Dzień w pracy którego nie zapomnę

Wydarzenie, które chciałabym opisać miało miejsce na zajęciach fitnes na których uczęszczałam wraz z moją córeczką - fit mama.

Pozwoliłam sobie ją opowiedzieć, ponieważ tak naprawdę moje życie poza murami placówki w której pracuje również jest dyżurem, tylko w gotowości. Gotowości pomagania ludziom w potrzebie, w sytuacjach nagłych, zagrażających ich życiu i zdrowiu, niesieniu porady i gdy trzeba podania ręki i wskazania właściwej drogi.


 

Ponadto za nieudzielenie pomocy grożą mi sankcje prawne.

Nawiasem mówiąc całe mój żucie to praca - swego rodzaju misja do spełnienia.


 

Więc tak jak już wspomniałam na zajęciach tych przychodzą młode mamy ze swoimi pociechami celem wykonywania ćwiczeń, bez konieczności pozostawienia dziecka w domu.

Super sprawa jak dla mnie.


 

Podczas jednych zajęć przyszła nowa mama z 1,5 miesięcznym niemowlakiem, widać było po niej zaniepokojenie i strach. Jednak każdy inaczej odnajduje się w nowym miejscu. Jej dzidziuś całe zajęcia przespał, kobieta ćwiczyła bez większego entuzjazmu z wypisanym grymasem na twarzy.

Gdy tylko skończyły się zajęcia niemal jak poparzona wybiegła z sali ćwiczeń.


 

Postanowiłam pobiec za nią, aby sprawdzić co się dzieje.

W szatni zaczęła płakać żywnymi łzami, gdy do niej doszłam nie mogła opanować łez.

Gdy zapytałam w czym mogę pomóc odpowiedziała, że w jej sytuacji nikt nie może jej pomóc. Że boi się wrócić do domu, w którym czeka na nią bezkompromisowy, nękający ją mąż. Powiedziała, że chce zostawić swoją córeczce w oknie życia, żeby nie musiała uczestniczyć od najmłodszych lat w kłótniach jakie urządza jej tatuś.

Powiedziała, że się go boi i nie wie co zrobić, żeby uwolnić się spod jego presji.


 

Zaproponowałam pomoc, ponieważ z każdej sytuacji uważam jest jakieś wyjście.


 

Zawiozłam ją do ośrodka samotnej matki, gdzie pracuje moja koleżanka. Poprosiłam o jak najlepsze wsparcie i pomoc. Gdy kobieta uspokoiła się, mogłyśmy spokojnie porozmawiać. Namówiłam ją na zgłoszenie doniesienia o znęcaniu się psychicznym i założeniu niebieskiej karty jej mężu.

W towarzystwie policji udało się spakować potrzebne jej rzeczy z mieszkania. Dalszy ciąć wydarzeń potoczył się bardzo sprawnie i szybko na korzyść Pani Amelii i jej córeczki Alicji. Otrzymała rozwód i mieszkanie, ponieważ mąż wyprowadził się z niego.


 

Jest mi niezmiernie miło, gdy odbieram telefon z dobrymi wieściami od Pani Amelii, która często dzwoni do mnie z podziękowaniami za pomoc w jej trudnej sytuacji. Ja jej powtarzam, że bez deszczu nic nie rośnie, zacznij więc doceniać burze w swoim życiu...

 

Tego dnia nigdy nie wymarzę z mojej pamięci.