Warunki na oddziałach poporodowych

Jak oceniacie opiekę poporodową nad Wami, Drogie Mamy i nad Maleństwami?
My leżeliśmy długo bo maluszek miał infekcję i dostawał antybiotyk i miałam już serdecznie dość.
Marzyłam o wygodnym łóżku i własnej łazience.
Poza tym w dniu wypisu okazało się, że dziecko miało złamany obojczyk. Wyobrażacie sobie?!
Przy codziennych badaniach żaden lekarz tego nie zauważył dopiero w 6 dobie sprawa wyszła na jaw.

Ja oceniam bardzo dobrze. Byłam w szpitalu stosunkowo nowym, więc był bardzo przyjemny, pokoje 2-osobowe z łazienką, łóżka poprzedzielane kotarami, więc intymność była w miarę zapewniona. Codziennie obchody ginekologa i neonatologa, ważenie itp. Miałam wyjść na 3 dobę, ale ponieważ miałam bardzo mało pokarmu i okazało się, że mała nie dojada zatrzymali mnie na jeden dzień, w międzyczasie wyszła jej żółtaczka, więc zostałam jeszcze kolejny dzień. Gdyby tak dokładnie nie badali i olali to wypuściliby mnie wcześniej i wtedy nie wiem co bym zrobiła z głodną dzidzią z żółtaczką, pewnie kolejny tydzień spędziłabym jeżdżąc po przychodniach i szpitalach. Poza tym zapewnili mi opiekę doradcy laktacyjnego. Tak więc opiekę nad dzieckiem oceniam bdb, natomiast ginekologiczną już gorzej, lekarze nawet nie oglądali kobiet, obchód polegał na tym, że wchodzili, pytali czy wszystko ok, i wychodzili. Raz przyszli jak byłam w łazience, poszłam tylko umyć zęby, nawet na mnie nie poczekali… Na szczęście nie miałam żadnych komplikacji, więc nic takiego się nie stało. Jeśli chodzi o personel to różnie bywało, ale to jak wszędzie, zawsze znajdą się osoby sympatyczne i mniej miłe, o większych i mniejszych kompetencjach. No i mam poważne zastrzeżenia do jedzenia, tzn. to co podają kobietom po porodzie, karmiącym piersią, niczym nie różni się od jedzenia dla całej reszty szpitala, w związku z czym zdarzało się, że dostawaliśmy jogurt, kapustę, mielonkę… Ogólnie jednak oceniam mój pobyt w szpitalu dobrze.

Nie mam za bardzo porównania jak powinna wyglądać opieka wzorowa na maluchem i świeżo upieczoną mamą, moze gdybym rodziła drugi raz miałabym porównanie większe;)
Poród odbieram pozytywnie moze dlatego ze odbył się bez komplikacji, jednak jeśli chodzi o lekarza czy położne;/ mogliby być bardziej mili w stosunku do rodzącej, zdaje sobie sprawę że po całym tygodniu odbiory noworodków i użeraniu się z rodzącymi kobietami może mieć się dość wszystkiego, w końcu oni też są ludźmi, ale skoro juz wybrali ten zawód to mogli by zachować troszeczkę więcej tolerancji w stosunku do rodzącej, przeciez to nie bydło tylko kobieta która wydaje na swiat noworodka.
Obie z mała przebywaliśmy 4 dni w szpitalu i odbieram to tak:
było kilka położnych fajnych, ale chyba najlepiej starały sie wywiązać młode położne nie wiem czy były dopiero na stażu czy były to praktykantki, ale bez problemu przychodziły i pytały czy w czymś pomóc, w przeciwieństwie do starszego personelu być moze akurat ja trafiłam na jedną niezbyt miłą panią która po poproszeniu o pomoc przyszła po ok 2-3 godzinach z ironicznym pytaniem, czy udało mi się nakarmić dziecko.

M.Lachowicz odnośnie obchodu ginekologicznego to u nas jest to samo,w ogóle lekarze nie patrzą jak rana się goi,zazwyczaj na obchodzie jest tekst"jak pani się czuje?..dobrze to dobrze" i już ich nie ma.Rodziłam 2 razy zawsze to samo,tym razem nie byłam nacinana i od razu super się czułam więc nie byli mi potrzebni ,ale za pierwszym razem mimo dużego naciecia nikt nic nie sprawdzał.Wczesniej przed ciążami leżałam miesiąc w szpitalu to było to samo czasami tylko patrzyli jak cięcie się goi.Tak,że w tym szpitalu obchody na ginekologii,patologii i położnictwie tak wyglądają.

Co do opieki poporodowej dziecka to nie mogę złego zdania powiedzieć.Po porodzie już po kangurowaniu przyszła pani doktor zbadać malutką i zaniepokoiło ją troszkę serduszko tzn powiedział ,że “jest za szybka” wykonała badanie pulsoksymetryczne,po 15 min przyszła i zabrała malutką na godzinę i podpięła ją pod monitory by niczego nie przeoczyć .Po godzince pani doktor przyniosła mi córeczkę i uspokoiła mnie ,że wszystko jest w porządku.Mała z uwagi na mojego paciorkowca (już podczas porodu byłam wyleczona )ale dla pewności zrobiono dziecku wymaz.Neanatolodzy byli bardzo mili i dwa razy dziennie dokładnie badali dzieci.Na prawdę robili to bardzo dokładnie co nie mogę powiedzieć już o pediatrach w naszej przychodni.

Natomiast opieka poporodowa kobiet hmmm nie powiem tabletki,okłady położne bardzo często proponowały,pani z poradni laktacyjnej przychodziła i była do dyspozycji.Ale już po porodzie kobieta jest zostawiona tak troszkę sama sobie ja tam nie potrzebowałam nikogo bo naprawdę tym razem nie czułam że rodziłam,przystawiać dziecko umiałam,przewijać też bo to było moje drugie i wiadomo ,ze już doświadczenie jest.Ale są dziewczyny ,które nie mają doświadczenia,dodatkowo nie raz są obolałe czy to przez cesarkę ,czy nacięcie nie jest im łatwo poczatkowo zająć się dzieckiem i właśnie tutaj często brakuje pomocy ze strony położnych.Z tego co zaobserwowałam rodząc 2 razy i z tego co mówiły rodzące znajome tak jest w naszym szpitalu.Oststnio sama słyszałam jak za ścianą dziecko płakało dziewczynie praktycznie cały czas,nie umiała sobie poradzić dziecko było głodne ,a położne jak już przyszły to po to by na nią nakrzyczeć,że czemu go nie karmi ,że źle to robi i takie tam…Często właśnie te młodsze położne i pięlęgniarki są duzo milsze niż te z długoletnim doświadczeniem.

mamunia ja właśnie tego się obawiam-to będzie mój pierwszy poród,prawdopodobnie cesarka ze względu na zwyrodnienie siatkówki oka, i panikuję że będę leżeć z rozciętym brzuchem i nie dam rady wstać do dzieciaczka a nikt mi nie pomoże, pielęgniarki często się niecierpliwią bo to co dla nich jest rutyną i codziennością w pracy jest dla młodej mamy nowe i trudne … ponadto boję się w szpitalu niedoinformowania-często lekarze i pielęgniarki robią coś nie udzielając ani słowa informacji tak jakby to była tajemnica…

Ja leżałam w szpitalu tydzień z powodu żółtaczki u córki.Jeśli rozłożyć pobyt mój w szpitalu na części
to powiem tak:
Dwie godziny po porodzie pielęgniarki pomagały się przebrać,przemyć,pomagały wstać w ogóle do toalety.
Obchody dwa razy dnia-rano i wieczorem.Na każdym obchodzie sprawdzane było krocze czy wszystko ok,mierzona była temperatura,gin zadawał pytania i zawsze lekarze pytali czy i my mamy jakieś pytania.
Ja leżałam na sali czteroosobowej.Wiem,że przy każdej sali była łazienka.Nie powiem że były to luksusy bo tak nie było,ale dało się wytrzymać.Sprzątaczki parę razy dziennie przychodziły i opróżniały kosze na śmieci.Rano i wieczorem myły podłogi.Jak się poprosiło to zmieniały pościel.
Kiedy zrobiło mi się słabo,lekarka przyszła zbadała,wymasowała mi piersi (bo to przez nie zrobiło mi się słabo),wzięła córkę na chwilę kazała wziąć prysznic,przewietrzona także salę(wtedy zostałam sama,bo pozostałe mamy zostały wypisane).
Jedzenie straszne,jeszcze jak rozwoziła to pani która przy nakładaniu kaszlała na to jedzenie to aż skręcało blee.
Brakowało mi takiej pomocy ze strony położnych jak przewinąć dziecko,jak odpowiednio przystawić do piersi.Szczególnie że byłam pierworódką.No ale dałam radę:)

Basiu moja imienniczko to wszystko zależy na kogo trafisz bo na prawdę są też bardzo miłe i życzliwe położne takie z powołania i mam nadzieję,że tylko takie spotkasz tego Ci życzę:)

Dobrze,że żyjemy w takich czasach,że w szpitalu może towarzyszyć nam partner lub bliska osoba.Więc gdy nie będziesz w satanie się podnieść ktoś bliski Ci pomoże,choćby przewinąć czy podać dzidziusia.Tak,że przez dzień na pewno będziesz na swoich mogła liczyć gorzej w nocy bo zazwyczaj osoby mogą towarzyszyć do obchodu przynajmniej tak jest u nas:)W razie czego będziesz poprostu dzwonić na dzwonku,musi ktoś do Ciebie przyjść i musi Ci pomóc.Ta dziewczyna zza ściany w nocy dzwoniła co chwilę,w końcu jakaś położna się zlitowała i zabrała jej na 2 godz synka by ta mogła się przespać.

Dokładnie, wszystko zależy na kogo się trafi. Bo ja jeszcze dodam a propos tego co napisałam - wiele pielęgniarek i położnych było bardzo pomocnych, miłe i uczynne, niestety zdarzały się też panie, ktore chyba nie wybrały tego zawodu z powołania, bo moim zdaniem “zły dzień” nie może być tłumaczeniem. Ja też byłam pierworódką i na początku było mi bardzo ciężko, nic nie umiałam sama zrobić przy dziecku, bałam się wręcz, ale położna, która była akurat na dyżurze była cały czas przy mnie. Natomiat drugiej chyba nocy kiedy mała wciąż płakała bo nie miałam pokarmu, a ja o tym nie wiedziałam, zamiast spróbować mi pomóc, dyżurująca pielęgniarka wpadła wściekła i nakrzyczała na mnie, że nie umiem zajmować się dzieckiem. Załamałam się wtedy… Dobrze, że potem inna pielęgniarka podniosła mnie na duchu. A pani, która była ze mną w pokoju, kiedy zadzwoniła po pielęgniarkę bo jej dziecko bardzo płakało i bała się, że ma kolkę, a sama też bardzo źle się czuła, pielęgniarka przyszła i nawrzeszczała na nią, że jak śmie używać tego dzwonka, że on nie jest po to żeby go naciskać! Tak że różnie to bywa…

Bardzo źle wspominam poród.

To powinna być najpiękniejsza chwila w źyciu kobiety, matki. Narodziny swojego małego promyczka. Szpital, w którym rodziłam wszystko zepsuł! NIgdy im tego nie wybaczę. Przy samym porodzie zamiast wsparcia czułam zażenowanie i wysłuchiwałam nieprzyjemnych komentarzy. A 3 dni z dzieckiem na oddziale były dla mnie całą wiecznością. Położyli mnie w pościeli, w której odeszły mi wody, która była zakrwawiona, śmierdząca. Przywieźli mi dziecko i tyle ich widziałam. Nie wiedziałam jak go nakarmić, płakał.
KIedy poprosiłam o zmianę pościeli, po kilku godzinach przyniosły mi “świeżą”, którą sama sobie ubrałam. Przepłakałam 3 dni.

KIedy wychodziłam ze szpitala nie dopilnowały dokumentów, nie podpisałam jednego dokumentu, najpierw zadzwoniła oddziałowa i krzyczała mi przez telefon że zadzwoni na policję że uprowadziłam dziecko (WŁASNE DZIECKO) i że mam natychmiast wrócić do szpitala to podpisać. Odpowiedziałam jej że zajmie mi to chwilę bo dopiero weszłam z dzieckiem do domu i je rozebrałam i że w ciągu 10 min przyjedzie moja ciocia, zostanie z Andrzejem to przyjadę najszybciej jak to możliwe, nie dotarło po kilku minutach zadzwonił ordynator z równie nieprzyjemnym tonem i słownictwem KAZAŁ w tej chwili przyjechać itp.

Mogłabym się dużo dużo więcej rozpisać na ten temat. Ale nawet nie mam ochoty do tego wracać. Jest mi po prostu przykro.

K.Filarowka - o rany - napisz gdzie to było - ku przestrodze! by tego szpitala unikać!

K.Filarowska normalnie jestem w szoku i współczuję niemiłych przeżyć:(
Odnośnie czystości to u nas szpital wojewódzki jest zadbany,panie sprzątają sale dwa razy dziennie ,codziennie rano przychodzili pytać się czy przebrać łóżko i czy nie potrzebujemy podkładów,łazienka z ubikacją jest jedna na 4-5 kobiet(2 pokoje) i systematycznie była sprzątana chociaż kobiety potrafią zostawiać po sobie taki syf ,że aż czasami miałam ochotę krzyczeć.Wszystko potrafię zrozumieć ale niektóre nawet nie umiały "spłukać po sobie "i czasami to co zostawało pod prysznicem przechodziło ludzkie pojęcie…nie mówiąc o muszli…jednym słowem masakra.

W dniu wypisu wszystko załatwiane jest u kobiety w pokoju lekarze sami przychodzą i tłumaczą co i jak dają podpisywać dokumenty i jak wszystko jest załatwione pozwalają iść do domku:)

Basiu,
nie bój się. Nie będziesz leżeć z rozciętym brzuchem:) pozszywają przecież:) żart żartem, ale poważnie: wszystko zależy od Twojej motywacji. Pamiętaj, że całym Twoim ciałem zawiaduje mózg. W głowie masz ból i strach. Ale też całą masę dobrych i pozytywnych rzeczy. Jakby nie liczyć-przeszłam trzy operacje z rozcinaniem brzucha i macicy. 1. ciąża pozamaciczna, strata dziecka i jajowodu-masakra, nie umiałam wstać, sikać, narzekałam, skupiałam całą uwagę na mojej stracie, na moim matczynym bólu-ogólnie na tragedii jaka mi się przytrafiła. To błąd był, (ale widzę to dopiero z perspektyw następnych dwóch zdrowych ciąż i dzieci). Nie doceniłam tego, że ja żyję, a było blisko…2. ciąża zakończona cc-zupełnie inna kobieta. Po operacji musisz pamiętać-nie unoś głowy (jeśli będziesz miała podpajęczynówkowe znieczulenie (to jest to do kręgosłupa), nie kręć nią na boki za energicznie. Gdy zejdzie znieczulenie, to fakt brzuch nieco boli, ale pielęgniarki zawsze dają p/bólowe (u nas w szpitalu ketonal, morfina, paracetamol) i kroplówki. Leżeć musisz około 8 godzin-da się wytrzymać bo śpisz co chwilę zasypiasz. Dostajesz dzidzie do zobaczenia i karmienia-nie martw się, położna od dzieciaczków dostawi Ci bobasa do piersi. Jak będziesz karmić, to wydzielać się będzie oksytocyna, która wpływa na kurczenie się macicy-może wtedy nieco mocniej poboleć rana, ale za pierwszym razem nie jest aż tak źle (ja odczuwałam pogorszenie przy drugiej cesarce, wtedy to bolało bardzo). Czasami kładą też lód w worku na brzuch-to chyba przy krwawieniach mocnych). Pić możesz dopiero, gdy się wstanie i gdy lekarz zbada jelita, czy pracują. Uruchomienie pacjentki po cc polega najpierw na podmyciu, wyciągnięciu cewnika, potem na nauce siadania, potem dreptania wokół łóżka, potem spacer do toalety, (być może kąpiel pod prysznicem) z asystą. Przy siadaniu może zrobić się niedobrze i słabo-warto wtedy nie podawać się, uspokoić oddech i spokojnie sobie siedzieć, powalczyć trochę z tym uczuciem. Siadanie polega na przekręceniu się na bok i jednoczesnym podniesieniu tułowia i opuszczeniu nóg z łóżka. Potem już leci z górki, naprawdę. Ogromną motywacją jest to, że dzidzia czeka na mamę. Dolegliwości po cesarkach, które mnie dotknęły: przeraźliwy ból głowy, sztywnienie karku i ramion; powodem był drobny wyciek płynu mózgowo-rdzeniowego przy podawaniu znieczulenia. Uciążliwy o tyle, że każde uniesienie głowy rozwala czaszkę ciśnieniem. Minął dopiero w domu, gdy cały dzień byłam w pionie, bo wyrównał się jego poziom (tego płynu). Przy drugiej ból kręgosłupa lędźwiowego.
Sama rana-uporasz się z nią i nauczysz się tak poruszać, by sprawiać sobie jak najmniej bólu. w drugiej dobie bedziesz już śmigać. Ale najważniejsze-nie unoś głowy w czasie operacji i po przez 8 h.
Powodzenia i wracaj na forum już z dzidzią

K.Filarowska to skandal ale trzeba o tym głośno mówić i piętnować żeby nikt nie czuł się bezkarnie.

Kto miał być zaskarżony, został zaskarżony, nie ma do czego wracać. Mam nadzieję, że następnym razem lepiej wybiorę szpital, w którym będę miała urodzić :slight_smile:

u nas w szpitalu cały sprzęt jest stary dzieci mają metalowe łóżka , pościel jest stara i porwana gdy ja urodziłam nie było ciepłej wody i się kąpałam z zimnej a mała była tylko wycierana chusteczkami nawilżającymi

B.kruszko o matko! Jakiś horror!

Straszne warunki :frowning:

czesto sie zdarza, ze przy porodzie naturalnym zlamia dziecku raczke… mowie czesto bo u nas rzeczywiscie czesto to sie przytrafia, jak teraz urodzilam to u jednego dziecka a naprawde malutka to byla dziewczynka byl obojczyk zlamany, bylam przy tym jak ordynator sie tlumaczyl, ze to sie zagoi w ciagu kilku dni i nie ma co panikowac, a mi ciary przechodzily… czasami sa sytuacje, ze musza szybko dizecko wyciagnac i cos uszkodza… (brrrr) juz teraz nie mam drastycznych wspomnien z porodu, opieke poporodowa mialam swietna… aqrat po cc bardzo mocno krwawilam wiec mialam lod polozony na brzuch itp. a jesli chodzi o bol brzucha… bolal od momentu jak sie obudzilam bo bylam pod narkoza, dopoki nie dostalam kroplowki, tzn. dopoki nie przewiezli mnie na OIOM to strasznie bolalo… a pozniej sie przezylo, odliczalam godziny a pozniej dni i po kilku tygodniach bylo juz dobrze :slight_smile: Jedynie co zle wspominam to jak mnie wybudzali z narkozy to za dlugo mi rurki nie wyciagali (intubacyjnej oczywiscie), krztusilam sie i dusilam i wydawalo mi sie, ze minuty minely zanim to w koncu wyciagneli brrr… a operacji z intubacja mialam 3, wszystkie trzy brzucha i nigdy tak nie bylo jak teraz, ale coz, lekarze sie zagadali :wink:

No przecież Mati miał złamany obojczyk i przez to później były problemy bo nie ruszał rączką, rehabilitacja. Eh…
A w szpitalu udawali, że nic takiego nie miało miejsca.
Carol słyszałam, że po narkozie jest fatalnie. Współczuję Ci tych nieprzyjemności. Jak leżałam na przedporodowym i czekałam i czekałam i czekałam na poród to zazdrościłam trochę kobietom, które szły na cc. 10 minut i już było słychać płacz dzieciątka. Ale chyba jednak wolę poród naturalny.

W moim szpitalu opieka była rewelacyjna. Lekarze i położne byli na każde zawołanie, odpowiadali na wszystkie pytania i rozwiewali wątpliwości. Położne pomagały przy pierwszych karmieniach, pokazywały jak przewijać dziecko, jak ubierać, jak kąpać. I jak tak czytam wasze historie to aż mi się gęsia skórka robi. Może taka różnica jest między wielkimi szpitalami, gdzie porodówka jest jak taśma produkcyjna, a mniejszymi, gdzie wszyscy się znają i jest tak rodzinnie. W moim szpitalu były trzy sale poporodowe, w sumie na 10 osób. Ja żałowałam, że tak szybko do domu idziemy, bo opieka była naprawdę fachowa. Kolejne dziecko będę chciała rodzić w tym samym szpitalu. I każdej koleżance, która jest w ciąży polecam ten szpital. Mimo, że po mieście krążą bardzo krzywdzące opinie. W każdym razie lepiej dla tych, które się zdecydują tak jak ja, bo nigdy nie są zostawiane same sobie :slight_smile: