moja akcja porodowa rozpoczela sie o 4 rano w lozku…zaczely odchodzic mi wody plodowe ale nie odeszly od razu tylko sie saczyly. Wczesniej chodzilam do skzoly rodzenia, gdzie polozna mowila, ze jak wody sie sacza i sa czyste to nie trzeba sie spieszyc, jak dotre w ciagu 2 godzin do szpitala to sie nic nie stanie…wiec jak o tej 4 powiedzialam mezowi, ze to juz to on na spokojnie stwierdzil, ze mam sie szykowac a on jeszcze do 6 sie przespi hehe…i tak tez zrobilismy popakowalam reszte rzeczy, ogolilam…mąz wstal i pojechalismy…a to jeszcze i tak trwalo i trwalo bo musieli mi wywolywac skurcze, ktorych nie mialam…
U mnie było dość tradycyjnie. W poniedziałek o 6 rano dostałam bóli brzucha, takich typowo okresowych. Mąż poszedł do pracy, ja wróciłam jeszcze do łóżka pospać. W ciągu dnia miałam takie lekkie bóle mniej więcej co godzinę. Na 17 miałam umówiona wizytę u ginekologa, więc poszłam. Lekarz spokojnie mówił, że to jeszcze o niczym nie świadczy, choć zauważył, że szyjka już mi się skończyła. Po wizycie poszłam jeszcze na zakupy, w sklepie dostałam co raz silniejszych bóli. Z siatkami pod pachą wróciłam do domu, wykapałam się i normalnie jakby nigdy nic położyłam się do łóżka. Ale już nie zasnęłam, bo skurcze się nasiliły i były co raz częstsze. Nastawiłam sobie minutnik w telefonie i klikałam jak często się pojawiają. O 2 w nocy obudziłam męża i pokazałam mu telefon, z którego wynikało, że skurcze mam co 10 minut. Ale nadal nie byłam przekonana, że to już. Więc wzięłam sobie gorącą kąpiel, żeby sprawdzić czy nie ustaną. Nadal były. Między skurczami wysuszyłam włosy, pomalowałam się, bo przecież muszę jakoś wyglądać! Co tam, że z bólu zginałam się w pół. W między czasie mój organizm zaczął się oczyszczać - biegunka. Na porodówkę trafiłam o 5 rano, urodziłam o 9.46
U mnie poród był wywoływany w szpitalu, więc nic hardcorowego nie przeżyłam…
Mi wody chlusnęły ok godz 1 w nocy całe łóżko było mokre i podłoga jedynie co byłam lekko zaniepokojona bo wody były zielone więc szybko wezwaliśmy taxi no i mina taksówkarza bezcenna gdy dowiedział się że jedzie na porodówkę
Sabina to nie ciekawy początek z tymi wodami… pewnie miał co opowiadać późnej że wiózł kobietę do porodu
Ja to skurcze przywitałam w domu w sumie ok 4 nad ranem spokojnie jeszcze a ok 7 pojechaliśmy z mężem już do szpitale bo było coraz mocnej i częściej a wody miałam zachowanie do prawie godz przed porodem także akcja to jakoś Wielka nie była wszystko na spokojnie aż się sama sobie dziwię z perspektywy czasu że tak to dobrze wyglądało.
Ja zauważyłam że jestem bardziej opanowana niż moi najbliżsi ja to brałam wszytko na spokojnie a mąż nawet kanapek nie chciał sobie robić bo tak się obawiał ale przy drugim dziecku będzie mądrzejszy