Krzyk na porodówce

U mnie byla sala przedzielona parawanem… I ja ogolnie bylam jedna z trzech rpdzacych tego dnia (mowie o pierwszym porodzie), ja mialam rodzic ostatnia a od ciaglego chodzenia pod prysznic, spacerow po korytarzu itp to rodzilam pierwsza z nas trzech :slight_smile: no i ja caly dzien na spokojnie, ale jak mialam skurcze parte to sie zaczelam drzec a wlasciwie moze nie tyle drzec co krzyczec… Nie wiem czy mowilam, ale ja mam kawal glosiska :slight_smile: tzn. Moj krzyk nie byl jakis specyficznu, mi ulatwial parcie, nikogo nie wyzywalam, raz zaklnelam po angielsku i zaraz zaczelam przepraszac polozne a one zaczely sie smiac, ze slyszaly gorsze rzeczy a w koncu rodze… Wiadomo,ze to bol niesamowity i krzyk ktory moglby pomoc to niestety niektorym przeszkadza… Ale ze wzgledu na to,ze wlasnie ja wiem jak spiewac (to tez glupio brzmi bo w koncu kazdy umie spiewac ale wiecie chyba o co chodzi) to mi otwieralo przepone i pomagalo… Zreszta trzecia faza poszla szybko…a dzieki mojemu krzykowi to zlecieli sie lekarze szybko a moj doktorek mowil “ustalilismy z pani rodzina ze oni beda sie drzec a pani rodzic” :stuck_out_tongue: rozbawil mnie… Ja bylam nastawiona na taki bol… Gorzej chyba z dziewczyna na drugim lozku bo ja nagle zaczelam rodzic a ona pod ktg byla podlaczona i musiala wszyyystko ogladac… Caly proces porodowy… No mozna powoedziec ze na koniec doswiadczyla cudu narpdzin mojego syna ale wczesniej naogladala sie tej bieganiny i tej krwi wszedzie itp.

Karolina taki lekarz to skarb :slight_smile: Potrafił rozluźnić atmosferę :smiley:

mamunia, Gosia, u nas też są osobne sale porodowe. Dwie. Dostęp do wanny, prysznica, toalety, piłek, krzesła porodowego i co tam się jeszcze chce :slight_smile: I przede wszystkim położna jest cały czas przy rodzącej. A jak drugi poród równocześnie jest to z oddziału druga położna przychodzi.

W tym szpitalu, gdzie rodziłam było chyba 6 sal. Wyposarzone w to, co wymieniłaś silje z wyjątkiem wanny. Sala z wannami była w innym miejscu i sala z przyrządami do porodu również.

Gosia najważniwjsze, jak można z tego skorzystać :slight_smile: nie musi być pod ręką.

W mojej klinice wiem że krzyki mam słychać, ale nie temperują tego pielęgniarki. Nie wiem jak ja się zachowam, ale skoro to którejś rodzącej pomaga to proszę. Choć na samą myśl, że gdybym miała to słyszeć, to strach mnie nachodzi :stuck_out_tongue: Nie pozwoliłoby to na zrelaksowanie i wyciszenie, ale zobaczymy jak będzie :slight_smile:

Lusi hehe jakie wyciszenie? :smiley: raczej wyciszona nie będziesz, tzn. wewnetrznie to bedziesz chciala juz dziecko zobaczyc, niewazne jak i w ogole, az cie bedzie od srodka rozrywac, chociaz na zewnatrz mozesz byc cichutko… ja taka bylam az do samej trzeciej fazy, co od razu moja rodzina wiedziala, ze to blisko bo nic sie nie odzywalam :stuck_out_tongue:

W jednych szpitalach pozostały jeszcze trakty porodowe z czasów PRL a w innych zagościły już luksusy z zachodu… Ja szukałam szpitala, w którym właśnie będę oddzielne sale, bo nie wyobrażałam sobie rodzić z innymi za parawanem… Oddzielna sala wcale też nie oznacza, że nic nie słychać - ja słyszałam dziewczynę obok - ba - słyszał ją nawet mój partner na korytarzu oddzielonym jeszcze kilkoma salami, jednym długim korytarzem i drzwiami… Wysyłał mi tylko sms’y z zapytaniem, czy to ja… Na mnie nie robiło to jakiegoś większego wrażenia, bo już wtedy miałam dosyć mocne bóle i wiedziałam co ona czuje - tzn. domyślałam się co… Najwięcej jednak ta dziewczyna już tak bardziej piszczała, przy porodzie łożyska i późniejszym zszywaniu…
Lusi636 nie wiesz jeszcze czy nie temperują, bo nie rodziłaś a wszystko może okazać się zupełnie inne jak sobie wyobrażasz i zostało Ci przedstawione…; )

Ja całe szczęście kiedy rodziłam byłam sama, akurat tego dnia, żadnemu maluszkowi nie śpieszyło się na świat, no chyba, że przez cesarskie cięcie, ale to już na sali operacyjnej. U nas w szpitalu, też nie ma luksusów i czasami się zdarza, że parawan oddziela rodzące. Najgorsze było wysłuchiwanie krzyków, jak leżałam w 3 miesiącu i czasami słyszałam jak kobiety rodzą wtedy zastanawiałam się nad tym czy ja dam radę…
Karolinko dobrze, że trafiłaś na lekarzy z poczuciem humoru :slight_smile:

Krzyk na porodówce to chleb powszechni. Jeszcze żadna kobieta nie urodziła bez bóli porodowych, jeśli jęczenie, stękanie, pokrzykiwanie, czy nawet darcie, bądź przeklinanie pomaga odreagować ból to proszę to robić ile dusza zapragnie. Sprawa jednak zaczyna się troszkę komplikować jeśli mamy bóle parte to krzyk rzeczywiście może utrudniać współpracę między rodzącą a położną, zagłusza nas, kobieta skupia się na bólu i nie prze. Poród przedłuża się. Głowa stoi w kroczu i nic… kobieta dalej krzyczy. W takiej sytuacji owszem zdarza się, że położna podniesie głos, krzyknie np. Kaśka nie drzyj się tylko przyj bo boi się o dziecko. Położna odpowiada za Was i dziecko w trakcie porodu !

Podczas pierwszego porodu, nie krzyczałam. Cały poród byłam cichutko. Ale ból nie był jakoś nazbyt dotkliwy, a skurcze parte to już wogóle luzik. Dziwne, ale prawdziwe. Wręcz przeciwnie, nawet śmiałam się. Kiedy po ok. 5 minutach po przekłuciu worka owodniowego, zaczęły mi odchodzić wody to śmiałam się, że się posiusiałam, no takie żarty sobie z położnymi robiłyśmy, że szok. Nawet następna zmiana dziwiła mi się i słyszałam jak na korytarzu rozmawiały, że takie porody to mogłyby być zawsze. Ale przy drugim to już inna bajka. 15 godzin jakoś wytrzymałam, ale jak musiałam przeć beż skurczy partych to myślałam, że umrę. Ból okropny. Ale i wtedy nie krzyczałam, tylko płakałam żeby mi synka ratowały, bo tentno spadało. Na szczęście jedna z pań mnie upomniała i wręcz kazała mi się drzeć podczas parcia. Bo kilku głośnych aaaaa udało sie. Ale łożysko już musiały mi pomagać urodzić bo byłam wyczerpana strasznie. Reszty nie pamiętam bo zemdlałam. Kurczę, jedna kobieta, a tak różne porody.
Za to jak leżałam na poporodowej, to dziewczyna obok strasznie klęła. Jej co ten facet się nasłuchał. Też jestem za tym że jak jest potrzeba to trzeba pokrzyczeć, ale ja bym nie klęła

Niektóre kobiety może nie umieją zapanować na przeklinaniem, jeżeli na co dzień takich słów używają. Poza tym raczej nie sądzę, by personel chciał wysłuchiwać bluzgania…

Czasami można niezłe wiązanki usłyszeć od tych co normalnie nie przeklinają. Ból uwalnia różne hamulce.

Udowodniono, że krzyk rozluźnia napięte mięśnie krocza i dna miednicy. Bywa, że rodząca nie współpracuje z położną, wtedy pozwalam jej “zrobić to” po swojemu. Odbierałam porody krzyczących kobiet. Pięknie prą :slight_smile: Natura podpowiada jak się zachować.

ja krzyczałam jak głupia aż mnie gardło później przez tydzień bolało ale naprawdę mi to pomogło :slight_smile: koncentrowałam się na krzyku a nie na bólu

ja rodząc nie krzyknęłam ani razu. nie wydałam z siebie ogólnie żadnego dźwięku. ale podczas skórczy przed porodem to była tragedia. chyba bardziej mnie bolały niż sam poród

Mimo bardzo silnych skurczów, które trwały bardzo długo w porównaniu z przerwami między nimi i bólów z krzyża, nie krzyknęłam ani razu. Mam dużą tolerancję na ból. Od czasu do czasu tylko sobie przeklęłam cicho pod nosem albo powiedziałam o matko. Skupiłam się zdecydowanie na oddychaniu. Męczyłam się bardzo i to sama położna i znajoma salowa zachęcały mnie, żebymsobie pokrzyczała. Ale nie miałam takiej potrzeby. Wystarczyło gdy mąż masował mi krzyż podczas długich skurczy.

Tak sobie myślę, że każda z masa inny próg bólu i każda z nas bedzie inaczej na niego reagować, wiec dlaczego kobieta która krzyczy ma być wytyka a palcami ? Ja kiedy leżałam ma porodówce nie komentowalam zachowan innych rodzących bo wiedziałam juz przez co przechodzą. Jedna nawet nie zdarzyła krzyknąć, a było po wszystkim inna juz nakrzyczala się za wszystkie czasy. Myślę, że to pomaga i nie należy wstrzymywać się od krzyku jeżeli mamy taka potrzebę. Dla tych które są jeszcze przed: nie stresujcie się i robcie to co wam pomaga nie patrzcie na innych, być moze ten krzyk złagodzi ból?

Mi pozwolono krzyczeć ale nie potrafilam tego zrobić moze dlatego ze bylam zaskoczona porodem ze to juz…rodzilam w 7 miesiącu.

Oczywiście jeśli tylko ma to pomóc to niech ciężarna krzyczy ile chce. Jednej pomoże ulubiona muzyka w słuchawkach, drugiej godzinne polewanie się gorącą wodą pod prysznicem, a jeszcze innej właśnie krzyk.

U mnie w czasie najgorszych skurczy było odwrotnie. Tzn. nie miałam potrzeby krzyczeć ale zakrywać twarz poduszką. Niestety położne zabroniły mi to robić.

Ja krzyczałam, ale do pewnego momentu. Okazało się że mam już bóle porodowe, główka jest nisko a rozwarcie ani rusz. 2 cm. Podano mi kilka środków znieczulających i oksytocynę i jakoś dobiliśmy do tych 10 cm. W skurczach i samym momencie kulminacyjnym skupiałam się na oddechach nauczonych przez położną i wiem, że dobrze zrobiłam, bo odpowiednie oddychanie w trakcie porodu naprawdę potrafi lekko złagodzić odczucie bólu.