Półtorej tygodnia temu mój synek przechodził grypę i bardzo gorączkował- miał ponad 39 stopni gorączki której nie mogłam zbić lekami, okładami, kąpielą. W nocy gorączka przekroczyła 39 stopni a dwie godziny wcześniej synek dostał lek - czopek Nurofen w dawce odpowiedniej do wieku, a wcześniej podawałam mu Ibufen i dzwoniłam nawet na pogotowie co mam zrobić w takiej sytuacji. Ostatecznie kąpiel odrobinę pomogła obniżyć gorączkę ale to była walka z wiatrakami. Rano zadzwoniłam do przychodni z pytaniem czy mógłby lekarz przyjechać do mojego dziecka i spotkałam się z odmową - pielęgniarka powiedziała że wysoka gorączka dziecka nie uniemożliwia rodzicowi przywiezienie go do przychodni. Zapytałam czy lekarz mógłby prywatnie przyjechać i tu znów dowiedziałam się że owszem ale dopiero po południu, więc zadzwoniłam po wujka aby mnie zawiózł samochodem i gdy weszłam do przychodni okazało się że muszę czekać ponieważ w gabinecie jest mama z trójką dzieci. Pielęgniarka widząc w jakim stanie jest mój synek - praktycznie leżał mi na rękach jak noworodek, na twarzy miał czerwone wypieki, pocił się i kwilił stwierdziła że źle się stało że musimy czekać na lekarza ale też potwierdziła że lekarz do gorączkujących dzieci nie jeździ. Synek został przebadany i okazało się że ma grypę - dwa dni wysokiej gorączki, kaszel, katar ale mamy to już za sobą, ale dziś rozmawiałam z sąsiadką która ma porażenie mózgowe i bardziej niż ja orientuje się w prawach pacjenta i powiedziała mi że lekarz powinien był przyjechać do dziecka z tak wysoką gorączką a do tego dziecka które ma stwierdzoną niepełnosprawność.
Jak to jest czy w waszych miastach , przychodniach lekarz jeździ w razie konieczności do dziecka z temperaturą ponad 39 stopni?. Czy jeżeli synek ma orzeczenie o niepełnosprawności ( czasowej ) to czy to coś zmienia.