Początkowe trudności

Da się je przezwyciężyć, choć wymaga to trochę cierpliwości. Problemy w karmieniu piersią na początku laktacji ma wiele kobiet. Jeśli tylko otrzymają fachową pomoc i wsparcie bliskich, mogą karmić jeszcze długo.

W czasie mojej długiej przygody z karmieniem przeszłam prawie wszystko:-) Ominęły mnie tylko wklęsłe brodawki i ropień piersi. A tak standardzik: bolesne, poranione sutki, nawał pokarmu, zastój pokarmu, zapalenie piersi, niedobór pokarmu, znowu nawał pokarmu, ale było naprawdę warto tak długo karmić. Grunt to się nie poddawać. Myślę, że większość karmiących mam to przechodzi. Wiele zależy od stosunku personelu szpitalnego do karmienia. Zarówno ten co od razu wciska butelkę, jak i ten co jest betonem i terrorystą laktacyjnym mogą zniechęcić do karmienia piersią. Mam wrażenie, że niestety u nas karmienie piersią jest traktowane jako obowiązek i to powoduje silny stres który utrudnia karmienie i powoduje problemy z laktacją. Martwi mnie również język, którym mówi się do kobiet, zamiast pozytywny, wspierający to napastliwy i straszący. To przykre.

Moim zdaniem przydałaby się edukacja psychologiczna osób zajmujących się pomocą laktacyjną o wsparciu emocjonalnym karmiących mam, bo problem z karmieniem zazwyczaj jest w głowie kobiety i jest bardzo związany z emocjami. Szczególnie gdy sam temat karmienia wywołuje w Polsce tyle emocji. Może taka edukacja jest, ale z opowieści moich koleżanek niestety często wychodzi czarny obraz pomocy laktacyjnej. Jeśli się przychodzi po pomoc w karmieniu i zostaje się na wstępie obsztorcowanym za brudne buty a potem się słyszy, że “jak się chce karmić, to trzeba cierpieć” to ręce opadają. Oby takich historii było jak najmniej.

Na szczęście zdarzają się też wspaniali doradcy, co i pocieszą i uspokoją. Ja miałam przyjemność na dwie takie panie konsultantki trafić. Złote kobiety:-) Ufff, jest światełko w tunelu.

Zgadza się, ja byłam bardzo zawzięta:) Nie wiedziałam, dlaczego gdy urodziłam wszyscy życzyli mi dużo cierpliwości i wytrwałości…Teraz już wiem:) Gdy przystawiałam synka do piersi i nie miałam jeszcze tak dużo pokarmu synek płakał i się denerwował, mąż mówił: “kochanie dajmy mu butelkę, naje się i będzie spokojny” ale ja wiedziałam, że czym częściej będe synka przystawiać do piersi tym będę miała więcej pokarmu, musiałam ten ciężki okres jakoś przetrzymać i się nie poddawać. Nie powiem było ciężko… z jednej strony ja byłam bardzo osłabiona po porodzie, zmęczona, ale chciałam karmić piersią, z drugiej strony mąż, który ciągle mówił mi, żebym poszła małemu zrobić butelkę bo jest głodny. Naprawdę potrzeba wiele cierpliwości, ale opłaciło się, teraz jestem dumna i zadowolona, że przetrwałam ten najgorszy moment:)

U mnie też były dość ciężkie początki. Córkę przykładałam głównie do prawej piersi, bo tu umiałyśmy się zgrać. Z lewą było gorzej. Złe przystawianie skończyło się poszarpanym do krwi sutkiem. Każde karmienie zaczynałam modlitwą, kończyłam ze łzami w oczach, czasami obiecując sobie, ze to ostatni raz, gdy karmię piersią. Wyrzuty sumienia z tego tytułu siadały na psychę i miałam problemy z laktacją. I tu z pomocą przyszły mi nakładki Lovi, które polecono mi w szkole rodzenia. Gdyby nie one, już po 4 tygodniach skończyłabym całą zabawę. Ukłon też w stronę pani doktor z poradni laktacyjnej, bo to dzięki niej znalazłam w sobie siły, by nauczyć córkę dobrego łapania sutka, a sama nauczyłam się poprawnie przystawiać małą do piersi.

U nas wszystko zaczęło zaczęło się bardzo ładnie. Córka ciągnęła cyca jak szalona. Już na sali porodowej, kiedy położono mi ją na brzuchu ssała mleko prawie całe te dwie godziny. Patrzyłam na nią i byłam dumna i szczęśliwa. Potem w nocy budziła się ładnie na jedzenie. W kolejnych dniach zaczęły się jednak problemy z ilością pokarmu. W zasadzie najpierw z obolałymi brodawkami. Pierwsze chwile, kiedy mała łapała pierś były bardzo bolesne. TE pierwsze sekundy ssania doprowadzały mnie do łez. Na szczęście po kilku dniach ból minął… brodawki przyzwyczaiły się do swojej nowej roli.

Ale odszedł jeden ból to przyszedł drugi. W domu przywitał nas nawał pokarmowy. Moje piersi nie mieściły takiej ilości pokarmu:( Córka nie mogła ssać, mleko ją zalewało, tryskało na lewo i prawo. Przy jedzeniu mała dławiła się i krztusiła a czasem nie mogła też złapać brodawki bo była tak nabrzmiała. Piersi bolały, były spuchnięte, gorące… Położna na kontroli kazała odciągać przed i po karmieniu. Mówiła, że już tylko krok dzieli mnie od zapalenia piersi. Niestety nieumiejętne odciąganie zamiast pomóc doprowadziło mnie do nadprodukcji pokarmu.

Udałam się więc do poradni laktacyjnej. Tam otrzymała porady jak prawidłowo współpracować z laktatorem. Odstawiłam herbatki laktacyjne, zaczęłam prawidłowo odciągać pokarm, przystawiać małą znacznie częściej, choćby po to, zeby się napiła. Do tego masaże woda pod prysznicem i okłady z lisci kapusty. Po kilku dniach sytuacja się unormowała.

Ale łatwo nie było. Ból, strach, ze córka się nie najada bo je po kilka minut, że zaraz się zakrztusi, że w końcu nie będzie chciała już ssać. Do tego ciągłe kapanie z piersi, trochę mnie to przerosło. A najgorsze, ze nawał zamiast trwać te dwa trzy dni trwał grubo ponad tydzień. Potem były jeszcze małe guzki w piersiach związane z zalegającym pokarmem. Ale na tym nasze problemy z karmieniem się skończyły.

Nieoceniona okazała się pomoc położnej z naszej poradni laktacyjnej. Jesteśmy jej z córką niesamowicie wdzięczne:) A przygoda z karmieniem trwa już ponad rok:)

Zgadzam sie z wami. początek karmienia jest ciężki! bolące brodawki, krwawiące, naderwane! ból niesamowity! i jeszcze nawał mleczny myślałam że nigdy sie nie skończy! na początku nie mogłam używać laktatora ani ręcznego ani elektrycznego! wiec całe dnie i noce ściągałam ręcznie! oczywicie przystawiałam syna co 2 godziny regularnie co do minuty, ale on ściągał mniej niż było w moich piersiach! ale udało się i 6 miesięcy karmiłam!

teraz kiedy odwiedzam mamy i widze ich poronione, krwawiące piersi to je rozumiem. i daje im wiele ciepłych słów i zawsze mówię że to się skończy i bedzie tylko lepiej!

U mnie niestety za każdym razem było trudno. Pierwszy raz po wyjściu ze szpitala okazało się, że córka ma przedłużającą się żółtaczkę, która jest spowodowana moim pokarmem i należało odstawić dziecko na 3 dni, które przeciągnęły się do tygodnia. Powrót na szczęście okazał się w miarę prosty, choć trzeba było się trochę postarać i poświęcić temu trochę czasu. Po 3 miesiącach mojej ciężkiej pracy okazało się, że mam się udać do szpitala na tydzień. To było już dla mnie za wiele. Córka się tak rozleniwiła, że jedynie w nocy mogłam ją zmusić do ssania, a w dzień ściągałam pokarm i podawałam jej butelką. Wiem że może nie było to za dobre, ale ona po prostu nie miała ochoty i tak minął 6 miesiąc i skończyłam jej męczarnie i swoje z odciągaczem też.

Drugi raz syn urodził się z zapaleniem płuc i trafił do inkubatora. Mleko podawali mu butelką i nie było mowy o nawiązaniu kontaktu, a o karmieniu piersią mogłam pomarzyć. Ale nie poddałam się. Jeszcze w szpitalu podjęłam walkę i zaczęłam karmienie i udało się. Teraz synek ma 5 miesięcy i je pierś i nowinki również, ale pierś jest jego ulubionym pokarmem i nie ma żadnego problemu.

Różne są problemy w życiu, ale jak mamy możliwość to naprawdę warto się poświęcić. Nie mówię, że trzeba się męczyć dla zasady, ale chociaż podjąć próbę, a akurat się uda :slight_smile:

Zgadzam się warto się pomęczyć dla maluszka. A. Chalat jesteś doskonałym na to przykładem:) Już kiedyś o tym pisałam, ze może jest to trochę nienormalne, ale ja uwielbiam naszą wspólną zależność między mną a córką. To, ze nie możemy bez siebie żyć, że ona pieje z radości na mój widok, że sama daję jej pokarm. To jest cud, który dzieje się za naszym pośrednictwem i dzięki któremu jesteśmy ze sobą niesamowicie zżyte:) A te początkowe trudności tylko tę naszą więź pogłębiły.

Jejku jak czytam to co przechodziłyście to nie moge uwierzyć że u nas poszło tak gładko. Córeczka ciągnie mleko już od kilku godzin po porodzie i całkiem dobrze sobie z tym radzi. Nawał trwał dwa dni i w zasadzie tak jakby go nie było. Laktator ratował nas w trudniejszych momentach. Jedyne co to obolałe brodawki. Pierwsze dni były trudne jak mała zaczynała ssać, ale trwało to może 3 dni. poza tym karmienie okazuje się całkiem przyjemną przygodą.

Wiadomo wszystkiego trzeba się nauczyć:)Moja pierwsza przygoda z karmieniem rozpoczęła się tym iż malutka nie umiała otworzyć tak szeroko usteczek by uchwycić brodawkę razem z otoczką przez co strasznie poraniła mi brodawki.Pamiętam,jak już byłam w domku podczas nocnego karmienia kopałam męża po nogach w łóżku podczas przystawiania małej.Na brodawkach porobiły sie rany i strupki.Ten początek karmienia był bardzo nieprzyjemny i bolesny,ale ja sie nie poddałam bo bardzo chciałam karmić piersią mąż mi dzielnie kibicował :)Później już było coraz lepiej,a gdy brodawki przeszły ten chrzest bojowy i zagoiły sie karmienie stało sie już wielką przyjemnością.

Teraz poszło mi o niebo lepiej córeczka od razu doskonale łapała brodawkę i zaraz po narodzeniu ssała pierś przez 2 godziny przysypiając sobie przy tym.to miało chyba znaczący wpływ na to iż dużo szybciej miałam pokarm w 2 dobie spadek masy miała tylko w 1 dobie w drugiej już ważyła tyle co przy urodzeniu.Mając już jakieś doświadczenie przystawiałam ją tak jak powinnam i nie miałam problemu z bolącymi brodawkami:)

u nas w szpitalu tylko raz mi pokazali jak przystawiać dziecko do piersi a potem musiałam sobie radzić sama. Mała pogryzła mi piersi aż do krwi pomogły mi wtedy silikonowe nakładki i częste wietrzenie piersi

ja wietrze piersi przy karmieniu hehe a powaznie to poczatki byly trudne, a rowniez jak uzywam laktatora to tez bolalo, teraz piersi sa przyzwyczajone i nie ma problemu. Co do wsparcia bliskich, maz mnie wspiera i to wszystko. Moja mama moze juz troche tez sie przekonala, ale moj tata nadal uwaza, ze powinnam karmic mieszanka, bo dziecko bedzie sie najadac itd. na to juz szkoda slow, wazne, ze ja chce karmic, a dziecko na wadze przybiera, i nawet jakbym miala karmic co godzine to dam rade.

Początki karmienia są ciężkie. Nie wiemy czy dziecko się w ogóle najada, a jak to sprawdzić skoro niejeden noworodek płacze non stop niekoniecznie z głodu. Ten stres wcale nie pomaga bo tylko może zahamować nam laktację. Dziecko nie potrafi dobrze złapać piersi co kobieta okupuje bólem przy przystawianiu. U mnie takie bolesne karmienie trwało naprawdę długo. Jedynie cieszę się bardzo, że nie miałam poranionych piersi, a jedynie obolałe i spuchnięte. Jak już nauczyliśmy się z maluchem karmienia piersią to pojawił się problem częstych zastojów. Rozmasowywanie twardych jak kamień piersi i bolących jak diabli nie należy do przyjemnych.Trzeba jednak te niedogodności przeżyć aby nastąpił moment kiedy wszystko się unormuje, a dzidziuś pięknie ssie i wtedy można cieszyć się wspólnymi chwilami przy karmieniu :slight_smile:

szkoda że każda mama nie po dostępu do poradni laktacyjnej, że w mniejszych miastach nie ma ich dużo mam potrzebuje fachowego wsparcia a w szpitalu położne nie zawsze służą pomocą

W dużych miastach też nie zawsze jest dostęp do takie poradni. Jeśli jest na drugim końcu miasta to z malutkim dzieckiem raczej się nie pojedzie.
Z ciekawości spojrzałam jak to wygląda u mnie w mieście:
“Świadczenia w poradni laktacyjnej nie są objęte umową i finansowaniem przez Narodowy Fundusz Zdrowia”.
Pierwsza wizyta 100 zł, kolejne 60 zł i to w poradni przy szpitalu ( chyba, że się tam rodziło ), a ogłaszają się poradnie przy prywatnych ośrodkach, oraz doradcy laktacyjni z dojazdem do domu to oni już w ogóle mają stawki

Jak każda początkująca mama też miałam problemy z karmieniem, dzięki Bogu w szpitalu odwiedziła nas pani laktacyjna i naprawdę kilku nam pomogła. Mialam też super panią środowiskową, która przychodziła do nas do domu i dzięki jej pomocy po 2 tygodniach karmienia razem z synem byliśmy już prawdziwymi fachowcami

Ja niestety poległam w tej walce. Głównym problemem było to, że moje dziecko jak tylko przyłożyłam je do piersi zasypiało. Panie położne najpierw przez telefon radziły mi budzić dziecko dotykając czymś zimnym np. łyżką, potem chlapać woda, aż w końcu rozbierać do jedzenia żeby zmarzło. Przyznam się, że w chwili zwątpienia wypróbowałam te sposoby, jednak nic to nie dało. W końcu mały był tak osłabiony że w ogóle nie chciał się obudzić. Wtedy położna przyjechała do domu i wysłała nas do szpitala. Tam podłączyli dziecku kroplówkę i kazali karmić butelką. Mama w międzyczasie dostarczyła mi laktator i starałam się odciągać pokarm i podawać go przed sztucznym mlekiem. Cała sprawa przeciągnęła się do tygodnia więc trudno mi było odciągnąć więcej niż 20 ml. Tak wytrzymałam półtora miesiąca. Teraz gdy spodziewam się drugiego dziecka jestem nastawiona na tą gorszą wersję. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że tym razem się uda.

Oj te początku karmienia były ciężkie. W szpitalu kilka razy Panie przystawiały mi Amelke do piersi, tak samo jak środowiskowa. Jednak najczęściej problem tkwi w samych nas. Za bardzo bierzemy wszystko do siebie i chcemy robić wszystko perfekcyjnie ci sprawia, że karmienie nie jest przyjemnością tylko tortura. Tak przynajmniej to wyglądało u mnie na początku. Jednak udało nam się przez to wszystko przejść i dziś karmienie to sama radość. Jeżeli chodzi o poradnie laktacyjna to takiej u mnie w mieście nie było, ale moja środowiskowa ukończyła wiele kursów w tej dziedzinie i bardzo mi pomogła. Mój maz raz spytał się jej czy może zdarzyć się tak ze kobieta straci pokarm i w odpowiedzi usłyszał, ze zna ona tylko jeden przypadek, gdzie matka straciła pokarm ze względu na to ze przeżyła śmierć swojego męża, który zmarł zaraz po porodzie. Jak to usłyszałam to aż mnie ciarki przeszły po plecach.
Na koniec powiem, ze to ile mamy pokarmu zależy tylko od nas i owdzem początku są trudne, ale to tylko okres przejściowy z czasem będzie napewno lepiej.

ja byłam przerazona 3 doba … Każda z Was zapewne to bedzie przechodzic / przechodziła a wiec na start musicie wiedziec ze trzeba zacisnac zeby ( wyplakac sie czasem) i karmic bo to szybko minie . Duże , obolałe piersi , płaczacy synek ktory złapac brodawki nie mogl …laktator kompletnie nam nie pomogl bo strasznie bolalo … masakra po prostu . Najlepiej od samego poczatku porozmawiac z bliskimi czego oczekujecie , jakiej pomocy i oznajmic ze wsparcia chcecie najwiecej . Porozmawiac warto z połozna czy kimś doswiadczonym , wtedy nic nas nie zaskoczy .
Zawsze powtarzałam sobie robie to dla synka i dla siebie - dla nas , aby od samego poczatku żyło nam sie razem lepiej . Gdy nie wychodzi coś to moim zdaniem lepiej na jakies 10 min przerwac oddac malucha tacie , babci i isc napic sie wody , posiedziec , odprezyc sie i spokojnie wrocic z usmiechem
Da się je przezwyciężyć, choć wymaga to trochę cierpliwości bardzo mądre słowa , oczywiscie ze wsparciem bliskich wszystko się da :slight_smile:

Koleżanki z mojego rocznika bulwersuja sie gdy ktos namawia je do karmienia piersia a ja poo prostu dumna byłam gdy ktos pytał jak karmie i czy jeszcze karmie :slight_smile: gdybym mogla karmilabym do 12 msc spokojnie :slight_smile:

POZDRAWIAM :slight_smile:

Anna 1976 - przerazilam sie czytajac jakie rady zaserwowały połozne …Mi mały tez czesto usypiał ale zwyczajnie smyrałam paluszkiem po wargach , pod brodą …podnosilam do odbicia albo do uszka szeptałam ale chlapania wodą , rozbierania … nigdy o tym nie slyszałam.
Strasznie Ci współczuje , tyle przeszłaś … Jeśli spodziewasz sie 2 dziecka osobiscie naklaniam do ponownego spróbowania … oczywiscie rozsadnie , aby na sile nic nie robic i nie dopuscic do tego byscie trafili do szpitala …
Pozdrawiam i powodzenia ! oby teraz sie udało , ale pamietaj , że Karmienie Mleczkiem modyfikowanem to nie zbrodnia i dziecka w ten sposob nie krzywdzisz , takze decyzja nalezy do Ciebie :slight_smile: