Podczas mojej kadencji bycia pielęgniarką bardzo lubię mieć wszystko zaplanowane.
Zaplanowane czynności podczas pełnienia dyżuru, co , kiedy , gdzie … dokładnie mam wykonać dają mi poczucie komfortu i spokoju.
Taki styl pracy odpowiada mi najbardziej.
Jeśli coś wyniknie niezaplanowanego wykonuje to co do mnie należy , jednak z lekkim dyskomfortem, który staram się przezwyciężać. Walka z moimi „słabościami” często jest ciężka.
Pewnego dnia oddział na którym pracuje nieoczekiwanie zalała woda. Sąsiedni oddział miał awarie wody - co odbiło się na nas.
Musieliśmy wszystkich pacjentów wysłać do innych placówek na czas naprawczo remontowy. Trwał on kilka tygodni ponieważ awaria uszkodziła instalacje elektryczną, potem malowanie, hydraulika- tysiąc spraw jednym słowem.
Ja zostałam oddelegowana na inny oddział, do czasu zakończenia remontu i wszystkich czynności porządkowych.
Trafiłam na oddział onkohematologii dziecięcej , gdzie praca była całkowicie inna . Specyfika, reguły bardzo odbiegały od pracy na moim oddziale.
Inna praca pod kątem zabiegowym oraz inna pod kątem psychicznym. Musiałam szybko przestawić swój „tryb”pracy na inny, żeby nie zawieźć swoich nowych podopiecznych.
Teraz miałam pod opieką dzieci chore na często nieuleczalne choroby. Patrzenie na ich cierpienie, wysiłek rodziców, którzy robili wszystko co w ich mocy aby ich dzieciaki wróciły do zdrowia. Ich upór, wytrwałość bardzo podnosiło mnie na duchu.
Zaczęłam zastanawiać się nad własnym losem, doceniać to że mam zdrową rodzinę.
Moje problemy w obliczu ich problemów stały się nie ważne.
Praca na takim oddziale sprawiła, że nie muszę mieć wszystkiego poukładane od A do Z. Przeorganizowałam swoje podejście do wykonywanych czynności.
Z perspektywy czasu cieszę się, że się tutaj znalazłam - nic nie dzieje się bez przyczyny.
Teraz wiem że inaczej nie znaczy źle.
Zdobyłam doświadczenie którego nigdy nie zapomnę zmieniając oddział na którym pracowałam przez całe dotychczasowe życie.