jak można dosładzać dziecku biszkopty ;(
oj te babcie kiedyś inaczej chowały dzieci
słyszałam że na ząbkowanie i uspokojenie dawali dzieciom cukier zawinięty w pieluszce ;(
Basia a wiesz czemu cukier w pieluszce albo szmatce? Bo nie było smoczków. Moja mama też mi o tym opowiadała.
dokładnie, ja też słyszałam że to zamiast smoczka było, a co do biszkoptów to przecież one same w sobie są już słodkie
Wlasnie u takiego malucha nie powinno sie solic potraw bo to niszczy nerki a nie ze lepiej pracuja
o mamusiu , cukier zawiniety w pieluchę Czemu ja na to nie wpadlam jak smoczusia znalezc nie moglam
Z mitami się zgodzę A jeśli chodzi o dawne wychowywanie dzieci ,to chyba coś w tym jest. Moja teściowa też nie da się przegadać. I często sobie myślę czy nie robi jak zwykle “po swojemu” pod moją nie obecność. Często daje mi “mądre rady” ,których ja nie akceptuje. Ale ona jest tak uparta ,że zawsze robi po swojemu czy to jest dobrze czy nie. W zasadzie nie wiem czy kiedyś zrobiła coś czego nie akceptuje ,ale dużo o różnych rzeczach mówi. Gdy Córeczka miała 2 tygodnie i miała czkawke to chciała jej podać wodę z cukrem by jej przeszła ,ale tłumaczyłam ,że wystarczy gdy napije się z mojej piersi (bo na razie nie daję jej nic prócz piersi). Ale za każdym razem gdy tam jesteśmy ,a Mała ma czkawkę to ciągle to powtarza.
Patrycja nasze mamy i tesciowe czesto daja nam takie rady wlasnie dlatego, zeby nam pomoc. One mysla, ze bedziemy wdzieczne. Dlatego ja staram sie tlumaczyc, ze wiele sie zmienilo, nauka tez poszla do przodu i my jednak jestesmy na biezaco z dzieciowymi sprawami.
To prawda ostatnio próbowałam delikatnie koleżance wybić jej “cudowne racje żywieniowe 5.miesięcznego dziecięcia” na co ona odparła, że najlepsze rady dają nam mamy i że najwięcej sie nauczyła od niej. Niby racja, ale jak usłyszałam co ona temu dziecku daje już wcale nie byłam zdania, ze jej mama ma racje. Do tego ich sposoby wzmacniania kręgosłupa przez namydlanie i zostawienie mydlin na skórze dziecka az mnie zmroziło. Dużo się zmieniło mnie bynajmniej mama opowiadała, że dawniej kaszę mannę podawali już od 4 a nawet 3 miesiaca a teraz dopiero w 6 się wprowadza to jeden z przykładów, że warto słuchać rad ale sprawdzać. Ja zawsze wysłucham wiadomo przeciez one nas wychowały, ale sprawdzam sobie czy nadal tak się robi, czy nie zmieniły sie teraz właśnie zalecenia co do żywienia dzieci. Po co mam później latać po lekarzach tylko dlatego, że polegałam na tym co wiedza mamy. Wiadomo my też sie wychowałyśmy i żyjemy i zdrowe jesteśmy, ale oprócz tego, że czasy sie zmieniły to i niestety zawartość w produktach substancji tych mało zdrowych dla dzieci także. Pewnie każda zastanawiała się jak ja jak to jest nasze mamy dawniej prały w proszku gotowały w garnku pieluchy i było. No tak ale proszek dawniej a teraz, te wszystkie substancje wybielające, czyszczące one mimo płukania zostają i sa szkodliwe dla takiej skórki niemowlaka. Dlatego warto się zastanowić nad słuchaniem rad starszych.
K.Cubala ja mialam ostatnio podobna dyskusje z kolezanka. Probowala mnie przekonac, ze dziecko jak juz je nie tylko mleko to moze jesc to co reszta rodziny. Ta kolezanka tez caly czas slucha rad swojej mamy, rad sprzed 31 lat. Efekt jest taki, ze dziecko w wieku 2 lat mialo juz 7 kilo nadwagi, podejrzenie astmy i skaze bialkowa. Uzywa soli, cukru, vegety, kostek rosolowych. Dala 7miesiecznemu dziecku kapusniak z kiszonej kapusty… No i najlepsze “lekarz sie nie znaja, co oni tam wiedza”.
Dzieciaczek na rękach to nic złego - niemowlę jest bardzo małe i tego wręcz potrzebuje. Ja mam piersi B ale mleczka było bardzo dużo. Co do poduszeczki to uważam że małemu dziecku jest zbędna wystarczy np pieluchę tetrową / kocyk włożyć pod pościel ( aby dziecko jej na siebie nie narzuciło ) wtedy ma główkę na lekkim podwyższeniu Zaś jedzenie w słoiczkach uważam że jest jak najbardziej zdrowe - w końcu jest wytwarzane z myślą o dzieciaczkach
Silje no właśnie ja usłyszałam to samo co tam lekarze wiedzą, skad te głupie porady, nasze mamy nas wychowały i żyjemy no cóż może i tak tylko kwestia tego co dawniej zawierały produkty a co teraz, nie było tyle chemii, ani takiej dostępności wszystkiego. Tata sam mi opowiadał pieniądze były, ale nie było czego kupić no więc podejrzewam że złote rady mamy nieco same teraz wymyślają aniżeli stosowały u niemowląt. Ja rozumiem wszystko, ale ona z dzieckiem w szpitalu ostatnio wylądowała i tak to jej nie dało do myślenia nic a nic, do tego sadza malucha na siłę niedługo go w chodzik włoży pewnie bo przecież on juz chce jak twierdzi. Czasem się zastanawiam czy nie można by było jakiś testów psychologicznych przeprowadzać na przyszłych matkach i jakieś specjalne szkolenia wprowadzić, żeby im wybić z głowy rady mam albo babć, bo krzywdzą dzieci nawet nie wiedzą jak bardzo.
K.Cubala o tych testach psychologicznych to ja już mówiłam mężowi dawno temu. Zauważyć można wśród niektórych taką oporność na wiedzę, blokadę przed informacjami, a przy tym przekonanie, że wszystko wiedzą najlepiej. Ja tam się nie wstydzę pytać, szukać, dowiadywać.
Dowiedziałam się też, że jak dziecko chce chodzić a jeszcze nie trzyma równowagi, to nie wolno go prowadzać czy tam podtrzymywać przy chodzeniu, tylko pod paszkami przełożyć ręcznik, który my trzymamy i wtedy dziecko sobie może chodzić… (!). I, że jak już chodzi to nie wolno za ręce chodzić z dzieckiem, bo mu się je ze stawów powyrywa.
Silje rzeczywiście jakieś absurdy z tym chodzeniem, ja tam normalnie trzymam synka pod paszkami a o ręczniku nigdy nie słyszałam. Co do trzymania dziecka za ręce podczas chodzenia to tutaj akurat się częściowo zgodzę, że powinno się tego unikać do któregoś roku życia ale zapomniałam do którego. Ponieważ rzeczywiście istnieje możliwość, że gdy dziecko się np potknie i poleci w kierunku podłogi to w momencie trzymania go za ręce można mu uszkodzić stawy. Ale z tego co czytałam i słyszałam to tylko do jakiegoś momentu/wieku (niestety zapomniałam do jakiego) bo maluchy nie mają jeszcze tak silnych mięśni itp.
Wiadomo, że jak się uczy to za ręce nie. Ale jak na spacer idziesz, z dzieckiem które już się chodzić nauczyło to ciężko iść za nim i trzymać pod paszki. Chodzenia za ręce nie tyle powinno się unikać, co nie wolno bawić się z dzieckiem w sposób taki, że dziecko idzie, trzyma za ręce oboje rodziców i “wiesza się” na ich rękach.
Hmmm z doświadczenia wiem, że dziecko które umie już chodzić, w zasadzie próbuje być tak samodzielne,że mało kiedy pozwala prowadzić się za rękę. Raczej woli iść samo przed albo obok rodzica/opiekuna. A z tymi zabawami masz rację, maluchy nie powinny tak robić, tak samo jak dorośli nie powinni dziecku robić “samolotów” łapiąc je za rękę i nogę i w ten sposób kręcąc czy w ogóle podnosić za dłonie do góry.
Zalezy od dziecka. Moj chrzesniak chcial za reke chodzic, przyjaciolki corka tez.
Rodzice, ktorzy tak sie bawia jak opisujesz to chyba spali na fizyce i nie wiedza jak rozkladaja sie sily podczas robienia samolotu, i jak moze skonczyc dziecko.
Pamiętam z dzieciństwa jak rodzice znajomych robili im takie zabawy albo czasami jak byłam gdzieś z rodzicami na jakimś festynie czy pikniku to widziałam takie rzeczy.
Sylwia, a ja to pamietam jak sie sama wieszalam miedzy rodzicami. I oni mi na to pozwalali, wiec mialam super zabawe. Nie wiem teraz czy nie wiedzieli jakie moga byc skutki, czy wtedy po prostu uwagi nie zwracali.
dawniej na to sie nie zwracało uwagi, z resztą teraz tez nie mój chrześniak jak miał 3 lata ciagle łapał mnie za rękę i mojego męża za drugą i się uwieszał kiedys mu aż kolana zdarliśmy bo szedł ładnie i nadle się "uwiesił’ w konsekwencji ciocia z wujkiem robili krok do przodu z opuszczonymi rękami i mały przytarł kolanami podkurczonymi ile było płaczu od tej pory wszyscy mu powtarzali, że tak się nie bawi bo nawet nie powiedział że właśnie będzie się “uwieszać” co do chodzenia to ja kręgosłup miałam na wykończeniu ale zawsze pod paszki z czasem jak juz mała ładniej chodziła to za rączki, które i tak mi wyrywała i nieraz się najadłam strachu czy jak leci na jedną łapcie to czy nie wyrwałam jej tej drugiej ale co próbowała pod pachami złapać to byl mega płacz (taki ala bunt) więc po prostu pozostawiałam jej chodzenie na czworakach, przy meblach i w koncu nauczyła się chodzić.