ja zaczęłam od tego, że bardzo uczciwie wymieniłam wszystkie moje życiowe aktywności. Potem wypisałam, czego nie znoszę w ubraniach (na przykład kwiatowych aplikacji - nawet jeśli coś niemiłosiernie mi się w sklepie podoba, to potem i tak tego nie noszę), a co uwielbiam. Określiłam 3 pasujące do siebie, ulubione kolory. Wyrzuciłam wszystko to, co jest problematyczne w praniu - kaszmir, jedwab, wełnę (na którą mam zresztą ogromne uczulenie), bo jestem za leniwa na zabawy z tym. Potem określiłam swoje absolutne minimum (z podziałem na sezony) - tyle ubrań, by móc przez około 1,5 tygodnia przeżyć bez prania. To nie były ubrania, które miałam w szafie, tylko takie, które musiałabym kupić, jeśli na przykład cała moja garderoba by spłonęła - taki absolutny basic. Lista była dokładna - jak spodnie, to np.rodzaj materiału, kolor, fason, długość - wszystko. Z tak przygotowaną listą wybrałam z szafy to, co mi do niej idealnie pasowało (jak założyłam sobie 3 pary spodni, to wybrałam 3 ulubione, które najbardziej pasowały do listy). Dorzuciłam jeszcze te rzeczy, które uwielbiałam i czułam się w nich
świetnie
, a nie było ich na liście. Następnie wybrałam rzeczy, które od biedy miały mi chwilowo zastąpić to, czego z mojej listy mi brakowało. I stopniowo - w miarę możliwości finansowych - ją uzupełniałam, z daleka omijając wszystkie inne rzeczy, choćby nie wiem jak kusiły, z założeniem, że na takie ciuchy przyjdzie pora, jak już skompletuję listę w 100%. A jak ją już skompletowałam, to okazało się, że jest tak idealna, że niczego więcej mi już nie trzeba
ale zaznaczam - ja jestem typem, który ma w bardzo głębokim poważaniu, kto co o mnie sądzi. W związku z tym nie przeszkadza mi, że chodzę wciąż w tym samym - mam np.3 pary jeansów, ten sam model i kolor, to samo koszulki, skarpety, bielizna. Tylko koszule (które uwielbiam) mam różne. Plusy - wszystko do siebie pasuje, mogę się ubierać nawet po ciemku. Nie mam okazji, na które nie mam się w co ubrać (z tym, że mi nie przeszkadza, że od lat wszystkie rodzinne imprezy obskakuję w jednej i tej samej kiecce). Podobna gama kolorystyczna eliminuje problem rozdzielania prania. Mam ciuchy nieco lepsze gatunkowo, bo mogę sobie na to pozwolić. Dzięki temu wcale nie niszczą się szybciej - od 2 lat nie kupiłam ani jednego ciucha (poza wymiana bielizny i skarpet). W temacie ubrań mam stuprocentowy komfort psychiczny. Minusów nie dostrzegam.
https://www.twojebuty.pl/niezawodne-pomysly-jak-nosic-botki-na-obcasie/
Z takich najnowszych zakupów mogę wymienić wygodne skórzane botki na słupku.