Witam serdecznie drogie mamy, dostałam małego świra na punkcie chemii, która jest pakowana do każdego produktu na półce sklepowej. Spisałam sobie na kartkę ze wszystkie najgorsze E i z taką kartką teraz robię zakupy. Nie lada wyzwaniem jest kupić jakiś mleczny jogurt bez mleka w proszku lub coś, co nie zawiera kwasku cytrynowego lub skrobi modyfikowanej Nawet owoce suszone moga zawierać siarczany, nie mówiąc już o kaszkach dla niemowląt! Stąd moje pytanie - macie może już swoje wyśledzone produkty bez chemii? Jeśli chodzi o jogurty naturalne - najlepsze są z Piątnicy, bo bez mleka w proszku, ser - Hochland w plastrach, co jeszcze?
Przebywając w szpitalu i posiłkując się tym jedzeniem jałowym, które było wyposażone w mnóstwo chemii zaczęłam czytać książkę “Zamień chemię na jedzenie” pani Bator, która w dużej mierze przekształciła swoje zwyczaje żywieniowe poprzez dzieci, które niezwykle często chorowały. Na przełomie lat, gdy dieta w jej domu została zmieniona jak i większość składników chemicznych wyeliminowana jej dzieci znacznie mniej zaczęły chorować. Polecam Ci tą książkę, w której każdy dział poświęcony jest innemu problemowi poprzez cukry, tłuszcze, wędliny, słodycze i wiele innych jednocześnie książka jest wypełniona prostymi i smacznymi przepisami. Dzięki tej lekturze znacznie zmieniłam podejście do tego co jem…
polecam serek BIELUCH też słyszałam o książce zamień chemię na jedzenie, własnie planuje ją kupic.
no właśnie ja po przeczytaniu tej książki zaczęłam chodzić z ‘czarną listą’ i porządnie śledzić etykiety chodziło mi właśnie o konkretne nazwy produktów, bo zapewne niektóre mamy już przeprowadziły to śledztwo i mogą się podzielić wynikami
Tez mam tę książkę zdecydowanie nie polecam marketowego pieczywa. Moja znajoma jest kierowniczką lidla i nas ostrzegała przed ichnim pieczywem. Jest smaczne i ładnie wygląda, ale jest bardzo sztuczne.
Ja niestety nie umiem piec chleba i upuję czesto takze ten marketowy, juz powietrze jest skazone, którym oddychamy, coz dopiero jedzenie. Po prostu tzreba z rozsadkiem podchodzić do wszystkiego, jesli sie da miec swój ogródek z warzywkami i jablonke, jeśli nie, dobrze myc kupne owoce i , bo cos przeciez jeśc musimy. Wiadomo - jak najmniej przetworzonych, gotowców, rzeczy nienaturalnych typu ciastko w proszku, do mikrofalówki.
U nas pojawienie się dziecka i rozszerzanie jego diety było bodźcem nad zdrowszym odżywianiem sie i patrzeniem na etykiety przed zakupem. Np. pieczywo kupujemy z piekarni lokalnej, gdzie wiem, co dają do tego chleba. miesko kupujemy z pierwszej ręki od hodowców na wsi, co sztucznie nie pasą zwierzątka, świnki i jajka od wuja teściowa przywozi, mięsko, wędlinę sama zaczęłam piec, sporo owoców i warzyw mamy od siebie i teściów. Kupiliśmy nawet dużą zamrażarkę, by mrozić warzywa dla córci.
Zamiast Vegety czy magi można wrzucić do rosołu lubczyk:)
Najlepiej stworzyć swój ogródek i sad (lub mini sadzik)
Można na balkonie zrobić swój mały warzywniak i posadzić różne zioła, zasuszyć i zrobić z tego pyszną przyprawę. Nie trzeba kupować w sklepie.
Ja nie tyle na balkonie co na parapecie w kuchni hoduję przyprawy w tym np. bazylię, którą dość często dodaję do obiadków córki. Nadaje potrawa wyrazistego smaku.
Ja mam ogródek działkowi i staram się warzywa i owoce swoje dawać ale naprawdę ciężko jest bez chemii mięsa pełne antybiotyków wędliny nafaszerowane konserwantami. Ja wegety tez nie żywam czasem taka natural ale tylko czasem.
Klio ja ostatnio od tesciowej dostałam sadzonki bazylii i tymianku oraz sałatę i też mam wszystko na parapecie
Mamy książkę “Zamień chemię na jedzenie” przyjrzeliśmy obie części, niektóre przepisy stosujemy, innych nie. BYło nawet u nas spotkanie z autorką, p. Julitą BAtor.
Niestety muszę przyznać, że nie jest tak do końca, że przepisy w niej zawarte ( w tej książce) są tanie, nie rwą kieszeni. Każdy sprzeciw wobec panujących cen mniej zdrowych, bo sztucznie produkowanych, ale za to tańszych produktów, niesie ze sobą zagrożenie zwiększenia budżetu domowego na jedzenie.
Jest nas na razie póki co 4, będzie 5. Najwięcej budżetu domowego idzie na jedzenie (nie mówimy już o lekach, gdy przydzie sezon zachorowań).
Agulka a ja wolę wydawać na jedzenie a nie na leki. Ale to jest też trochę tak, że nie da się w pełni wykluczyć chemii z naszego życia. Ja nie mam szans na siedzenie cały dzień w ogródku i sadzenie i uprawę. A żeby wyżywić rodzinę to jednak trochę tego trzeba posiać… Tak więc tam gdzie można to nie oszczędzam i kupuję to co lepsze jakościowo i zdrowotnie, ale czasem się nie da… i trudno, nie mam jakiś ogromnych wyrzutów przez te ustępstwa.
Zofia,
oj, no ja też wolę na jedzenie wydawać a nie n leki:) Niestety dzieci w wieku przedszkolnym nie uodpornię na bakterie samym jedzeniem.
w przedszkolu ciężko uodpornić na cokolwiek bo niestety jedno przychodzi chore a za nim kolejne chorują… Ale ja jestem zdania że jeśli dziecko jest zdrowo odżywiane od małego to mniejsze ryzyko problemów żołądkowych i nowotworów w przyszłosci
Uwielbiam pzredszkole, bo przynajmniej nie mam na kogo zrzucić winy personalnie za chore dziecko i kolejną 100 w aptece:) hehe
aaasik1 wszytskie E są złe;)
a nie każde Np. antocyjany to barwnik a jest dobre dla zdrowia. Albo E270 kwas mlekowy wcale szkodliwy nie jest
ja swego czasu miałam jeszcze ze szkoły kartkę ze wszystkimi emulgatorami które nie sposób zapamiętać więc chodziłam z tym czasem do sklepu ale do dziś wiele z nich pamiętam i wiele jest nieszkodliwych. Tak samo E948 to jest tlen,wykorzystywany do pakowania żywności