Mój poród

Mój poród rozpoczął się w dniu terminu:)
Pojechałam do szpitala na konsultację, gdyż mój lekarz kazał mi przyjechać sprawdzić czy wszystko w porządku bo nie miałam żadnych objawów. Zdziwiłam się, że mimo braku oznak zostałam przyjęta do szpitala:) hm chyba mają w tym szpitalu takie zasady. Trochę marudziłam, bo byłam pełna energii, i myślałam że jeszcze dużo czasu do rozwiązania a ja zdążę załatwić wiele spraw.
No i wieczorem pojawiły się skurcze. Najpierw co dziesięć minut, potem co siedem minut, no i coraz częściej. Pomyślałam, że to chyba się już zaczyna:) Podczas skurczy strasznie polały mnie krzyże. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że tak będę je odczuwać. Lekarz po badaniu powiedział, że ja już powinnam być na porodówce:) Szybko dzwoniłam po męża, aby przyjechał bo przecież rodzę:)
Regularne skurcze co 3 minuty zaczęły się ok 20 godz. a urodziłam o 00.40. W oczekiwaniu na finał korzystałam z piłki oraz kąpieli. Mąż masował mi plecy. Sama jego obecność była bardzo pomocna:) Rozwarcie nastąpiło bardzo szybko. Gorzej było jak pojawiły się skurcze parte:( byłam już słaba i obolała. Musiałam przyjąć pozycję leżącą
(jak dla mnie bez sensu) Trwało to chyba dwie godziny i w końcu udało się…

Na moim brzuszku pojawił się mały i cieplutki Człowieczek. Byłam najszczęśliwsza na świecie, gdy mogłam spojrzeć w jego śliczne oczka. Zapomniałam o bólu, nacięciu i wyczerpaniu :slight_smile:

W szpitalu, w którym byłam rodzi się w pozycji leżącej:( i to nie jest dobre dla kobiet!!! Nigdy już się nie zdecyduje na ten szpital z tego właśnie powodu.
Dziewczyny decydujcie się na poród w takim szpitalu, gdzie będziecie mogły urodzić w pozycji dla Was wygodnej , a nie dla położnej. To o wiele przyspieszy poród i pozwoli w wielu sytuacjach na uniknięcie nacięcia.

slicznie opisalas to to z ciebie szczesciara

raczej to był nasz poród

By poród był nie był najgorszym przeżyciem w życiu kobiety należy do niego się odpowiednio przygotować,
Pierwszy raz rodziłam 5 lat temu, niestety nie byłam do tego wielkiego wydarzenia odpowiednio przygotowana, obecnie jestem w 6 miesiącu ciąży i za niedługi okres czasu po raz kolejny doznam pięknego wydarzenia jakim jest cud narodzin dziecka.
Dzięki przykrym doświadczenia z ostatniego porodu wiem już jak się przygotować do następnego i chętnie podzielę się moja wiedzą i spostrzeżeniami z innymi Mamami oczekującymi na swoje małe pociechy.
Po pierwsze polecam wszystkim ciężarnym zajęcia w szkole rodzenia, które przygotowują przyszła matkę do tego najpiękniejszego dnia w życiu jakim jest wydanie potomka na świat.
Poród i to, co po nim, to WIELKIE NIEZNANE. Warto pójść do szkoły rodzenia, by temu, co Cię czeka, nadać bardziej konkretny kształt, abyś wiedziała, czego spodziewać się w czasie porodu, umiała radzić sobie ze skurczami i oddechem, uwierzyła we własne siły .
Dzięki zajęcia w szkolę dowiemy się się jak przetrwać ostatnie dni w ciąży ,jak skompletować wyprawkę dla dziecka, co przygotować do szpitala i jak będzie wyglądać poród, warto zabrać ze sobą partnera który jeśli będzie obecny podczas porodu dowie się w jaki sposób może nam pomóc i ulżyć w ciężkich chwilach i w bólu, ale dowie się również jak opiekować się i pielęgnować noworodka. Szkoła rodzenia jest miejscem gdzie możemy rozwiać wszelkie wątpliwości i uzyskach fachowe i profesjonalne porady i odpowiedzi na nurtujące nas pytania.
Na szkole rodzenia położna bardzo często puszcza film z porodówki, musze przyznać że wywołał u mnie traumę i spotęgował strach, ale puszczany jest specjalnie by pokazać jak wszystko będzie wyglądać każdy z etapów porodu. Dzięki obecności i pomocy specjalistów takich jak położna, lekarz, psycholog możemy rozwiać wszelkie wątpliwości i uzyskać rady co gdzie i kiedy mamy robić by ułatwić rozwiązanie i co najważniejsze jak uśmierzać ból.
Niestety z naszą Polską służba zdrowia jest jak jest…. dla tego każdej oczekującej mamie na przyjście na świat dziecka, polecam poszperanie w Internecie i poszukanie opinii innych rodzących mam na temat porodówek i o lekarzach w regionie ponieważ szpital szpitalowi nie równy dotyczy to również opieki lekarskiej.
W jednym szpitalu kobiety traktowane są z należytym szacunkiem, otoczone troskliwą opieką , i pomocą fachowców, w innym jesteśmy traktowane jak bydło, bez szacunku, oberwane z prywatności, gdzie nikt nam nie pomoże a każda rodząca traktowana jest przedmiotowo. Ja niestety trafiłam do szpitala gdzie jedna położna latała do czterech rodzących a co za tym idzie praktycznie nie zajmowała się porodem i nie była w stanie udzielić pomocy, leżałam w jednym z pokojów wyjąca bo nawet nie miałam siły płakać z bólu i nie uzyskałam pomocy a dostałam to”opieprz” że się wydzieram, że mam przestać bo każda z nas przez to przechodzi…. lekarz tez okazał się nieczułym tyranem wydzierał się po mnie zamiast pomóc to wywołał zatrzymanie akacji porodowej…
Bardzo dobrym rozwiązaniem jest wynajęcie prywatnej położnej bądź Douli, która będzie nam towarzyszyła przez cały poród, i służyła nam swoja pomocą, doświadczeniem, nie musimy się obawiać że będzie postępowała wbrew naszej woli.
Prywatna położna uszanuje każdą naszą prośbę, będzie robiła wszystko byśmy urodziły w miarę bezboleśnie i bez zbędnych interwencji medycznych , które w naszych szpitalach wykonywane są rutynowo w celu przyspieszenia porodu.
Jeśli będziemy musiały rodzić 12 godzin taka osoba będzie nam towarzyszyć i wszystko robić by nam było dobrze a nie by jak najszybciej zakończyć akcje porodową a my będziemy się czuć bezpiecznie i komfortowo.
Kobiety po takiej interwencji medycznej bardzo długo dochodzą do siebie, i niestety maja uraz na całe Zycie, interwencja medyczna nie jest zbyt przyjemna, a samo szycie bardzo często odbywa się na żywca o czym miałam okazje się przekonaćL.
Prywatna położna czy Doula w naszych realiach jest dość sporym kosztem i nie wszyscy rodzice mogą sobie na nią pozwolić dla tego idealna alternatywą będzie zabranie na porodówkę bliskiej osoby, mamy siostry, przyjaciółki czy partnera. Pobyt najbliższej osoby sprawia że przyszłą Mama czuje się komfortowo, a osoba taka również stawi się za nami w spornych sytuacjach, poprawi nasz komfort psychiczny, zapewni bezpieczeństwo i będzie naszym oparciem w ciężkich chwilach bo poród nie jest łatwą sprawą. Lekarz który odbiera nasz poród też powinien być skrupulatnie i dokładnie wybrany a nie pierwszy lepszy…jedni lekarze maja powołanie drugim jest go brak
Kolejna sprawa dotyczy znieczulenia, warto wybrać porodówkę która każdej mamie w razie potrzeby zapewnia znieczulenie, jak wiadomo każda kobieta poród znosi inaczej, dla jednych jest to krótkie wydarzenie zupełnie bezbolesne, a dla innych tortury, katorga i tak było w moim przypadku ból był tak ogromny że gdybym miała jak zrobiłabym sobie krzywdę.
Polecam każdej rodzącej wizytę u anestezjologa w celu wyjaśnienia wszystkich za i przeciw w sprawie znieczulenia.
Warto jest również wydrukować i zapoznać się z prawami kobiet rodzących, i mieć ten papierek przy sobie wtedy mamy pewność ze zostaniemy odpowiednio potraktowane a w razie jakich kol wiek wątpliwości będziemy miały wszystko czarno na białym.
Gdy moment porodu jest coraz bliżej, najlepiej jest o nim nie myśleć tylko zając się przyjemnymi rzeczami, spacerami, relaksacja i spędzeniem ostatnich chwil jako para z partnerem , ponieważ po przyjściu dziecka na świat wszystko diametralnie się zmienia, kobieta jest zmęczona i przewrażliwiona na punkcie dziecka wiec co za tym idzie zapomina o partnerze.
W tym czasie również mamy ostania szanse by zjeść to co lubimy i naprawdę warto z tego skorzystać, bo gdy będziemy karmić możemy o wielu pysznych rzeczach zapomnieć na wiele miesięcy.
Gdy mamy wybrana porodówkę warto zacząć pakować się do szpitala, każdy szpital wymaga zabrania ze sobą innych rzeczy, gdy spakujemy się dostatecznie szybko unikniemy niepotrzebnego stresu.
W torbie musza znaleźć się rzeczy dla przyszłej mamy takie jak : podkłady porodowe, grube podpaski, chusteczki nawilżone, płyny do podmywania się i kilka par jednorazowych majtek , oraz kilka piżam, oczywiście środki kosmetyczne, szraflok klapki i duże ilości wody.
Jeśli chodzi o dziecko to należy pamiętać o pampersach i chusteczkach oraz ciuszkach na wyjście ze szpitala i najważniejsze nosidełko bo bez niego dziecka nie otrzymamy.
Warto wcześniej pomyśleć również nad szczepieniami dla dziecka, bo jak wiadomo po urodzeniu zostanie od razu zaszczepione, gdy sobie tego nie życzymy należy od razu poinformować personel.
Jeśli chodzi o relaks to pewna lekarka poleciła mi pozycję z której dość często korzystam, pozycja ta pozwalała mi się zrelaksować a wygląda następująco:

-------àRozłóż na podłodze koc lub matę do ćwiczeń. Połóż się na boku. Pod głowę i pod górną nogę zgiętą w kolanie podłóż poduszki tak, aby ci było wygodnie.
Zamknij oczy i pozwól, aby Twoje ciało bezwładnie leżało na podłodze. Uspokój swój oddech. Biorąc wydech, postaraj się rozluźnić wszystkie części ciała, czoło, twarz - poczuj jak uchodzi z nich napięcie. Rozluźnij mięśnie szyi, ramion, mięśnie rąk, dłoni i pleców, rozluźnij brzuch, pośladki, uda i stopy. Poczuj, jak z każdym wydechem Twoje ciało odpręża się, staje się coraz cięższe.
Oddychaj spokojnie, w swoim własnym rytmie oddechowym. Twoja uwaga skupiona jest tylko na wdechu i wydechu. Pozostań w tej pozycji 7-10 min.
Gdy nie ma przeciwwskazań warto również ćwiczyć każda aktywność jest wskazana i ma ogromną rolę w porodzie bardzo go ułatwia. Trud włożony w praktyczne zapoznanie się z przebiegiem porodu ćwiczeniami gimnastycznymi przystosowanymi do okresu ciąży pozwalającymi na osiągnięcie równowagi napięć i łagodzą doznania związane a rozwieraniem
Natomiast ćwiczenie mięsni Kegla może uchronić nas przed nacinaniem krocza więc warto jest je ćwiczyć.
W moim przypadku zbawienne okazały się zajęcia dla ciężarnych na basenie, zajęcia te rozluźniały mnie, pomagały się zrelaksować i bardzo często przynosiły ulgę obolałym noga czy kręgosłupowi, a przy okazji poznałam inne Panie będące w tej samej sytuacji.
Kontakty z innymi mamami pozwalały na wymianę doświadczeń dotyczących lekarzy, ciąży a nawet porodu.
Zapomniałam dodać że na porodówkę warto zabrać swoja ulubioną płytę przy której możemy się zrelaksować i nie myśleć o strachu, kilka batoników by wzmocnić swój organizm przed wysiłkiem.
Każdej mamie polecam czytanie o ciąży i porodzie, w książkach i artykułach możemy znaleźć bardzo wiele przydatnych informacji, dzięki czytaniu rozwijamy się stajemy się mądrzejsze ale przy okazji mamy tez chwile relaksu i spokoju.

“Podsumowując dobre fizyczne i psychiczne przygotowanie do porodu to:
-ćwiczenia ogólno kształtujące i oddechowe
-nauka relaksu- która służy umiejętności automatycznych reakcji na każdy rodzaj porodowych skurczów.
-psychiczne przygotowanie poprzez spotkanie z psychologiem.
-świadome uczestnictwo w porodzie i współpracy z lekarzem i położną
-poznanie trudu jaki czeka na rodziców w czasie porodu i opieki noworodkiem.
O porodzie trzeba dużo rozmawiać i każdą nawet najmniejszą wątpliwość starać się rozwiaćJ
Moment przyjścia na świat nowego człowieka jest niepowtarzalny, jest pierwszym doświadczeniem każdego z nas. Czy o tym wiemy czy nie rzutuje na przyszłe życie. Możemy sprawić, że będzie źródłem radości i pozytywnych energii”
(źródłó: http://www.rodzicpoludzku.pl/Jak-przygotowac-sie-do-porodu/zrelaksuj-sie.html)

Mój poród był jedna wielką masakrą, ogólnie cała ciąza byla dla mnie nieporozumieniem miałam swoje plany na przyszłosć byłam osoba odpowiedzialną zabezpieczającą się a tu nagle okazuję sie że jestem w ciązy byłam w ogromnym szoku…całą ciąże spędzialam w depresyjnej atmosferze niczym się nie interesowałam co było związane z ciązą czy z dzieckiem a do lekarza chodziłam tylko po zwolnienia…
Każdego dnia budząc się rano dzień rozpoczynałam płaczem i również placzem go konczyłam:(
Wody odeszły mi 2 tygodnie przed terminem byla godzina ok 19 ok 21 pojechałam do szpitala. W szpitalu na dzien dobry zapytano mnie po co przyszłam i czy sobie jaja robie( do konca porodu praktycznie nie bylo widać że jestem w ciązy) powiedzialam że odeszły mi wody i przyszłam rodzić dodatkowo na moje nieszczęscie okazało się że dwie inne kobiety tez rodzą.
Przyjechałam z męzem więc wyslano mnie do pokoju rodzinnego poozna przyszła wypełnic papiery pzrebadala mnie i sobie poszła…bo musiala być przy innych kobietach bo były same.
Nagle dopadly mnie takie skurcze i bole że gdyby porodówka była na piętrze poprostu skoczylabym z okna… nie wiedziałam co mam ze soba robić nawet plakać z bolu nie potrafilam ani drzeć się, przyszła położna z pretensjami że nic nie jestem przygotowana. Ale jak można byc przygotowanym na ból??? mialam nabrac leków przeciwbólowych??? a może zakleić sobie usta??? z łaską przyniosła mi gaz rozweselający miał przynieś mi ulgę ale niestety jeszcze pogorszył sprawe bo po nim zaczelo mi sie kręcić w głowie i być nie dobrze, latałam pod prysznic zeby ując sobie w bólu ale na marne, probowalam rożne pozycje i tez nic męczyłam się tak chyba 6 godzin. Teraz z perspektywy czasu podziwiam się że wytrzymalam takie katusze. Ale wracając do porodu leże yak i umieram z bólu i zaczunam pzreć mąz mówi zebym pzrestała ale ja nie potrafilam cos mi kazało mąz pobiegl po polożna opowiedzial jej o tym ale ona stwierdziła że to jeszcze nie możliwe i że teraz odbiera inny poród nie wiem ile czasu jeszcze tak lezalam i parlam az przyszla położna zobaczyla co się swieci i kazała mi szybko isc na porodówkę… nie miałam sil isc bo głowka tak napierała ze kroku nie potrafilam zrobić ale jakos się dowlekłam… tam kucalam cudowałam walczyłam z bólem bo wiedzialam im szybciej urodzę tym lepiej ale nie stety nic nie pomagało parlam paralm i krzyczałam jak kazda kobieta nagle podbiega lekarz i wydziera sie że mam się uspokoić tylko przeć akcja porodowa ustała…( tak zdenerwowal mnie lekarz) chcieli podpiąc mi kroplowke ale tak panicznie boje sie igieł że na siłe parłam mimo iż nie mialam skurczy i w tym momencie zostałam nacięta ( mimo że nie wyrazilam na to zgody , powiedziałam pod zadnym pozorem… nie stety nie zostało to uszanowane…) jeszcze chwile męczarni i dziecko sie urodziło… Przezyłam taki koszmar a urodzilam dziecko ktore miało tylko 2,5 kg :frowning: podziwiam kobiety których dzieci ważą po 4 kg mnie by musieli chyba tak naciąc ze dół byl by jednym wielkim otworem… przyszedl lekarz i na siłe wypychal mi zbrzucha łozysko ale to zniosłam przyszedł czas na szycie i sama sie teraz zastanawiam czy sam poród czy szycie bylo bardziej bolesne… lekarz niby dawal znieczulenie ale to byl bół okropny i odrazu szył… a chyba musial poczekac az znieczulenie zacznie działac??? lezałam tam i dalej pakalam z bolu uciekalam a lekarz sie nademną wyzywał…Od tego feralnego porodu mineły już 3 lata ale ja do tej pory gdy usłyszę te slowa zalewam się łzami mam uraz psychiczny na całe życie , wiem że już nikt ani nic nie namówi mnie na kolejna ciązę i dziecko…

Każdej kobiecie radzę teraz
-by korzystała ze szkoły rodzenia( tam się dowiemy praktycznie wszytskiego na temat ciązy , porodu i pologu a tak że opieki nad noworodkiem, wszytskie nasze pytania znajda odpowiedzi a każa wątpliwość zostanie rozwiana)
-Nazbierała pieniądze na wlasną prywatną położną lub lekarza albo Doulę ponieważ tylko wtedy mamy pewnosć że zostaniemy potraktowane z należytym szacunkiem a nie potraktowane jak smieci…
-na porodówkę zabierała ze soba bliską osobę którą pomoże poda wodę do picia, pomoże przejsc z jednego pokoju do drugiego, a najważniejsze w razie probelmów wstawi się za nami i nie pozwoli by traktowano nas jak bydło które przyszło na rzeźnie…

  • Przed porodem warto poczytać opinie na temat szpitalii ich porodówek lekarzy i położnych i wybrac tą najbardziej przyjazną
  • Dowiedzieć sie o metodach znieczulenia i spelnić wszytskie kryteria żeby je dostać… bo znieczulenie może okazać sie naszym wybawieniem.

Gdy słyszę od innych kobiet ze poród to pikuś , że i tak każa pzrez niego musi pzrejsc , że wcale nie jest to takie starszne to w kieszeni noź mi się doslownie otwiera…
Każda kobieta jest inna i każda ma inny próg bolu i wytrzymalosci wiem to po sobie( jestem osoba bardzo wytrzymałą ale ból byl tak silny że byłam sobie nawet wstanie coś zrobić)
Jedne kobiety przychodzą i w 2 godziny rodzą dziecko bez większych problemów, i praktycznie bez bólu a inne męczą się całymi godzinami a na koniec los funduje im jeszcze cesarkę jakie to niesprawiedliwe…

Każdej kobiecie która przeszła lekki poród i na smiewa sie z innych a przede wszytskim polityką, kochanym naszym lekarza ginekologom oraz księżą życze by ktos kiedyś podpiął im stymulator prawdziwego bólu porodowego…

O tym wspaniałym wynalazku możecie poczytać

http://www.baby-shower.pl/AKTUALNOSCI/Wiadomosci/Mezczyzna-nie-wytrzymalby-bolu-porodowego.html

a tak że zobaczyć filmik ile wytrzymują mężczyźni z takim symulatorem

Pozdrawiam :slight_smile:

hahaha, cieniasy :slight_smile:

Mi na samo wspomnienie chce się płakać:(

Wspomnienia mam koszmarne.

Pojechałam do szpitala 5 marca 2010 roku o godz. 4:15, ponieważ odeszły mi wody, zostałam przyjęta 2 godz później.
Cały wywiad, badanie, wpisanie w oddział przebiegło szybko. Ale jak podłączyli mnie pod KTG to zaczął się koszmar. Tętno małemu skakało góra dół ;( Nigdy tego nie zapomnę. Mama pytała położnych co będzie dalej, a one tylko że lekarz zadecyduje, a oni mieli gdzieś. I tak było całe 13 godzin… Nie miałam rozwarcia, mały się dusił i nie było żadnej reakcji ze strony personelu… Przed samą cesarką na którą namówił drugiego bardzo fajny lekarz który wysłuchał moją mamę i przejrzał moje badania. Mały urodził się o 17:15, malutki ważył 2300g i miał ok. 50cm, miał oznaki wcześniactwa, spędził prawie dwie doby w inkubatorze, dostał 8 punktów.

Jak pomyślę, że mogłam go stracić to… ;(

Z pierwszym dzieckiem już na 2 dni wcześniej coś się ze mną działo tzn. jednej nocy było mi bardzo zimno, a następnej strasznie gorąco i wszystko mnie bolało (myślałam ze mój narzeczony pomógł mi się przeziębić). Od godz, 12 miałam skurcze, ale wody były zachowane. Przyszły tata szalał i namawiał mnie żebyśmy pojechali już do szpitala, ale mimo że to 1 poród zdałam się na instynkt i stanowczo odmawiałam. Kazałam mu chodzić ze mną po schodach i na spacer. Wymyślałam masę różnych zajęć i nawet namówiłam go na chwilę czułości, dzięki czemu po kąpieli zakomenderowałam mu, że jedziemy do szpitala. Mąż cały zbladł, a ja mimo skurczów parsknęłam śmiechem i zadzwoniłam po znajomego, bo mój nie był w stanie prowadzić. Jak już trafiliśmy na porodówkę miaałam już 3 cm rozwarcia. po 2 godzinkach leżenia przyszła położna i stwierdziła, że jest już 7-8 cm i jeszcze trochę musimy poczekać, ale jak tylko odeszła zaczęły się parte i po 3 parciu odeszły mi wody. Niestety mały był wyciągany kleszczowo i mimo nacięcia strasznie popękałam. Później długie łyżeczkowanie, bo łożysko odkleiło sie niekompletne i trwające wieczność szycie. Na szczeście ból mało pamiętam bo w naszym szpitalu dostepne jest znieczulenie tzw. GAZEM ROZWESELAJĄCYM. Do tego jak mały trafił na mój brzuch taki cieplutki i bezbronny to się popłakałam i byłam w szoku, nie wiedziałam co powiedzieć. Teraz czekam na 2 i zastanawiam się jak to będzie, bo poród porodowi nie równy.

Mój poród trwał dosłownie moment, ale był bóle były bardzo intensywne. Nawet sam poród nie był tak bolesny jak te skurcze porodowe. Niestety zaczęły mi odchodzić zielone wody płodowe. Pytałam lekarkę co to znaczy. Wyjaśniła mi, że może być dziecko nie dotlenione, albo owinięte pępowiną. I niestety tak się stało. Synek był owinięty pępowiną w skroniach, ale na całe szczęście wszystko przebiegło tak jak powinno. Przez kilka pierwszych dni synek miał wklęśnięte w tym miejscu i takie lekko sine, ale przeszło. Hmmm a tak poza tym Ja i syn mieliśmy wymroczyny na twarzach i ja dodatkowo na szyi i ramionach.

ja urodziłam w 35 tygodniu, a tylko dzięki mojemu ginekologowi nie było to w 33 tyg. dzięki jego radom i tabletkom jakie mi wypisał powstrzymał mój poród o dwa tygodnie . wody odeszły mi o północy, kładłam się spać i nie zdążyłam się nakryć kołdrą a tu plum :slight_smile: niestety do najbliższego szpitala przyjmującego przedwczesne porody miałam 40 km, a o tej porze nie miał nas kto zawieźć i musieliśmy zamówić taxi, a że była to północ w niedzielę to wyniosło nas to 300 zł :confused: jechaliśmy przez strasznie dziurawe drogi, jak to taxówkarz oznajmił - dziurawe bo polskie, a moje skurcze wypadały co minutę i trwały 20 sekund, myślałam, że zwarjuję. tarabaniliśmy się tak ponad godzinę aż w końcu zajechaliśmy pod szpital. przyjęli mnie, położyli na porodówce i czekaliśmy na poród. ogólnie 1 etap trwał lekko ponad godzinę, a 2 tylko kwadrans więc nie było tak źle. ale wtedy myślałam, że umrę. prosiłam nawet chłopaka, bo rodził ze mną, aby podczas skurczy odszedł ode mnie i mnie nie gładził po głowie bo każdy jego dotyk sprawiał mi ból jakby mnie cieli… najgorze jednak było dla mnie rodzenie łożyska, to dziwne i bardzo nieprzyjemne uczucie jakie temu towarzyszyło. bleh… podczas porodu musieli mi naciąć krocze, a maluszka zabrali od razu jak urodziłam nawet go nie zobaczyłam :frowning:

Ja trafiłam na porodówkę z 8 cm rozwarciem chciałam jeszcze pochodzić ale położne położyli mnie na łóżko podłączyli do ktg i podali kroplówkę urodziłam w ciągu 1,5 godziny od zjawienia się na porodówce w czasie silnych skurczy błagałam o CC z powodu braku siła ale dałam radę

A było to tak:
19 czerwca 2013 roku miałam ostatnią przed terminem porodu wizytę u ginekologa. Wszystko pięknie, rozwarcie na palec, czop odszedł, tętno Rozalki książkowe. Pani doktor mówi do mnie “chcesz rodzić to wykorzystaj męża, bo za chwile będzie miał do 8 tygodni celibatu”. Ale było to wszystko rano, a przede mną cały dzień. Popołudniu pojechaliśmy do mojej mamy, bo miała urodziny, weszłam po schodach na piętro, a tam wiadomo ciasto, szampan i lody. Chcąc nie chcąc musiałam być kierowcą. Więc około 20 wróciliśmy do domu i tu zaczyna się cała akcja…

…jak tylko otworzyłam drzwi pędem pobiegłam do łazienki - grubsza sprawa, cóż bywa. I tak w ciągu godziny 4 razy. Mówię do męża, że jutro to już na porodówce będziemy, więc o 21 poszłam się wykąpać, umyłam włosy, paznokcie zrobiłam i po zakończeniu tych zabiegów wykorzystałam męża po raz ostatni. Poszliśmy spokojnie spać, po 1 w nocy jak zwykle wstałam na siku, wróciłam do łóżka, ale nim zdążyłam na nowo zasnąć musiałam znów iść siku. Dość szybko zorientowałam się, że to skurcze, położyłam się na sofie w salonie i patrzyłam na zegarek. Po 1.00 w nocy skurcze były co 30 minut, o 4 nad ranem już co 8-10 minut, więc obudziłam męża i mówię, żeby się zbierał. Wypił sobie kawę, ja się umyłam jeszcze i pojechaliśmy do szpitala. Ledwie zostałam podpięta pod KTG odeszły mi wody, to było o 4.45, na salę porodową trafiłam coś przed 6 i sobie rodziłam wraz z moim mężem :slight_smile: Skakałam na piłce, bardzo mi się to podobało, skurcze były częste ale znośne. Później weszłam sobie do wanny, wyszłam z niej około 11, położna przewidywała, że urodzę w ciągu godziny, ale stało się troszkę inaczej. Wyszłam z tej wanny, poszłam na worek sako, zacisnęłam zęby jak pittbull na ustniku od gazu - więcej nie pamiętam, podobno mąż z położną mnie z tego wora podnosili i mieli problem, bo byłam tak spięta i odurzona gazem, że chyba ważyłam dwa razy tyle co normalnie. Ocknęłam się dopiero jak pozwolili mi przeć, tylko Rozala tak szybko chciała świat zobaczyć, że najpierw wystawiała czoło :confused: I żeby mnie nie rozerwała zapadła decyzja o natychmiastowej cesarce. I tak chwilę przed 13 po zbawiennym zastrzyku w plecki odzyskałam świadomość. Rozalę wyciągnięto o 13.10, nie płakała wcale, ale tak się patrzała na mnie. Była taka słodka, nigdy tego nie zapomnę. Aż się popłakałam na stole operacyjnym. Dali mi ją przytulić na moment i zawieźli do mojego męża.
I tak 20 czerwca, w prezencie na dzień ojca i w prezencie urodzinowym dla mojej mamy urodziła się Rozala :slight_smile:

Niewiele brakowalo, a moj maz nie zdazylby do szpitala. Na szczescie przyjechal w pore!
Podczas ostatniej przed porodem wizyty lekarskiej uslyszalam, ze na rozwiazanie jeszcze poczekam. Ta wiadomoscia uspokoilam meza, ktory musial na kilka dni jechac do warszawy. Intuicja mowila mi co prawda, ze lekarz myli sie co do terminu, ale nie sadzilam, ze maz bedzie musial pedzic z powrotem, a wiec…23 maja dosc aktywnie spedzilam dzien, ale chodziaz bylam bardzo zmeczona, czulam sie dobrze. W nocy, 24 maja, obudzilam sie o 1.30 by jak zwykle pojsc do toalety. Poczulam sie jakos dziwnie - okazalo sie ze odeszly mi wody. Pierwszw co zrobilam, to zadzwonilam do siostry, zeby zabrala mnie do szpitala. Potem odezwalam sie do meza. Jak tylko uslyszal moj glos, zrozumial, ze to jest ten moment. Powiedzial ze postara sie sie jak najszybciej do mnie przyjechac. Byl tylko jeden problem, maz nie mial prawa jazdy a pociagi z wawy nie kursowaly o tej godzinie. Pojechalam do szpitala. Nie czulam strachu, tylko cieszylam sie, ze to juz. Dostalam sale, gdzie moglam spokojnie przechodzic bolem ktore pojawialy sie w coraz mniejszych odstepach - najpierw co 5, potem co 3, a na koncu juz co 1,5 minuty. Te ostatnie byly najgorsze. Rano o 10.00 przyjechal maz ( przywiozl go tesc). Bole byly straszne. Jedyne co mi pomagalo, to cieply prysznic i masaz, ktory przy kazdym skurczu robil przyszly tata. Przez wiele godzin mialam 3 cm rozwarcia. Prosilam o jakies znieczulenie, ale nic na mnie nie dzialalom az w koncu doszlo do pelnego rozwarcia i zaczelo sie…
Po 55 minutach przyszedl na swiat Krzys. Po 14 godzinach walki w bolu

Ja urodziłam w 41 tygodniu. Najpierw po terminie kilka codziennych wizyt w przychodni na ktg tam już mi lekarka poleciła stroić się do porodu bo już się lekkie skurcze rysowały no a jeśli nic nie będzie się działo nakazała w poniedziałek stawić się na oddział. Ponieważ nic się nie działo w poniedziałek wieczorem trafiłam do szpitala tam oczywiście wywiad hmm a doktorka badając mnie wewnętrznie stwierdziła że już 6 cm rozwarcia mam i się pyta czy mnie coś boli ja że nic a nic po czym ta oczy szeroko i że to nie możliwe i widocznie mam dużą odporność na ból aa no i dodała zdenerwowana do położnej że w nocy znów poród będzie miałam zgłosić się w nocy do położnej gdyby coś się działo ale w nocy nic się nie wydarzyło… rano przyszła położna powiedziała że skoro nic się nie dzieje to podłączamy oksytocynę i tak się szwendałam po porodówce cały dzień z kroplówką i nic chodziłam się śmiałam ordynator stwierdził że jeszcze nie rodzę bo tym paniom co rodzą to nie jest tak do śmiechu… rozwarcie powiększyło się do 7 cm i żadnych skurczy więc o godzinie 17stej trafiłam z powrotem na patologię z poleceniem że gdyby się coś działo to do położnej. Oczywiście nic się nie działo następnego dnia dzień wolny od kroplówek a gdyby znów nic się nie działo to kolejnego dnia znów kroplówka… przez ten czas wszystkie położne i lekarze to pani jeszcze nie urodziła? no każdy musiał mnie zaczepić… następnego dnia jak już mi podłączyli kroplówkę to poszło błyskawicznie w godzinę i Laura była na świecie ale ta godzina dla mnie trwała jak 15 min. Oczywiście też w pewnym momencie krzyczałam że nie przeżyje i jak parłam darłam się tak że słyszał mnie cały oddział ale poszło bez żadnych komplikacji obeszło się też bez nacinania i ogólnie nie wspominam źle porodu. choć tego że nie bolało to nie powiem ale najważniejsze że bez komplikacji i szybko

Super temat, ja mam poród dopiero przed sobą i strasznie panikuję :).

Nie ma co panikować :wink: Nie nastawiaj się źle ,bo dasz sobie radę :wink: Powodzenia ! No i podziel się wrażeniami, gdy już urodzisz.

A jeśli chodzi o mój poród to był 2 dni po terminie. Rano o 7:00 zaczęły się skurcze co 10 minut (i choć miałam takie już przez dobre 2 tygodnie ,to te jednak szło poznać ,że to te “porodowe” i ,że się zaczyna). Po śniadaniu były już co 5 minut. Tak więc wybrałam się z mężem do szpitala (do którego mam dosłownie 2 minuty). Trochę się naczekałam z tymi bólami na izbie przyjęć. Potem wzięli i podpięli mnie pod KTG. Rozwarcie było na 1,5 cm. Położne stwierdziły ,że do porodu jeszcze duużooo czasu i chciały mnie wziąć na patologię ciąży, bo tam wysyłają kiedy do porodu jeszcze nie śpieszno. Jednak przyszedł lekarz i kazał zrobić wlew twierdząc ,że urodzę dziś. Po lewatywie wzięli mnie na salę przedporodową i tam w zasadzie sama z mężem byłam i wtedy się tak naprawdę zaczęło. Męczyłam się strasznie ,a nikt nie chciał do mnie nawet przyjść mnie zbadać czy chociażby pomóc. Nie mogłam liczyć na żadne znieczulenie, chociaż prosiłam. Położne ciągle wmawiały mi ,że za wcześnie na znieczulenie (chociaż nawet mnie potem nie badały ,więc nie wiedziały jakie jest rozwarcie). Skurcze były co minutę , ból nie do zniesienia. Choć nie krzyczałam ,a jękłam sobie to położna ,która przechodziła obok weszła i z głupią miną powiedziała ,że nie chce mnie tu nikt słyszeć. I głupio pytała czy aż tak mnie boli. Powiedziałam ,że tak i że skurcze mam dosłownie ciągle. Ale i tak mnie olano. Potem już czułam ogromną potrzebę parcia i nie potrafiłam powstrzymać tego …wtedy też odeszły mi wody ,a ja miałam wrażenie ,że dzidziuś już pcha się na świat. Gdy odeszły mi wody z krwią i czułam ogromne parcie wtedy też przyszedł lekarz i mnie zbadał. Miałam 9 cm rozwarcia. Wtedy zdziwione położne kazały mi biec (poganiając mnie) na salę porodową. Ledwo dobiegłam ,bo przy łóżku dopadł mnie silny skurcz ,więc nawet nie zdążyłam wejść na łóżko. W tym też czasie “mądra” położna powiedziała ,żebym poszła do ubikacji jeszcze zrobić sobie siku. Nie wiem skąd jej się to wzięło przy takim rozwarciu i skurczach partych. Potem już weszłam na łóżko i tylko zostało mi przeć :wink: I mała przyszła na świat. Była to godzina 13:50. W książeczce mam ,że urodziłam w 2 h. A niby nie miałam jeszcze urodzić …bo do porodu niby miałam jeszcze dużo dużo czasu… A tu proszę :wink:

pola92 każda z nas panikowała, ja pamiętam jak mnie mąż wiózł na porodówkę pierwszy raz nie mogłam ustać na nogach tak mi dygotały i wiesz co za drugim razem kiedy pani doktor kazała mi sie już zgłosić na oddział bo byłam po terminie idąc tam tez cała dygotałam, a później jak już zaczęli wywoływać to aż piszczałam do telefonu do męża że już rodzę i musi być przy mnie a wywoływali 2 dni;p To naturalne, że się boimy ja najbardziej bałam się o dzieci, nie o siebie tylko o maleństwa moje. Ale pewnie jeśli się zdecydujemy na 3 tak samo będę panikować jak za pierwszy i drugim razem.

Pierwszy naturalny 13 lat emu trwał 5 godzin od chwili kiedy trafiłam do szpitala, a drugi w ub roku przez CC trwał jakieś 40 minut.

Pierwszy poród: Filipka urodziłam w niedzielę 04.10, wczęsniej w piątek po badaniu ktg niestety musiałam zostać w szpitalu na patologii ciąży, ponieważ miałam 2cm rozwarcia. W nocy z soboty na niedzielę spiąc sobie spokojnie usłyszałam takie cichutkie “pyk” odeszły mi wody, przerażona pobiegłam do pielęgniarki, zbadano mnie i były już 4cm rozwarcia. Kazali mi iść pod prysznic, podłączono pod ktg no i się zaczęło…bardzo dużo pomogła mi położna, kierowała mną, mówiła co mam robić, niestety główka.dziecka utknęła w miednicy i musiałam strasznie się ruszać, żeby niżej spadła. W końcu po 7 godzinach na świat przyszedł Filip:-)
Drugi poród: Znacznie gorszy, dłuższy i bardziej bolesny. Też wszystko zaczęło się w nocy, poczułam lekkie skurcze, które zaczęłam mierzyć. Gdy były co 10-15min pojechałam do szpitala, i znów sama, bo mąż ze starszym dzieckiem zostać musiał…Zabrali mnie na izbę, zbadali, 3cm rozwarcia, wypisali wszystkie dokumenty i pojechałam na salę rodzić. I koszmar się zaczął… Położna straszna, niemiła, opryskliwa, w niczym nie pomagała…Na szczęście o 7ej dyżur miał mój gin i widząc mój stan, opadałam już z sił, bardzo mi pomógł, co.chwile.zmienialiśmy pozycję bądź skakałam na piłce i jakoś poszło:-) Franek urodził.się po ciężkich 8godzinach
Ach, co to za wspomnienia. Mimo, że porody są koszmarne, to teraz jak patrze na moje brzdące, to jestem z nich dumna:-)

Ja moja mala przenosilam 2 tyg i miaam porod wywolywany . 4 kroplowki oksytocyny na sale porodowa wjechalam z poltora cm rozwarcia a po 6 godz mialam dopiero dwa w miedzy czasie dziecku spadlo tetno do zera bo nie czulam skurczy i treba bylo przebic wody plodoweni tetno malej wrocilo. Z tego wszystkiego az wzrok mi zaczal szfankowac z nerwow i przez dobra godz wszystko widzialam rozmazane. Dostalam znieczulenie zewnatrzoponowe ale wczesniej musialam miec rozwarcie na dwa palce to w tych bolach skakalam na pilce i dopiero pod prysznicem cos pusciloni moglam dostac zewnatrzoponowe po nim czulam sie super nie czulam boli przez dwie godz. Potem zaczelam czyc parcie tak jak by mi sie chcialo kupe. Moj partner zaprowadzil mnie do lazienki za zgoda poloznej i probowalam a tu nic okazalo sie ze juz glowka byla tak jisko ze w ciagu godz mialam urodzic i nagle dostalam takich silnych boli partych ze miedzy skurczami normalnie zasypialam i od tamtego momentu pamietam ze juz mialam wypychac dziecko ordynator mnie trzymal za reke to wiem ze niezle go podrapalam moj facet caly czas byl przy mnie i knie glaskal po glwie potem pamietam ze jak juz mala wyszla o nie czulam zadnego bolu ;)))