Mama NIEpracująca

No dobra ale gdyby on chciał wydać pieniądze na czipsy albo nowy ciuch to może bo zarabia a Ty nie bo nie zarabiasz??

Moja mama też nigdy nie miała fortuny ale nauczyła mnie że pieniądze to tylko pieniądze… nie mogą być celem ale są środkiem. Ale rozumiem bo ona też ma takie podejście że kobieta musi być niezależna - tylko, że ja wiem ile to nerwów ją kosztowało i jak bardzo czasami była dumna i durna w tym swoim przeświadczeniu. Aż ojczym zaczął pić za te swoje zarobione pieniądze…

Zresztą mój mąż lubi mnie w ładnym ciuchu wdzięczną za to że mogłam.go sobie kupić za pieniądze, które zarobił :slight_smile:

Wiesz ale rozumiem Cie

Oooo widzę, że temat wydawania pieniędzy się zaczął. :wink:
No to ja też się przyznam. :smiley:

Kiedy zarabiałam, potrafiłam wydać 1500 zł. miesięcznie na ciuchy, kosmetyki i inne pierdoły. Wiedziałam, że to sporo, ale sprawiało mi to niesamowitą radość. Pewnie też dlatego, że nigdy nie dostawałam od nikogo pieniędzy, nawet w szkole średniej musiałam dorabiać na potrzeby typu ubrania.
Dopiero po kilku miesiącach stwierdziłam, iż tak nie może być, bo to mało odpowiedzialne i zaczęłam oszczędzać.
Kiedy zaszłam w ciąże, praktyczne nic sobie nie kupowałam.
Odkąd jestem mamą, potrzeby syna stawiam na pierwszym miejscu, ale nie wyobrażam sobie, aby mąż nie kupił mi fluidu, tuszu do rzęs, farby do włosów, jakiegoś ciucha, doładowania do telefonu czy innych pierdół. Łatwo nie jest, bo żadnego zasiłku nie bierzemy, ale na wszystko nam wystarcza, da radę uzbierać na wakacje, a nawet regularnie wrzucić jakąś kwotę do skarbonki.
Kiedy mąż siedzi z synkiem w domu w niedzielę (zaledwie kilka godzin!) to przyznaje, że to męczące zajęcie, że mnie podziwia i, że on chyba ma łatwiej. Bardzo mi się to podoba, że potrafi mnie docenić. Gdyby było inaczej chyba popadłabym w depresję. Po prostu nie mogę pojąć nie tyle ludzi, co mężów/partnerów, którzy uważają, że praca w domu to nie praca.

DorFryt, ale racja niezależność to niesamowite uczucie. Niemniej jednak uważam, że mężczyźni nie zamieniliby się z nami miejscami. :stuck_out_tongue:

Mi było głupio jak D. mi czasem dawał pieniądze gdy miałam ciężką sytuację a nie mieszkaliśmy jeszcze razem. potrzebowałam na szkołę,jedzenie,książki itp. i było mi okropnie wstyd,robiłam wszystko aby nie brać a on zawsze był taki dumny też i gdy on potrzebował też nigdy nie brał bo mu było wstyd brac ode mnie,bo to on zarabiał a nie ja i to on powinien mi pomagać (wg niego). Ale zamieszkaliśmy razem i jakoś tak już nie mamy tych oporów :slight_smile: Z początku robiłam podchody a może kupimy to,a może to i było mi glupio powiedziec że potrzebuję butów czy spodni :slight_smile: Ale on zauważył że mi niezręcznie i mi powiedział że jestem w ciąży i teraz to on musi się mna opiekować i mam sobie nie żałować bo jak coś trzeba to trzeba to kupić bez dyskusji. I w końcu się przełamałam do tego stopnia że przyjdzie wypłata i od razu przelewam do siebie,opłacam rachunki i rozporzadzam :smiley: ale on nie ma nic przeciwko i wie że jak ja trzymam pieniądze to staram się rozsądnie i nie kupuje głupot :slight_smile: ale już nie pytam czy mogę kupić sobie fluid czy farbę do włosów bo to nie kosztuje majątek a i tak muszę kupić i tak.

Ale jednak mieć swoje pieniądze to jest inaczej,jest lepiej i bardziej komfortowo tak myślę :slight_smile: Uwazam że kobieta nie powinna byc całe życie na utrzymaniu meża i jego kurą domową bo na parę lat to można się zgodzić ale nie na zawsze bo w końcu czegoś będzie brakowało i bedzie brakować tej niezależności finansowej. I chcę chociaż jeszcze 2 lata posiedzieć w domu z synkiem ale nie dłużej bo chcę mieć swoje pieniądze bo wtedy lepiej się je wydaje :wink:

Ja z mężem mamy wspólne konto i mam swoją osobną kartę, nigdy nie robił mi wyrzutów że dużo wydaję, to bardziej ja staram się oszczędzać niż on . Jedynie jak mam głupie pomysły typu wydać np. 400 zł na buty to wtedy stara mi się tłumaczyć po co mi takie buty skoro i tak w nich nie będę chodzić bo nogi w ciąży mi na pewno spuchną . Ale wiadomo co swoje to swoje.

W naszym związku konta mamy osobne. Oczywiście partner ma więcej pieniędzy, bo ma wypłatę stałą, a ja dostaję zaledwie parę groszy macierzyńskiego, ale zawsze coś. Przeważnie jest tak, że parę dni po przelewie kasy już nie ma, bo a to promocja na pampersy, a to na chusteczki, więc kupić można. Opłacić ubezpieczenie na życie, doładować telefon. Wszystko trzeba. Później do następnego przelewu żyjemy z pensji partnera. Głupio trochę prosić o pieniądze (mimo, że jesteśmy parą), ale jakoś nigdy tego nie lubiłam. Zawsze lepiej wydawać swoje :stuck_out_tongue: Ale jak już mus to mus. Czasem się zastanowię milion razy czy potrzebne, czy lepiej zostawić i coś innego kupić za trochę. Zwłaszcza, że staramy się oszczędzać, bo chcemy kupić działkę, później dom wybudować i mieć coś swojego! Nie raz jest tak, że siłą mi wepchnie pieniądze, żebym coś dla siebie kupiła, a nie ciągle dla Małej i dla Małej, ale co ja poradzę, jak teraz to ona jest moim priorytetem i chcę dla niej jak najlepiej, a ja to tam przechoruję, że czegoś nie mam :stuck_out_tongue:

Co do pracy zawodowej, to na mam żadnej. Jestem tzw. “kurą domową”. Nie wiem ile będę siedzieć w domu. Żeby pójść do pracy to musiałabym też w miarę normalnie zarabiać, żeby w razie czego opłacić opiekunkę ? żłobek ? Bo jak dla mnie to bez sensu iść do pracy, żeby łapać doświadczenie i całą pensję oddawać komuś kto opiekuje się dzieckiem. To się kompletnie mija z celem.

To maz parę razy mówił, ze po wypłacie da mi kasę żebym kupiła sobie ciuchy i co tam chcę, ale na razie ciężko z tym bo są ważniejsze wydatki. Niedawno przeprowadzilismy się do mojego starego domu (mieszkała tu do 6 roku zycia). Wyremontowalismy część domu, tak żeby dało się zamieszkać, ale ciągle są wydatki. Ale może po nowym roku juz się ogarniemy. Może ja znajdę jakąś prace, chociażby dorywczą, bo jednak trzyma mnie w domu ta myśl, ze chciałabym drugie dzieci w małym odstępie wiekowym, żeby mogli się bawić razem, mieli do kogo się odezwać.

Wiadomo wydatki najważniejsze na pierwszym miejscu, dopiero później przyjemności. :slight_smile:
U nas przeważnie jest tak, że jak wychodzimy gdzieś to ja płaczę, bo nie mam się w co ubrać, a jak partner mówi, że da mi kasę, żebym sobie coś kupiła to ja nie chcę, bo nie potrzebuję :smiley:
DorFryt a ile twój Bobasek ma ? :slight_smile:

Prawie 15 miesiecy. No to ja po przeprowadzce wyrzuciłam pól szafy, rozdalam po córkach kuzynem. Tzn zaprosiła je żeby sobie cos po wybierały. Mam jeszcze pełno takich ciuchow. Bo ja kiedyś tez dostalam ciuchy od kuzynki i wiele jest w idealnym stanie. A te ciuchy co ja kupilam po urodzeniu oddalam dalej. Dalej mam strasznie dużo ciuchow i nigdy nie mam co na siebie wlozyc . :slight_smile: ale to chyba nie tylko my dwie mamy problem z tym. AAA… Pewnie jeszcze jakbys miała kasę to i tak zamiast sobie kupisz cos dziecku…

A to jak już 15 miesięcy to teraz będzie dobra różnica wieku :slight_smile:
Ja po ciąży to większość podkładałam, bo przeważnie miałam luźne rzeczy, nie podobały mi się bardzo obcisłe. Ale są rzeczy, które teraz też noszę :slight_smile:
Akurat ostatnio jak byliśmy na zakupach to zdążyłam kupić sobie 3 bluzki zanim Mała się rozpłakała :stuck_out_tongue:

DorFryt masz 1000% racji

czytam Was i właśnie mi uświadomiłyście, ze tyle kasy wydałam a w zeszłym miesiącu nie kupiłam nic dla siebie … no chyba, że mydło do domu i płyn do naczyń możemy potraktować jako wydatek dla mnie.

Za to odstąpiłam kilejne 2 półki na ubrania młodej a jej zabawki nadal się walają po podłodze i coraz ciężej przejść obok… o kurczaczku, jestem bardziej durna niz myślałam :open_mouth:

nienormatywna, muszę cię zmartwić mydło i płyn do naczyń nie należy do wydatków na ciebie :stuck_out_tongue: marsz do sklepu kupić coś dla SIEBIE!! :slight_smile:
ja podostawałam tyle ciuszków, że w ogóle nie rozumiem po co dokupuję jeszcze jedno body, czy bluzeczkę czy legginsy :smiley:

maleńska prawda???

dostałam 6 kg ciuchów po znajomej i nadal chodzę po sklepach jakby Zosia nic nie miała w domu.
Prawda wrzechswiata brzmi - jeśli ty nie masz co na siebie włożyć mając pełną szafę to Twoje dziecko też nie będzie miało co na siebie włożyć :smiley:

mąż mi wraca z rejsu za 16 dni :smiley: to go zostawię z dzieciem i pójdę w tango z kartą kredytową :stuck_out_tongue:

Norma. Ja też mam ubranka dla synka po kimś… ale to nie to samo co się samemu kupi :slight_smile: tym bardziej, że te od kogoś nie zawsze jest jak połączyć ze sobą, bo to koszulka nie pasuje, to sweterek… Ja mam ubranka na synka do rozmiaru 110… a problem mam z ubrankami 80, bo tych wyjątkowo mały. A mały właśnie dobił do rozm. 80

Pracować zaczęłam na studiach i raz tą pracę miałam, a raz nie, ale nawet jako bezrobotna starałam się szkolić, żeby podnosić swoje kwalifikacje. Rok temu znalazłam firmę, w której odbyłam staż i zostałam zatrudniona. Niestety moja umowa została zawarta na czas określony w ramach projektu i niebawem się kończy, tzn. i tak potrwa do porodu, ale nie będę miała później do czego wracać, a szkoda…
Trochę się boje jak to później z kasą będzie. Bo teraz przy zakupie wyprawki bez mojej pensji byłoby nie wesoło :frowning:

Ja też starałam się szkolić. Ostatnio robiłam 2 letni kurs kwalifikacyjny, na początku miesiąca miałam egzamin zawodowy. Teraz też myślę o kursie, albo zrobię dalszą część w tym zawodzie, co teraz chodziłam, (jeśli zdam egzamin) albo pójdę na inny kurs,

Ale mamy tu ambitne mamusie :-))) i super:-) ja też zamierzam jeszcze się doszkalać douczać, nie po to kończyłam studia, żeby teraz siedzieć do końca życia w domu i gotować obiady, zreszta ja się do tego nie nadaje - nie mówie, że nie umiem gotować, bo umiem zająć się domem, ale jest czas na dzieci i trzeba się nimi zająć, i będzie czas na pracę zawodowa i tam też zamierzam się zrealizować:-)))

nienormatywna, bo producenci ciuszków dla dzieci produkują za piękne rzeczy po prostu! i jak widzę w sklepie coś ładnego to aż żal nie kupić, bo przecież maleństwo będzie tak ślicznie w tym wyglądać :stuck_out_tongue:
coś czuję, że zaszalejesz :slight_smile: tylko pamiętaj! dla siebie, nie dla dzieckaa! nooo ewentualnieee jedną rzecz dla dziecka, hahahaha :smiley:
Co do kasy na wyprawkę, to fakt, gdyby nie to, że ostatnie dwa lata spędziliśmy za granicą, to ja nie wiem za co bym kupiła to co kupiłam, bo ciężko mi sobie wyobrazić, żebym przez te 2 lata uzbierała coś pracując w PL… :frowning:
A poruszając temat nauki, szkolenia… Jestem po Technikum Ekonomicznym, w roku, w którym skończyłam szkołę od razu wyjechałam… Teraz będąc z powrotem tutaj, siedząc w domu, hmm… czasami mam myśli, że może pójdę na studia/studium/kursy… Kurde, na prawdę zaczęłam się ostatnio nad tym zastanawiać. :slight_smile:

Ja też chcę zrobić studia podyplomowe kierunek wybrałam jednak się zastanawiam czy będę miała pracę po tym, co wybrać… hm… i tu mój największy dylemat .

Nie pracuję zawodowo,kiedy zaszłam w ciążę,akurat byłam tydzień po zwolnieniu się z pracy…Zajmowałam się wtedy organizacją Naszego ślubu i wesela,ciąża wyszła Nam “w trakcie” urządzania tego wszystkiego. Także całą ciążę siedziałam w domu i teraz też wychowuję synka,mąż pracuje i bardzo jestem mu wdzięczna za to,że mogę pozwolić sobie na bycie w domu a nie np: posłanie synka do żłobka… Nie wątpię w to,że za jakiś czas pójdę do pracy,może znajdę coś,co będę mogła wykonywać w domu,zobaczymy. Jak na razie nie pracuję i tak jak napisała maleenka17 jestem “kurą domową”

Ja pracuje moja córcia chodzi do przedszkola ale co miałam ostatnio swojego czasu takie małe załamanie nerwowe w pracy mnie zdenerwowali i powiedziałam że chce drugie dziecko i mam to gdzieś będe w domu siedziała i miała wszystko głęboko w swoim poważaniu