Po burzy zawsze wychodzi słońce

Przydarzyło mi się ostatnio coś niezwykłego. Ale od początku… Za nim zaszłam w ciążę mieliśmy na oddziale bardzo dużo wcześniaków i ciężko chorych dzieci. Jedno dzieciątko zapadło mi w pamięć. Dziewczyna urodziła się w 26 tygodniu ciąży. Rodzice bardzo walczyli i błagali by córeczka przeżyła. Mama opowiadała o swoich poprzednich poronieniach. O dziecko starali się 5 lat. Kiedy myśleli, że wszystko się udało zaczął się poród przedwczesny. Lekarze, którzy diagnozowali przyczyny poronień nie wykryli nic co byłoby przyczyną całej, tej tragedii. Niestety pomimo usilnych starań dziewczynka zmarła z powodu powikłań. Długo próbowałam rozmawiać z rodzicami. Mama siedziała z dzieckiem wtulonym w ramionach i nie pozwalała się zbliżyć. Pomimo, że skończył się mój dyżur zostałam z nimi, by ich wspierać. Dopiero po około 1 h pożegnania pozwoliła nam przygotować córeczkę, by zwieść ją do prosektorium. Na koniec kobieta powiedziała, że się poddaje. Nie chce więcej zachodzić w ciążę. Długo o tym rozmawiałyśmy. Widać było, że ta rozmowa troszkę jej pomogła. Ojciec dziecka poprosił mnie o kontakt. Po jakimś czasie odezwali się do mnie. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Jednak o całej sytuacji, która nas połączyła nie chcieli rozmawiać. Z powodu złego doświadczenia z ginekologami poleciłam Ani swoją Panią Doktor. Po jakimś czasie przestała się odzywać. Nie odpisywała na smsy, e-maile. Pomyślałam, że potrzebuje czasu, by pogodzić się z sytuacją. Nie naciskałam.

Kiedy byłam w ciąży ok. 6 miesiąc spotkałyśmy się z Anią przypadkowo u ginekologa. Kiedy zobaczyła mój brzuch rozpłakała się. Początkowo nie wiedziałam co mam zrobić. Jednak poczekałam na nią. Poszłyśmy razem na kawę. Długo rozmawiałyśmy. Opowiadała o terapii, o tym, że jej małżeństwo zaczyna być fikcją. Obydwoje z mężem uciekli w pracę. Przez całą rozmowę patrzyła na mój brzuch. Stwierdziłam, że teraz nie odpuszczę, muszę jej pomóc. Niestety terapia nie przynosiła żadnych rezultatów. Spotykałyśmy się bardzo często. Ania pomagała mi przy zakupach dla synka. Twierdziła, że to lepsze niż spotkania z psychologiem. W końcu spotkaliśmy się wspólnie z jej mężem. Wyrzucili z siebie wszystkie żale. Blokada puściła. Przyniosłam im katalogi z wycieczkami za granicę, by pojechali na urlop i spędzili trochę czasu tylko we dwoje bez psychologów, nadopiekuńczych mam. Po powrocie byli bardzo szczęśliwi. Po porodzie odwiedzili mnie w szpitalu. Ania stwierdziła, że jednak nie odpuści. Chce mieć dziecko i będzie o nie walczyć. Dzięki naszym spotkaniom i rozmowom poczuła, że jest gotowa. Teraz nasz kontakt sprowadza się do telefonów i e-maili ponieważ jej mąż dostał awans i przeniesienie za granicę. Ostatnio przyznała się, że jest w ciąży i wszystko jest dobrze. Nie chciała mówić wcześniej, żeby nie zapeszyć.

Teraz Ania jest szczęśliwą kobietą, która uwierzyła, ze może być kochającą żoną i mamą. Często do siebie piszemy. Nazywa mnie swoim aniołem stróżem. Ja twierdze, że przesadza. Według mnie pomogłam jej tylko uwierzyć w siebie. Resztę dokonała sama z mężem. Opisałam tą historię by pokazać, jak niewiele naszego wysiłku może odmienić czyjeś życie. Czekamy teraz na wrzesień:)