Być położną- dla większości ludzi zawód położnej kojarzy się wyłącznie z przyjmowaniem porodów. Choć z położnictwem związana jestem już blisko 6 lat to nadal słyszę w swojej rodzinie pytania wyłącznie o to jak wygląda poród, czy mnie to nie odstrasza itp. A przecież położna nie tylko uczestniczy w porodzie! Czy wszyscy już zapomnieli, że MY także opiekujemy się położnicą i przede wszystkim jej największym skarbem- noworodkiem. Pracuję na oddziale Neonatologicznym (w szpitalu o III stopniu referencyjności), gdzie oprócz chwil radosnych, kiedy rodzi się zdrowy maluszek, często bywają chwile smutne, kiedy wyczekiwany brzdąc rodzi się w stanie krytycznym i wymaga szybkiej pomocy. Takie chwile sprawiają że serce zaczyna człowiekowi bić z prędkością 200 uderzeń na minutę, a adrenalina krąży w żyłach jak szalona. Tylko moja szybka reakcja i po chwili pomoc neonatologa mogą pomóc temu maluszkowi- stymulacja, tlen, reanimacja, intubacja… Po takim dyżurze często chce się płakać, czasem ze szczęścia, że tym razem się udało, ale czasem i ze smutku. Najgorzej jest wtedy wrócić do rzeczywistości, do dalszej pracy, gdzie uśmiechnięte mamy spacerują po korytarzu ze swoimi dziećmi. Dobrze jest wtedy porozmawiać z kimś, może ze starszą koleżanką położną, która wysłucha, przytuli, pocieszy. Te wszystkie doświadczenia uświadamiają mi, ileż to niebezpieczeństw czyha na nienarodzone dziecko, od poczęcia do samego porodu, kiedy już na końcu coś może pójść nie tak- czasem zaczynam się zastanawiać czy nie łatwiej i bezpieczniej byłoby zaadoptować dziecko? Na szczęście częściej bywają chwile dobre, kiedy po krótkim pobycie na OIOMie maluszek wraca do mamy, aktywny, domagający się ciepła, dotyku i przede wszystkim mleka od mamy. Takie chwile sprawiają, że na każdy dyżur idę pełna energii i uśmiechu, bo wierzę że tym razem będę miała dobry dzień.
Marta