Moja historia będzie krótka, ale odegrała istotną rolę w moim życiu zawodowym. Działo się to kilka lat temu, kiedy to byłam na pierwszym roku studiów położniczych, wówczas nie wiedziałam kompletnie co będzie mnie czekało w tym zawodzie, jakich emocji i przeżyć doświadczę. Jedne z praktyk miałyśmy odbyć na sali porodowej szpitala klinicznego, gdzie miałyśmy zapoznać się z pracą położnej na trakcie porodowym. Wówczas my “świeżynki” teorię porodu miałyśmy w małym paluszku, gorzej było z praktyką. Pierwszy poród, który zobaczyłam był dla mnie małym szokiem. Krzyki, krew, łzy, płacz dziecka- strasznie dużo tego było, ale nie zraziłam się wcale, wprost przeciwnie chciałam więcej! I tak ostatniego dnia zajęć praktycznych stało się to, na co czekałam. Położna opiekująca się pacjentką, p.Danusia zezwoliła, bym sama przyjęła poród. Drżenie dłoni zdradzało moje zdenerwowanie, ale postanowiłam podjąć to wyzwanie. Poród przebiegał książkowo. W końcu II okres porodu i mój mały sprawdzian. Chwila narodzin maluszka, któremu ja pomogłam przyjść na świat była niesamowita. Urodziła się śliczna, różowa dziewczynka. Pamiętam jak dziś, że nie tylko rodziców ogarnęły emocje, również ja popłakałam się ze szczęścia, że wszystko skończyło się dobrze i maluszek urodził się cały i zdrowy. Od tej chwili poczułam naprawdę, czym jest zawód położnej i to, że wybrałam wbrew głosom środowiska wybrałam prawidłowo swoją życiową drogę.