Nie będzie to historia z serii- zostałam położną, ponieważ moja mama i babcia też nimi były. Będzie to raczej krótka opowiastka, o tym czego człowiek podświadomie pragnął i co udało mu się dokonać.
W dzieciństwie najlepszą zabawą dla mnie było bawienie się w szpital- jedna osoba była lekarzem, a druga chorym (zazwyczaj ja wybierałam tę rolę). Najczęściej grałam ciężarną- lalka lądowała pod moją bluzką i już ciąża gotowa. Potem szczęśliwy poród i zabawa w opiekę nad “dzidziusiem”. Brak młodszego rodzeństwa, na którym to można by ćwiczyć opiekowanie się musiałam rekompensować sobie zabawą z lalką. Potem nadeszły czasy szkolne, lalka poszła w odstawkę, a mi przyszło wybierać swoją drogę życiową. Jedyne co wiedziałam, to to, że chcę studiować kierunek medyczny- chcę opiekować się ludźmi, pomagać im., wspierać. Składając podania wybrałam kierunki całkowicie różne- elektroradiologia, farmacja i położnictwo. O pracy położnej wiedziałam tyle tylko, że przyjmuje porody i odwiedza kobiety po porodzie w domu. A jednak mój wybór padł właśnie na ten kierunek. I już po pierwszym tygodniu zajęć wiedziałam, że mój wybór był trafny. Wizja tego, czego będziemy się uczyć, przebiegu zajęć praktycznych i umiejętności jakie nabędę bardzo mi się spodobała. Wiedziałam, że chcę to robić w życiu, chcę być przy cudzie narodzin, pomagać i wspierać kobiety z ciążami zagrożonymi i te których dzieci urodziły się przedwcześnie. Nie zniechęciły mnie stwierdzenia, ze w tym zawodzie się nie wzbogacisz- nie ważne jest bogactwo materialne, ale to co dostaję wraz z uśmiechem rodziców, gdy po raz pierwszy widzą swoje dziecko.