Położnictwo- mój styl życia

Moja przygoda z zawodem położnej rozpoczęła się już blisko 7 lat temu, kiedy to odważnie, dziarskim krokiem przekroczyłam próg Akademii Medycznej, by rozpocząć nową drogę w swoim życiu. Nieudana rekrutacja na farmację sprawiła, że „by nie stracić roku” wybrałam najbardziej odpowiadającą mi alternatywę- studia położnicze. Dziś zastanawiam się, czy to był jednak przypadek, że padło akurat na ten kierunek? Nie sądzę:) Tak miało być.

Zajęcia na pierwszym roku od rana do wieczora sprawiły, iż zaszła pierwsza zmiana w moim życiu- koniec z imprezowaniem i spaniem do popołudnia. Teraz jestem studentką i studiuję poważne sprawy- nie mogę przyjść na zajęcia niewyspana bo nie dam rady przyswoić wszystkich nowych wiadomości- sprzężna, promontorium, płaszczyzna wchody, wychodu, kardiotokograf, klem itd., itp. Tyle nowych, nieznanych pojęć, że aż głowa boli. Choć czasami bywało ciężko, powoli zaczęłam się wciągać w temat.

Każde praktyki w szpitalu były czymś, na co wyczekiwałam z upragnieniem. Bardzo podobało mi się to, że personel szpitala nosi specjalne ubrania. Świeżo wyprasowany biały mundurek sprawiał, że czułam się naprawdę ważna. Wiedziałam, że jestem tutaj po to by pomagać ludziom. Dzięki temu zaczęłam inaczej traktować na otaczających mnie ludzi- stałam się bardziej otwarta, przyjaźnie nastawiona, uśmiechnięta. Ta praca wyzwoliła we mnie cechy, których dotychczas nie używałam zbyt często- tzn. systematyczność, stanowczość, odpowiedzialność za kogoś lub coś, bycie konsekwentnym w działaniu. Cieszę się, że ten zawód ukształtował mój młodzieńczy wówczas charakter.

Wracając do praktyk, a w późniejszym czasie dyżurów jako pracownik szpitala musiałam dostosować swój rytm ciała do nowego trybu życia. „Dzień, noc, wolne wolne.” To kolejna zmiana, jaką zawód położnej wprowadził do mojego życia. Mój kalendarz jest wyznaczany przez grafik, umawiając się na spotkanie nie mówię jak większość ludzi pracujących od poniedziałku do piątku „Spotkajmy się w weekend, mam wolne”. Ja wyjmuję swój kalendarz i sprawdzam, kiedy mam wolne. Niestety bywa to trochę uciążliwe, kiedy próbując spotkać się z koleżankami (innymi położnymi) nie możemy znaleźć wolnego terminu, ponieważ zawsze któraś ma akurat dyżur. Praca zmianowa ma swoje plusy i minusy. Niestety też wypływa to na moją najbliższą rodzinę- mój mąż zanim został jeszcze moim mężem został uprzedzony, że nie wszystkie noce, weekendy, Wigilie, Sylwestry będziemy razem spędzać, ponieważ będę musiała iść do pracy. Praca w szpitalu oddziałuje nie tylko na moje codzienne życie, ale i mojej najbliższej rodziny.

Praca na różnych odcinkach ukazała mi różne aspekty naszego ziemskiego życia. Najczęściej mam możliwość uczestniczenia w chwilach radosnych, pełnych miłości i wzruszenia, kiedy po długim i trudnym porodzie kobieta widzi po raz pierwszy swoje nowo narodzone dziecko, przytula do swojego ciała, całuje. Są to chwile, dla których warto żyć. I to mi się bardzo podoba w zawodzie położnej. To, że mogę pomóc temu małemu człowieczkowi zrobić pierwszy krok na tym świecie. Ale także pomóc kobiecie odkryć w sobie tę iskierkę macierzyństwa, która powoli się rozpala i z każdą godziną wzrasta.

Na oddziale położniczym jestem niejako odpowiedzialna za to, by nie zgasić w niej tej iskierki, tego zapału do macierzyństwa. Moim zadaniem jest zniechęcić kobietę do karmienia piersią, wyjaśnić dlaczego jest ono tak ważne, zlikwidować każdy zaistniały problem, opracować sposób poradzenia sobie z nim. Wesprzeć podczas nawału pokarmowego, porozmawiać, pokazać, jak zmienić pieluszkę. To nic, że robię to już 1500 raz. Moja pacjentka wykona tę czynność po raz pierwszy i muszę jej dokładnie pokazać schemat, tak by sama czuła się pewnie w tej czynności.

Pracując na oddziale Neonatologiczny miałam możliwość przekonać się, że nie zawsze pierwszy krok człowieczka jest wtedy, kiedy go oczekujemy. Sytuacja kiedy rodzi się wcześniak zawsze była dla mnie trudna. Nigdy nie było wiadomo, w jakim stanie się urodzi, czy będzie trzeba podjąć jakieś szybkie działania, np. resuscytację. A może będzie już za późno na wszystko… Wiem, że muszę być zawsze w ciągłej gotowości, bo sytuacja w położnictwie może zmieniać się jak w kalejdoskopie, z minuty na minutę. Sprawowanie opieki nad wcześniakami nauczyło mnie szczególnej wrażliwości, delikatności i bacznej obserwacji każdego ruchu dziecka, każdej najmniejszej plamki na jego ciele, każdego pisknięcia. Każdy ruch ma znaczenia i nie mogę niczego przeoczyć. Przebywanie z rodzicami takich dzieci wymaga także wiele cierpliwości, empatii, otwartej postawy, czasem bycia dyskretnym, kiedy ma się do czynienia z trudną chorobą dziecka. Czasem trzeba ich przytulić, pocieszyć i wesprzeć, dać nadzieję na kolejny dzień.

Bycie położną sprawiło, że wszelkie więzy rodzinno- przyjacielskie się zacieśniły. Pierwsza dowiaduję się o ciąży wśród kuzynek, przyjaciółek, sąsiadek. Ten zawód sprawia, że kobiety nabierają do mnie zaufania i często dzielą się swoimi przeżyciami, zasięgają opinii, rady w temacie pielęgnacji dziecka, karmienia piersią czy swoich prywatnych spraw zdrowotnych. Cieszę się, że to właśnie do mnie się zwracają o pomoc i jeśli tylko mam możliwość to staram się pomóc.

Jako położna mam możliwość uczestnictwa w konferencjach i spotkaniach, na których dowiaduję się dużo nowych wiadomości. Ten zawód pozwala mi na ciągłe poszerzanie swojej wiedzy, nabywanie umiejętności przydatnych w pracy, testowania nowych produktów i polecania ich pacjentkom. Wiedza położnicza nie ma końca, dzięki czemu nie stanę nigdy w miejscu, zawsze będę miała możliwość zgłębiania jej.

Podsumowując- jak bycie położną zmieniło moje życie:

  • ukształtowało mój charakter
  • nauczyło zachowania w trudnych sytuacjach
  • wykształciło pokłady empatii, otwartości, ale i cierpliwości
  • zmieniło mój tryb funkcjonowania, praca w nocy i odsypianie w dzień nie stanowi żadnego problemu
  • daje możliwość ciągłego kształcenia się
  • pozwala utrzymać zgrabną sylwetkę- nadmiar pracy sprawia, że czasem nie mam kiedy zjeść śniadania:)