Poród Ani i mój...tak na świat przyszła Julka :)

Pracuję na sali porodowej. Dodam, że uwielbiam moją pracę. To naprawdę trzeba kochać…ale najgorzej jest na nockach :slight_smile: Niestety “nocnym markiem” nie jestem. Każdą noc, którą intensywnie przepracuję muszę odrobić drzemką po powrocie do domu. Noc zapowiadała się pracująca, na porodówce Ania, śliczna dziewczyna, która niedługo zostanie mamą Julki. Biła od niej pozytywna energia, uśmiechnięte oczy… Ale na porodówce była sama - po lepszym poznaniu wyżaliła mi się, że ojciec dziecka zostawił ją. Julka nie będzie miała taty, pomyślałam. Było mi żal Ani, tak bardzo chciałam jej pomóc. Miałam nadzieję, że w zamian będzie miała lekki i szybki poród. Niestety wszystko szło jak przysłowiowa “krew z nosa”, a bóle nasilały się. Zrobiłam wszystko, aby udało założyć się znieczulenie zewnątrzoponowe (za darmo w naszym szpitalu). Ania zaufała mi, ale znowu wszystko na przekór - anestezjolog stwierdził, że moja rodząca to dziwny przypadek, bo nie da rady założyć jej cewnika do kręgosłupa…Pomyślałam że pewnie teraz się załamie. Ale Ania patrzyła na mnie tymi wielkimi oczkami pełnymi zaufania. Praktycznie do rana trzymałam ją za rękę, masowałam plecy podczas skurczu i cały czas powtarzałam: Dasz radę! Świetnie to robisz! Pomogę Ci! I udało się, ok. 4.00 rano urodziłą się Julka, prześliczna! Taka malutka bo miała tylko 2500g. Obie bardzo się cieszyłyśmy. Ogromna ulga dla mamy bo maleństwo jest już przy niej, a jeszcze większa ulga dla położnej, że wszystko się udało. Jeszcze przed wyjściem ze szpitala zorganizowałam Ani torbę malutkich ciuszków dla Julki, które przyjęła z uśmiechem na twarzy. Nikt nie wie jak ja się cieszyłam! Nadal utrzymujemy kontakt. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży w życiu tych dwóch wspaniałych kobietek :slight_smile: Będę trzymać kciuki.