Krzyk na porodówce

Ja nigdy nie rodzilam sn wiec nie wiem, ale moja kuzynka właśnie strasznie krzyczała i położna odradzila jej to robić bo zbyt dużo energii w to wkłada i przez to parcia nie są tak mocne a to z kolei spowalnia akcje porodową… Ale jak tu nie krzyczeć…:slight_smile:

Malwina tu chodzi o rodzaj krzyku - krzyk prac wydaje mi się jak najbardziej ok ale nie taki, że przy skurczu zabierasz sobie powietrze i potem nie masz siły na parcie; )

Organizm strasznie meczy się od bólu a co dopiero od krzyku, który pochłania naprawdę dużo energii.
Krzyk tez rozprasza a musisz być skupiona i słychać się tego co mówi polozna - można ale z głową ; )

Ja tez slyszalam ze to chodzi o to ze za duzo energi i powietrza marnuje sie na krzyk. Ja nie wiem czy bym krzyczala, naturalnie nie rodzilam, ale domyslam sie tez ze jak taka polozna ma iles tam porodow w czasie dyzuru to jakby mala sluhac caly dzien krzykow to by oszalala;)

Może koleżanka nie mogła krzyczeć ponieważ miała np. nadciśnienie? Ja właśnie z tego powodu nie mogłam krzyczeć przy pierwszym porodzie.
Albo tak jak dziewczyny piszą, mogła krzyczeć ale bez krzyku urodzi szybciej.

Ja nie miałam potrzeby krzyczeć, ale już przy ostatku położna powiedziała, że mogę sobie “postękać” i mi to naprawdę pomogło :slight_smile:

Ja bedac na patologii slyszalam takie krzyki jednej z rodzacych ze mi i mojej sasiadce z pokoju miny zrzedly i bylysmy przerazone:)

Angie,ja też stękałam :slight_smile: nie krzyczałam,jak to mąż określił,tylko stękałam… ale parłam 45minut z zegarkiem w ręku i w sumie stękałam bo było mi przy tym trochę lepiej,ulżyło mi za każdym razem,a już nie miałam kompletnie siły… a to mi trochę pomagało :slight_smile:

Ufff, dzięki Madziu, bo myślałam, ze byłam jedyna :wink:

Przy pierwszych dwóch jakoś nie krzyczalam. Zacisnęłam zęby i parłam. Trzeci był strasznie szybki i bolesny. Ostatnie skurccze przed partymi płakałam. W czasie partych trochę krzyczalam, nawet był moment, że mówiłam “ja juz nie moge dalej” Ale udalo sie od pierwszych skurczy do pojawienia sie corki 3,5h :wink:

Jeśli kobiecie ma to pomóc to niech krzyczy ile sił, ale myślę, że ćwiczenia odpowiedniego, efektywnego oddychania mogą pomóc bardziej, ponieważ krzyk jest sam w sobie wysiłkiem i trzeba go dobrze spożytkować, żeby się nie zamęczyć (hiperwentylacja). Może warto się na chwilę uspokoić i posłuchać swojego organizmu. On powinien nam podpowiedzieć jak to robić, żeby było jak najlepiej.

przy pierwszym porodzie krzyczałam ale podejrzewam ze to bardziej ze względu na stan psychiczny i moje podejście do porodu. Nie darłam się…no nie dajmy się zwariować ale podczas parcia krzyczałam przez zaciśnięte zęby. Tempo które mi narzucali (przez co o mało a bym zemdlała) plus okropna położna, moje wykończenie na każdej płaszczyźnie (i fizycznie i psychicznie). Przy drugim nie krzyczałam…jakoś nie było mi to potrzebne. Jedyny moment w którym krzyknęłam to było w chwili gdy nagle dostałam skurczy partych, wtedy wrzasnęłam “Boże ja rodze!!!” :stuck_out_tongue: A tak poradziliśmy sobie z synkiem bez moich krzyków :stuck_out_tongue:

Ja miałam cc więc nie krzyczałam ale z tego co wiem to położne zachęcają do krzyku, przynajmniej u nas w szpitalu.

Jak lezalam na patologii to byla babeczka ktora miala juz bardzzo silne skurcze, ale nie bylo dla niej miejsca na porodowce wiec musiala czekac na sali razem z nami az sie zwolni. I biedna widac bylo ze cierpiala strasznie, ale zamiast krzyku to kleła jak szewc, mowila ze to jej pomaga wiec moze jest to jakis sposob;)

Uff az sie zmęczyłam samym czytaniem… :slight_smile:
Oczywiście będę się starać nie wrzeszczeć… spróbuję z tym stękaniem… albo zaciśnięciem ust… jak już będę PO to dam znać czy udało mi się nie wrzeszczeć… a póki co… bardzo dziękuję za podpowiedzi :slight_smile:

Ja myślę, że krzyk jest naturalną metodą radzenia sobie z bólem porodowym i jeżeli któraś kobieta czuje taką potrzebę to niech krzyczy ile się da.

Malwinko czekamy na relację ;), Marcelka Ciebie też to jeszcze czeka?

Jesli by mi pomagalo to pewnie tez bym krzyczala;)

a i jeszcze mi się przypomniało nawiązując do tego co pisała Samanta w pytanie- przy pierwszym porodzie połozna właśnie próbowała mnie stonować- że krzyki mi w niczym nie pomogą.

Krzyczenie wniebogłosy nic nie pomoże a jedynie skomplikuje sprawę. Ja już pisałam, że krzyczalam, bo bolało mnie tak, że myślałam, że zaraz umrę - no nigdy takiego bólu w życiu nie czułam. Pomocy z nikąd, więc tylko to mi pomagało ale…

Uważam i sądzę, z perpektywy czasu, że jeżeli położne są fajne, Ty z nimi wspópracujesz a one z Tobą to nawet nie pomyślisz o tym, żeby krzyczeć; )

Angie, Madzia - no przecież nie trzeba krzyczeć. Ja krzyknęłam wcale nie z bólu tylko chyba z przyzwyczajenia… Tak jak wszystkie piszemy - lepiej energie spożytkować na mocniejsze parcie.
Samantka - współczuję tak bolesnego porodu, ale pokazujesz, ze nawet wtedy nie trzeba się drzeć tylko trzeźwo myśląc przełożyć na parcie.

Chociaż położne w szkole rodzenia opisywały naprawdę rożne porody i ja z tych opowieści postanowiłam sobie, ze mój będzie inny, lepszy, szybszy, mniej bolesny… i tak miałam, ale nie wiem czy to z mojego nastawienia czy akurat miałam szczęście.