6 dni :slight_smile: Po cichu jednak liczę, że nikogo nie będzie z uczących i problem sam się rozwiąże :smiley:

Na patologii płodu leżałam 3 razy. W różnych szpitalach ale zarówno w pierwszym jak i w drugim byli praktykanci. W pierwszym zachowywali się ok, chociaż ich obecność przy badaniu matek, które właśnie poroniły moim zdaniem jest bardzo nieprzyjemna dla pacjentek. W CZMP praktykantki były beznadziejne. Miały podawać posiłki, a sama musiałam latać po jedzenie zarówno dla siebie jak i kobiet w gorszym stanie. Ścielenie łóżek było dla nich karą. Zdecydowanie wolały siedzieć na korytarzu i zajmować się głupotami. Niestety taka prawda.
Na oddziale przedporodowym w pierwszym szpitalu też byli praktykanci. I tu o dziwo trafili się bardzo mili ludzie. Jedyny mankament, że ich KTG trzeba było często powtarzać ale też sprzęt za dobry nie był :slight_smile:

W czasie porodu opiekowała się mną praktykantka. Do dziś żałuję, że nie pomyślałam wtedy o jakiejś bombonierce lub innym wyrazie wdzięczności i sympatii. Dziewczyna była kochana, naprawdę jej troska bardzo mi pomogła.

Przy drugim porodzie była praktykująca położna. Bardzo miła dziewczyna i bardzo pomocna. Nie miałam nic przeciwko. Ale jak leżałam z pierwszym to się dopiero zdziwiłam. Po mojego synka na badania przyszedł mój znajomy. Praktykował też jako położnik, ale rzadko asystował przy porodach. Raczej obsługiwał maluchy.

Gdyby mój znajomy był praktykantem jako położnik, chyba bym się bardzo krępowała…

maalgorzataa ja też bym nie chciała żeby jakiś znajomy praktykant na mnie patrzył podczas badania

Jak leżałam w 3 miesiącu ciąży to przy wypisie byli obecni praktykanci, zbytnio mnie to nie krępowało, chociaż miło by było, gdyby jednak ktoś spytał mnie o zgodę, ponieważ mogłabym sobie nie życzyć ich obecności, gdyż to i tak jest dość krępujące badanie. Oczywiście muszą mieć tą praktykę i gdzieś się nauczyć, ale czasami bywają takie sytuacje, że bardziej ten praktykant przeszkadza niż pomaga (np. tak jak wspomniała małgorzata - nasz znajomy praktykant). Jeżeli chodzi o położną na praktyce, to nie miałabym żadnych zastrzeżeń, jeżeli oczywiście by pomagała, a nie przeszkadzała. Bo powiedzmy sobie szczerze, że nie każdy praktykant nadaje się na dane stanowisko. Owszem jeden będzie bardziej pomocny niż lekarz, ale inny zaś może bardziej przeszkadzać. Np. jak pojechaliśmy na pogotowie z Amelką i była praktykantka, która kazała mi rozebrać dziecko do badania tylko po to, żeby później czekać w niezbyt ciepłym pokoju 20 minut na lekarza, no to ja się pytam, po co dziewczyno kazałaś mi rozebrać córkę?

U mnie nie było praktykantów, ale nawet jeśli by byli to dla mnie żaden problem, w końcu jakoś muszą się tego wszystkiego nauczyć. Nie są puszczeni sami sobie, tylko pod opieką doświadczonych lekarzy.

Oooo, ja bym się nie zgodziła. Dla mnie komplet personelu przy pacjentce rodzącej to aż nadto ludzi. Do tego taki natłok “ciekawych świata” studentów-praktykantów to dla mnie byłby dyskomfort.